Crossover to obecnie najmodniejszy rodzaj auta na naszych drogach, więc większość firm samochodowych ma taki pojazd w swojej ofercie. Było tylko kwestią czasu, kiedy również producenci skuterów wpadną na pomysł lansowania podobnego stylu. Jednym z owoców tego trendu jest Kymco DT X360.
Na skróty:
W segmencie motocykli sprawa jest oczywista – każda szanująca się marka kusi nas dużym i ciężkim motocyklem wyprawowym typu adventure. Jeżeli jesteś fanem dalekich wyjazdów w nieznane i nocy spędzonych pod rozgwieżdżonym niebem na mongolskim stepie albo przynajmniej za takiego chcesz uchodzić, to do wyboru masz dziesiątki modeli, które spełnią twoje wymagania. Co jednak zrobić, gdy twoje ambicje nie są aż tak rozbuchane, nie czujesz się pewnie na wysokim i ciężkim motocyklu, a w dodatku boisz się dzikich zwierząt? A przy tym czasami jednak potrzebujesz podjechać ostatnich kilkaset metrów szutrową drogą do domku na działce? Doskonałym rozwiązaniem będzie wtedy lekko uterenowiony skuter .
Definicja słowa „crossover” jest dosyć prosta – to skrzyżowanie dwóch lub więcej rzeczy bądź zjawisk tego samego rodzaju. W przypadku samochodów oznacza to, że jeździsz szosową furą, która karoserią przypomina nieco samochód terenowy, ma trochę większy prześwit i postawiona jest na nieco wyższych kołach. Oczywiście terenówka z niej żadna, ale przynajmniej takie auto dobrze wygląda. W przypadku maxiskutera typu crossover zadanie stojące przed projektantami wydawało się niemal niewykonalne. Jak nakłonić do jazdy w terenie coś, co generalnie z wyglądu przypomina luksusowego, niskopodłogowego jamnika? Przecież w motocyklach offroadowych liczą się przede wszystkim zwartość konstrukcji i duży prześwit.
Niewielkie skutery o lekkim zabarwieniu terenowym, jak np. Peugeot Squab, widywaliśmy już w latach 90. Do tego pomysłu powróciła niedawno Honda, prezentując światu w sezonie 2017 model X-ADV. Przepis na ten pojazd był dosyć prosty – szprychowane koła na dualowych gumach, szersza kierownica i dłuższe niż w zwykłym skuterze skoki zawieszeń. Okazało się, że klienci to kupili, a model ten stał się europejskim bestsellerem Hondy. W sezonie 2020 podobną drogą postanowiło pójść Kymco, dodając do swojego portfolio maszynę, którą ich spece od marketingu określili jako „przygodowy crossover”. Co bardziej śmiali pisali nawet o skuterowym adventure, a ekstremalni o dual sporcie. Przyjrzyjmy się więc tej konstrukcji bliżej.
Już sama nazwa skutera sporo nam mówi – litera „X” często oznacza właśnie wersję terenową danego pojazdu. Z kolei DT może być skrótem od „Downtown”, czyli nazwy dobrze nam znanego miejskiego skutera Kymco, z którym DT X360 dzieli zarówno ramę, jak i silnik. Co ciekawe, oznaczenie 360 nie ma wiele wspólnego z pojemnością silnika (bo ten ma 321 ccm), może więc chodzi o pełen obrót o 360º i sugestię, że ten skuter żadnej drogi się nie boi?
Na pokładzie
Skuter wyposażony jest bardzo przyzwoicie. Zaczynamy od procedury uruchomienia pojazdu. System bezkluczykowy eliminuje przykre zjawisko gorączkowego grzebania po kieszeniach, gdy już założyliśmy rękawiczki, a sam transponder ma wreszcie kompaktowe wymiary. Gdy tylko „pestka” skomunikuje się ze sterownikiem skutera, do uruchomienia wystarczy jedynie wcisnąć guzik włącznika, a stacyjka podświetli się na niebiesko – to znak, że Kymco będzie żyć! Dalej operacje wyglądają jak w każdym innym jednośladzie.
Co warte podkreślenia, system ten jest znacznie bardziej intuicyjny niż w większym maxiskuterze Kymco – AK 550, bo tam musiałem się nieco nagłowić, żeby opanować procedury startowe. Sterowanie wszystkimi zamkami i blokadami realizowane jest elektrycznie, włącznie z klapką wlewu paliwa. Gdyby z jakiegoś powodu akumulator rozładował się do spodu, byłaby bieda. Na szczęście skuter wyposażony jest w system, który uniemożliwia taką sytuację. Oprócz obowiązkowego ABS, w arsenale znajdziemy także system kontroli trakcji, który w skuterach nie zdarza się zbyt często. Cóż to jednak byłby za pojazd terenowy, w którym nie dałoby się wyłączyć tego wspomagacza? Kymco DT X360 wyposażone jest w odpowiedni guzik przy kierownicy, więc to, co dobrze sprawdza się na asfalcie, na szutrach możemy wyeliminować i nieco posypać kamykami spod tylnego koła.
Panel wskaźników jest wyjątkowo duży, czytelny i dobrze skontrastowany. Widać na nim wszystko, co trzeba, praktycznie w każdych warunkach pogodowych – od ulewnego deszczu po ostre słońce. W poręcznym bocznym schowku po lewej stronie znajdziemy gniazdo USB, więc nawet w trakcie jazdy możemy podładować telefon. Co ciekawe, w tajnym schowku w centralnym miejscu kierownicy, pod klapką z logotypem, znajdziemy drugie gniazdo, do którego można podłączyć nawigację.
Pojawia się tylko jeden problem – kokpit i kierownica są tak obudowane, że nie miałem pomysłu, gdzie zamontować uchwyt do telefonu lub nawigacji. A niestety tymi urządzeniami trzeba się posiłkować, bo pierwsza generacja DT X-a nie jest jeszcze wyposażona w stosowany przez Kymco w bardziej luksusowych modelach system Noodoe, dzięki któremu można personalizować wyświetlacz. Na szczęście producent oferuje, jako jedno z akcesoriów, dedykowany uchwyt na telefon, nie będzie więc problemów z nawigowaniem czy czytaniem SMS-ów.
Gdy jedziemy na wycieczkę
Lekkie skłonności terenowe, oraz moc niemal 30 KM sugerują, że tym skuterem da się w miarę szybko odjechać od miasta, niemal w dowolnym kierunku. Najpierw jednak musimy zapakować to i owo: kanapki na drogę, przeciwdeszczówkę, rękawiczki na zmianę, może aparat fotograficzny. Tu spotyka nas miła niespodzianka – schowek pod kanapą jest naprawdę pojemny, bez problemu pomieści dwa kaski integralne i jeszcze trochę towaru. Uznaję więc, że przestrzeń bagażowa jest wystarczająca i do codziennej jazdy do pracy, i na krótkie wypady. A gdy dodatkowo zainstalujemy kufer centralny, to i na dłuższe.
Skuter spakowany, tankujemy do pełna – do zbiornika zmieści się niemal 13 litrów, na których ujedziemy 300 km, jeżeli tylko nie będziemy zacinali manetki gazu w pozycji „max”. DT X360 wyposażony jest w podstawkę centralną, a waży niemal 200 kg, więc sprawdzam, czy osoby o marniejszej posturze będą w stanie jej używać. Moim zdaniem bez większego problemu, ale na wszelki wypadek jest i podstawka boczna.
Ruszam – do ok. 100 km/h przyspieszenia są naprawdę solidne, żaden zwykły samochód po prostu nie ma szans przy starcie spod świateł. Ochrona przed wiatrem i deszczem to też ważna sprawa. Mam to szczęście (?), że gdy odbieram skuter z Motor-Landu, zaczyna lać solidny deszcz, przy temperaturze ok + 5ºC. Od razu mogę więc zbadać w praktyce właściwości ochronne karoserii. Stopy nie mokną wcale, jeansy na udach tylko trochę, tu więc nie jest źle. Za to rękawy kurtki mokną całkowicie. Przednia szyba spełnia raczej funkcje estetyczno-dekoracyjne, dla ochrony przed deszczem czy wiatrem równie dobrze mogłoby jej nie być. Ale powiedzmy szczerze – kto rozsądny jeździ w taką pogodę skuterem?
Teraz pojedziemy nieco szybciej. Do ok. 135 km/h skuter wyczuwalnie przyśpiesza, potem, do 150 km /h, zastanawia się już bardzo długo i na tym koniec akceleracji. Ale przecież to nie bolid wyścigowy, tylko skuter, w dodatku z ambicjami crossovera. Miękkawe zawieszania, które mają za zadanie poprawiać komfort jazdy w terenie, w szybkich zakrętach nie czują się najpewniej. Za to hamulce są wystarczająco dobrze dozowalne i skuteczne.
„Deteiks” doskonale radzi sobie z wszelkimi nierównościami drogi, dobrze wybiera „śpiących policjantów” i, ku mojemu zdziwieniu, nie wiesza się podwoziem nawet na wysokich krawężnikach. Dzięki oponom typu dual sport szutry nie są mu straszne, zwłaszcza gdy wyłączymy kontrolę trakcji. Oczywiście w terenie wolałbym klasyczne Suzuki DR-Z 400, bo mimo wszystko lubię czuć zbiornik paliwa między kolanami, ale tu, jak na skuter, i tak jest nieźle. Spokojnie możemy więc wyskoczyć nim za miasto i pozwolić sobie na drobną przygodę z leśnymi szutrówkami.
A jak z konkurencją?
Wyprawowy skuter Kymco ma w zasadzie tylko dwóch konkurentów swojej w klasie – Hondę ADV350 i BMW C 400 X. Cała trójka dysponuje zbliżoną pojemnością silnika, mocą, masą, a nawet pojemnością zbiornika paliwa czy przestrzeni bagażowej. Różnice technologiczne nie są więc wielkie, chociaż nieco przemawiają na korzyść rywali.
Honda kusi choćby przednim zawieszeniem typu USD, regulacją wysokości przedniej szyby czy zestawem wskaźników LCD zintegrowanym z systemem sterowania głosowego Honda Smartphone Voice Control System. Z kolei BMW może być wyposażone w m.in. grzane manetki i kanapę oraz system multimedialny Connectivity. Wszystko to jednak ma swoje odbicie w cenie. Za Hondę trzeba zapłacić 29 200 zł, za BMW – 30 100 zł, choć dotyczy to wersji najuboższej. Dodając kolejne pakiety wyposażenia, można wywindować cenę niemieckiego skutera do wartości nawet 38 000 zł!
Kymco kosztuje wyraźnie mniej, bo 26 900 zł. Honda i BMW mają oczywiście ustaloną od wielu lat renomę, jednak Kymco też nie jest marką znikąd. Tajwańska fabryka kojarzy się z bardzo wysoką jakością i precyzją wykonania – nieprzypadkowo z jej usług korzystają tacy giganci, jak BMW czy Kawasaki. Wybór będzie naprawdę trudny. Jeżeli więc zdecydujesz się na skuter z lekkim zacięciem terenowym, to po prostu musisz przysiąść się do jednego, drugiego i trzeciego, i samemu zdecydować, który najlepiej do ciebie pasuje.
Zdjęcia: Tomasz Parzychowski