Gdzie te dobre czasy kiedy sprzedawano rocznie (i to na pniu) 200 tysięcy motorowerów Simson? Wraz z upadkiem Muru Berlińskiego załamała się sprzedaż produktów tej marki. Nagle wschodnioniemiecki Simson stał się Simsonem niemieckim, za którego należało płacić zachodnioniemieckimi markami.
Był to wystarczający powód, by sprzedaż w krajach byłego bloku wschodniego, jak dotychczas podstawowego odbiorcy motorowerów z Suhl, gwałtownie spikowała ku zeru. Po perturbacjach wynikłych z przekształceń własnościowych fabryki, zaczęto opracowywać nowe modele.
Latem ubiegłego roku (1994, przyp. red.) ujrzały światło dzienne trzy nowe Simsony: skuter Gamma, motorower Alfa i stylizowany na enduro Beta. Przy ich konstruowaniu położono szczególny nacisk na uatrakcyjnienie sylwetki. Skorzystano przy tym z bogatej oferty europejskich wytwórców akcesoriów motocyklowych.
W wyniku połączenia ze sprawdzoną techniką Simsona powstał całkiem apetyczny koktajl. Tak więc obok znanych rozwiązań mamy hydrauliczny hamulec tarczowy włoskiej firmy Grimeca, aluminiowe felgi Akront, zestaw przyrządów pokładowych firmy Veglia.
W sylwetce nowego Simsona dominuje plastikowa obudowa reflektora, chroniąca jednocześnie obrotomierz wraz z szybkościomierzem i zestawem lampek kontrolnych. Pod względem dopracowania i „wypieszczenia” szczegółów, nowemu Simsonowi nie można niczego zarzucić. Dobre, sprawdzone w porzednich modelach rozwiązania techniczne silnika i podwozia gwarantują satysfakcjonującą niezawodność.
A cena? 42 mln starych złotych to i tak około 10 mln mniej od ceny dostępnych w Polsce, podobnych klasą motorowerów japońskich.