fbpx

W czasach, kiedy ceny motorowerów startu­ją od poziomu 40 mln zł, znalezienie czegoś, co ma spalinowy silnik i nie zwala z nóg ceną, graniczy z cu­dem. A jednak okazuje się, że można. Hero Ankur pro­dukowany jest w Indiach i temu zapewne możemy za­wdzięczać jego atrakcyjną cenę: 1658 zł (w 1995 roku, przyp. red.)

Muszę przy­znać, że na początku po­traktowałem ten motorower z rezerwą. Ale już po kilku metrach jazdy odżyło wspo­mnienie pierwszego „praw­dziwego” jednośladu – po­czciwego Komara, podobnie jak Ankur zaopatrzonego w rowerowe pedały. Jednak oba te motorowe­ry dzieli epoka. Ankur pro­dukowany jest na licencji austriackiego Pucha, z któ­rego pochodzi też cała linia produkcyjna. Stąd w silniku wiele rozwiązań typowych dla motorowerów najnow­szej generacji. I tak, alumi­niowa gładź cylindra pokry­ta jest warstewką niklowo­chromową, co znakomicie podnosi trwałość silnika. Sprzęgło odśrodkowe po do­daniu gazu automatycznie przekazuje napęd poprzez pasek zębaty, a następnie łańcuch, na tylne koło. 

Peda­ły służą do uruchamiania sil­nika, lecz mogą go także wspomagać, np. przy stro­mych podjazdach. Co cieka­we, przekładnia wyposażo­na jest w zapadkę umożli­wiającą całkowite odłącze­nie silnika od przekładni, co znakomicie zmniejszając opory tarcia, umożliwia jazdę niczym na rowerze. Silnik­ wyposażony jest w nowocze­sny gaźnik, lecz już układ zapłonowy jest jak najbardziej klasyczny, z przerywaczem i cewką zapłonową. W tej samej obudowie znaj­duje się prądnica o mocy 33 W przy 12 V, dostarczająca prąd do świateł (długich i krótkich) i sygnału dźwię­kowego. Na kierownicy znajdują się dwie dźwignie hamulca: przedniego i tylne­go, oraz dwie podobne, związane z silnikiem: ssania i dekompresatora. Oba ha­mulce są skuteczne i pozwa­lają na bezpieczne wytraca­nie prędkości podczas jazdy w ruchu miejskim. 

Znajdujący się w rurze ramy zbior­nik mieści 2,5 litra paliwa, co przy zużyciu 1,2-1,5 l na . 100 km wystarcza na do­brych kilka dni jeżdżenia. Kranik paliwa umożliwia przełączenie zasilania na re­zerwę, co pozwala na doje­chanie do najbliższej stacji paliwowej. 

Ankur, choć zbu­dowany solidnie, jest leciut­ki. 52 kg wagi umożliwiają swobodną jazdę i dziecinnie proste parkowanie. Pojazd, co ważne, jest zarejestrowa­ny na dwie osoby i rzeczywi­ście, jazda we dwójkę jest możliwa, trzeba jednak pa­miętać o słabszej dynamice. 

Co do dynamiki, to przez  pierwsze 20 km/h Ankur rozpędza się dość flegma­tycznie (moim zdaniem winę ponosi zbyt ekonomicznie ustawiony gaźnik – lekka „pomoc” ssaniem powoduje wyraźną poprawę przy­spieszania. W praktyce, do szybkiego ruszania spod świateł przydają się pedały. Po przekroczeniu magicznej granicy 20 km/h silnik staje się naprawdę dynamiczny i umożliwia rozpędzanie się do 50 km/h (w wersji stłumio­nej, bo wg zapewnień im­portera w kanale ssącym umieszczono kryzę, usunię­cie której powoduje zdecy­dowany przyrost mocy silni­ka). Układ przeniesienia na­pędu pracuje bez jakichkol­wiek wstrząsów czy szarp­nięć, a jako że do jego obsłu­gi wystarcza jedynie opero­wanie pokrętłem gazu, jaz­da Ankurem nie wymaga od kierowcy najmniejszego wy­siłku. 

Co do zawieszenia, to nie należy sobie po nim zbyt wiele obiecywać. Jest ono konstrukcyjnie prościutkie, a jego skok jest raczej nie­wielki. Jednak mała masa i 16-calowe koła pozwalają na swobodne poruszanie się po drogach gruntowych. Do wad Ankura należy zaliczyć symbolicznych rozmiarów schowek, mieszczący ledwie podstawowy zestaw narzę­dzi, i brak istotnego w tego typu pojazdach bagażnika. 

Komu można polecić An­kura? Niska cena pojazdu i eksploatacji, roczna gwa­rancja bez limitu kilome­trów, dobra jakość i solidne wykończenie oraz prostota konstrukcji i obsługi prede­stynują go dla wszystkich potrzebujących pojazdu na co dzień, szybszego i mniej męczącego od roweru. Kie­dyś takim motorowerem był Komar, zostało po nim jed­nak tylko wspomnienie…

A co do nazwy: Ankur ma znaczyć w języku „tambyl­ców” tyle co „motylek”. Jed­nak zupełnie przypadkowo odkryłem całkiem swojski źródłosłów tej nazwy. Otóż jeden z moich znajomych, skądinąd „rasowy” motocy­klista, spoglądał na testo­wany przeze mnie motoro­wer z nieukrywanym scep­tycyzmem. – Takie to „ro­weropodobne” i do tego tyl­ko jeden bieg! — powtarzał kręcąc nosem. W końcu dał się przekonać, zakręcił pe­dałami, dodał gazu i zniknął za rogiem ulicy. Po dłuższej chwili wrócił i z podziwem rzekł: – On kur… naprawdę działa!!!

Zdjęcia: autor

 

KOMENTARZE