BMW z typową sobie konsekwencją stosuje „klockowy” sposób konstruowania nowych modeli. Od kiedy w 1993 roku pojawił się bardzo niekonwencjonalny R 1100 RS, konstruktorzy bawarskiej (z nazwy, gdyż tak naprawdę produkcja zlokalizowana jest w Berlinie) firmy co roku prezentują nowy model, który jednak jest jednak bardzo silnie spokrewniony ze starszymi.
Tak więc po R 1100 RS, R 1100 GS i R 1100 R przyszła kolej na motocykl turystyczny, szczególnie ważny w wizerunku firmy z biało-niebieską szachownicą – R 1100 RT.
Budowanie motocykli turystycznych nie jest dla BMW niczym nowym, bądź co bądź przyjęło się je uważać za prekursorkę tego rodzaju jednośladów: bogato obudowanych, równie bogato wyposażonych, posiadających zintegrowane z resztą motocykla kufry bagażowe. Jeśli dodać do tego stabilne podwozie i silnik – niewyżyłowany, elastyczny i niezawodny, to otrzymamy receptę na motocykl zdolny do pokonywania wieluset kilometrów dziennie bez uszczerbku dla kierowcy i jego pasażera. Takie było w 1978 r. R 100 RT i takie jest w 1996 r. R 1100 RT. W gamie produkcyjnej BMW można znaleźć aż pięć modeli turystycznych: K 1100 LT w dwóch wersjach, K 75 RT, R 100 RT, no i przedstawiany R 1100 RT. Od 1993 roku BMW zaczęło przyzwyczajać nas do niekonwencjonalnych rozwiązań stylistycznych. Nowy turystyczny model model poddaje ciężkiej próbie poczucie smaku dotychczasowych, raczej konserwatywnych klientów. Robi wrażenie wyrzeźbionego z jednej, monolitycznej bryły. Poszczególne elementy: zbiornik paliwa, owiewki i siodło płynnie przechodzą jedno w drugie. Pełno w nich łagodnych krzywizn i barokowych zawijasów.
Wszystkie mechanizmy motocykla okryte są plastikowym kokonem. Jego kształt był efektem pracy nie tylko stylistów, lecz także aerodynamików. I to patrząc na R 1100 RT, widać od razu. Zintegrowane z kierunkowskazami opływowe osłony lusterek zaprojektowano tak, by dawały „cień” aerodynamiczny na dłonie kierowcy. Pod reflektorem znajduje się typowy dla tej marki wlot powietrza (dwa zaokrąglone otwory, tzw. nerka) prowadzący powietrze do chłodnicy oleju silnikowego. Godna uwagi jest troska o stan powłok lakierniczych. W miejscach szczególnie narażonych na ścieranie lakieru (przez kolana i stopy) znajdują się miękkie ochraniacze.
Cały zespół napędowy wzięty został ze sportowego R 1100 RS. Tylko aby zachować bardziej turystyczny niż sportowy charakter zmieniono przełożenie przekładni głównej na krótsze. Tak więc mamy 90 KM przy 7250 obr./ min i solidny moment obrotowy: 97 Nm przy 5500 obr./min. Dobrze już znany ośmiozaworowy bokser chłodzony jest powietrzem, ale także i olejem, którego chłodnica umieszczona jest właśnie za owymi zaokrąglonymi wlotami w czołowej części owiewki. Podwozie; jako żywo, zapożyczono od R 1100 RS (tył) i R 1100 GS (przód). Zawieszenie, jakżeby inaczej, Telelever (z R 1100 R) z przodu i Paralever (z R 1100 GS) z tyłu.
Po raz pierwszy od 50 lat w BMW wyposażone jest w coś, co należałoby nazwać ogrzewaniem. Otóż przez nawiewy wokół lusterek nadmuchiwane jest na ręce, ramiona i kolana kierowcy powietrze nagrzane uprzednio od chłodnicy oleju. Dzięki temu, jak podaje wytwórnia, temperaturę rękawic można zwiększyć o 5° do 15°. Nie są to wszystkie udogodnienia dla kierowcy. Jego pozycja może być regulowana w zależności od wzrostu i indywidualnych upodobań. Siodło można ustawić w trzech różnych wysokościach, przednią szybę przesuwać (elektrycznie) w zakresie do 155 mm. Składany uchwyt ułatwia postawienie załadowanego bagażami motocykla na podstawkę. Dochodzą do tego jeszcze regulowane pozycje przełączników i dźwigni. Jeśli dodać do tego ABS II generacji, katalizator, bagażnik i dwa 30-litrowe kufry, ukazuje nam się całkiem zgrabny i luksusowy wycieczkowiec. Bo też i cena jest luksusowa: 25 000 marek (w Niemczech). Ceny polskiej wolimy nie podawać, a to z dwóch przyczyn. Po pierwsze, na pewno przekroczy ona zdecydowanie równowartość owych 25 000 DEM (polskie cła!), a poza tym motocykle z biało-niebieską szachownicą nie cieszą się szczególną estymą u polskich klientów. Nie jest to, Boże broń, wynik retorsji związanych z datą 1.09.1939 roku, a właśnie poziomem cen. I to właśnie „dzięki” nim polski dealer BMW (jest taki!) sprzedał od początku swej działalności tyle motocykli, ile palców u dłoni emerytowanego pracownika tartaku. Szkoda…