Przygoda ma, jak widać, wiele twarzy. Dla jednego będzie to koczowanie pod namiotem na trasie TET, dla drugiego wyprawa do Magadanu, a dla kogoś innego prawdziwa „adwentura” to wyprzedzanie wszystkiego i wszędzie oraz wpadanie w zakręt bokiem z pełnymi kuframi.
Na skróty:
Motocykle klasy adventure powstawały po to, żeby dowieźć podróżników w wymarzone miejsca przez niemal każdy teren. Rozwój segmentu nabiera tempa z roku na rok, a przy takim wzroście musi dojść do wypaczeń. Można by sądzić, że takim efektem ubocznym jest KTM 1290 Super Adventure S – motocykl, który idzie w potencjalnie bezsensowną stronę, przynajmniej pod kątem marketingowym.
Pomarańczowe szaleństwo
Do takich ruchów zdolni są jedynie szaleni Austriacy. Niejeden wieczór spędziłem ze specami i od marketingu, i od rozwoju motocykli. Praktycznie wszyscy to dosłownie szaleni motocykliści i to widać po ich pracy… Nowy Super Adventure S był projektowany wyraźnie pod kątem jazdy torowej, na tylnym kole, wchodzenia bokiem w zakręty itd. W teorii to totalny bezsens, bo od motocykli turystycznych oczekujemy, że w bezpieczny sposób dowiozą nas z punktu A do punktu B. Mam jednak pewne wrażenie, że w tym szaleństwie jest metoda.
Moc nie jest najważniejsza
KTM przyzwyczaił nas, że jest najmocniejszym motocyklem w klasie. W tym roku (przynajmniej na papierze) został przebity przez Ducati Multistradę V4. Co prawda Super Adventure S generuje „jedynie” 160 KM (10 KM mniej niż Ducati), ale broni się wyższym momentem obrotowym, który wynosi aż 138 Nm. To jest klucz do sukcesu. Jestem przekonany, że pomimo mniejszej mocy maksymalnej KTM wciąż pod manetką będzie największych „dzikiem” w stawce.
Nie chodzi wcale o ogromny moment obrotowy, a sposób reakcji na gaz. Filozofia budowania silników KTM opiera się na sporcie. Wewnętrzne elementy mają być jak najlżejsze i mieć jak najmniejsze opory. Stąd tłoki przypominają te stosowane w motocyklach crossowych, a w głowicy i cylindrach znajdziemy wiele miejsc pokrytych powłoką DLC, która obniża tarcie. To właśnie z powodu dość ekstremalnego podejścia do silnika turystycznego zdarzają się historie awarii. Ja słyszałem tylko ogólniki, więc jeśli macie własne opowieści, piszcie o nich w komentarzach.

Bez komputera nie poleci
Kiedyś zasłyszałem, że nowoczesne myśliwce z założenia mają być bardzo niestabilne – po to, żeby były zwrotne. Bez zaawansowanych komputerów nie byłyby w stanie utrzymać się nad ziemią. Ile w tym prawdy? Nie wiem, ale mam wrażenie, że KTM idzie w tę samą stronę. Nowa rama ma tak zaostrzoną geometrię, że nie mogę się doczekać, aż tego spróbuję. Główka ramy jest przybliżona do kierowcy aż o 15 mm, przez co trzeba było zmienić przednie mocowania silnika. Mam wrażenie, że motocykl będzie skręcał tak chętnie, że bez półaktywnego zawieszenia i Cornering ABS byłoby bardzo łatwo stracić przyczepność przodu.
Kontrola trakcji ma też nową funkcję. Osobno rozpoznaje prędkość obrotową tylnego koła i kąt wychylenia względem przedniego. Jeżeli tylna opona będzie się ślizgała, ale w kontrolowany sposób, komputer nie będzie ingerował. Wkroczy dopiero wtedy, gdy tył będzie chciał nas wyprzedzić. Czytaj: będzie można wychodzić z zakrętów bokami. Na szczęście w razie czego spadać będziemy z niższego konia, bo dzięki nowej ramie pomocniczej udało się obniżyć siedzisko. Teraz znajduje się ono 849 mm nad ziemią, wciąż niemało.

Czy to dobrze, czy źle?
Najlepiej marketing KTM kwituje Smoku. Od zawsze twierdzi, że motocykle kupuje się emocjami. Nikt, kto kupi KTM Super Adventure S, nie musi jeździć nim tak, jak na reklamach. Wystarczy świadomość, że ten motocykl jest do tego zdolny. Poza tym najlepszym sposobem funkcjonowania na rynku jest bycie nieporównywalnym. Tak oto KTM jest jedynym sportowym chuliganem zdolnym do dalekiej turystyki i jazdy w terenie.






