W miniony weekend (6-7.08) odbyła się w Poznaniu kolejna runda Wyścigowych Motocyklowych Mistrzostw Polski w której wziąłem udział wraz z naszym długodystansowym Suzuki GSX-R 600.
Im więcej startów, tym większa jest moja frustracja z powodu własnej głupoty, jaką wykazałem się pchając się seryjnym motocyklem do mistrzowskiej klasy Supersport. Przy swojej masie i mocy seryjnej maszyny nie da się powalczyć, choć nie zmienia to faktu, że nauka i zabawa (a głównie przecież o nią chodzi) jest przednia. Cieniem kładą się niedobory budżetu i łatanie dziur oponami „z łapanki”. W wyniku takich zabiegów na niedzielny wyścig Alpe Adria wyjechałem na oponach Pirelli, choć treningi i sobotni wyścig (do upadku) realizowałem Dunlopem.
Sobotniego wyścigu nie udało się ukończyć. W realizacji tego pomógł Bartosz „Ostry” Ostrowski. Na dziewiątym okrążeniu pokazał mi się na „Sławiniaku”, ale udało mi się go lekko zblokować. Wiedziałem, że spróbuje zaatakować na następnym zakręcie. Na następny lewy zakręt najechałem nieco bardziej po zewnętrznej, aby wcześniej podnieść motocykl i do prawego przełamania dojechać z większą prędkością. Plan niemal się udał, z wyjątkiem tego, że jadącemu po ciaśniejszym promieniu Ostremu puściły oba koła, dokładnie wtedy, gdy nasze motocykle zrównały się ze sobą.
W rezultacie tego miałem przymusową przesiadkę na jego Yamahę i obaj wylądowaliśmy na poboczu. Straty w moim motocyklu nie były na szczęście zbyt duże i po wymianie dekla alternatora, w którym podnóżek Yamahy wybił dziurę i kompletu owiewek oraz uzupełnieniu oleju mogłem wystartować w niedzielnym wyścigu. Słowa uznaniu należą się w tym miejscu teamowi GRANdys duo w barwach którego startuję za niezwykle sprawną akcję odbudowy i oczywiście odpowiedni asortyment części zapasowych. Kombinezon Dainese w którym startowałem po upadku nabrał nieco autentyczności, jednak kask Araia nadaje się niestety już chyba tylko na półkę.
Tekst Szymon Dziawer | Zdjęcia Agencja Świderek