fbpx

Będziesz Miał Wydatki | Okiem Lecha

Wiosna wybuchła nam wszystkim nagle w twarz, motocykliści rzucili się gremialnie do eksplorowania tras, a ja póki co nie.

To znaczy też się rzuciłem, ale na współczesnym, w dodatku testowym, a nie własnym motocyklu. A to się przecież nie liczy do statystyk nabijanych kilometrów. Pod koniec ubiegłego sezonu rozkraczyła się moja Beemka w sposób nieciekawy. Chociaż określenie „rozkraczyła się” nie do końca jest tu adekwatne. Ze szwędań po północy Polski i zlotu „Zapachu Garażu” wróciła we wrześniu do domu o własnych siłach, jadąc zupełnie przyzwoicie, jednak odgłosy wydobywające się z silnika brzmiały jednoznacznie. Poważny remont, tylko jeszcze nie wiadomo w jakim zakresie. Zdjęcie miski olejowej i wygrzebanie z niej garsteczki stalowych drobiazgów, potwierdziło tylko moje podejrzenia. Zapewne każdy, kto lubi (ja nie bardzo lubię) dłubać się samodzielnie w mechanizmach silnika zna to uczucie, kiedy wykryje pięknie mieniące się w słońcu, drobniutkie opiłki metalu w oleju. Widok oczywiście jest z artystycznego punktu widzenia ciekawy, ale przeważnie nie budzi entuzjazmu u właściciela pojazdu. Przeważnie towarzyszy mu klasyczny w takich sytuacjach słowo z mocno akcentowanym i przedłużonym „r”, powszechnie uważane za niecenzuralne. Chociaż bardzo często słyszane w warsztatach motocyklowych.

W moim przypadku było podobnie, chociaż obyło się bez paniki, bo przecież do następnego sezonu pozostało dobrych pięć miesięcy – się zdąży! Ale jak to zwykle w życiu bywa, teoria to jedno, jednostki, wydłubane z silnika magnesem drobne kawałeczki, świadczyły o destrukcji jednego, albo kilku łożysk w skrzyni korbowej, a to już nie są żarty. Poważnych operacji po prostu nie da się prawidłowo przeprowadzić w przydomowym garażu. Wywiozłem więc towar do, moim zdaniem jednego z najlepszych w naszym kraju mechaników (mających w ogóle jeszcze ochotę grzebania się w starych złomach), aż do Grudziądza i pozostało mi jedynie czekać na werdykt. Jedna sprawa to doświadczenie i umiejętności mechanika, a druga, to ogarnięcie niezbędnych  części do wymiany. Tu z pomocą przyszedł Internet (nie wiem, czy powinienem jakoś szczególnie przy okazji podziękować Amerykanom) ale wszystko to trwało jakiś czas. Tak, czy owak, żeby było zrobione zgodnie ze sztuką, nie pośpiech jest wskazany, tylko zachowanie procedur. Tu jednak pojawił się pewien problem – zwątpienie we własne kompetencje. Skoro silnik mam zrobiony idealnie przez zawodowca, to czy jeszcze będę umiał to wszystko złożyć do kupy? Pierwszy rozruch silnika po generalnym remoncie, mogę trochę porównać (nie znam się na tym, więc się wypowiem) do odbioru dziecka podczas porodu. Co prawda sam nigdy nie rodziłem, ale przecież napięcie i obawy towarzyszą zawsze także i ojcu. Czy aby na pewno się uda, czy niczego nie zapomniałem albo nie pomyliłem?

W zasadzie wszystko mam już poskładane i przygotowane do odpalania, ale chwilowo nie mogę odważyć się na ten ostateczny krok. Odkładam go już któryś raz, cały czas wynajdując powody, aby nie nacisnąć energicznie na kickstarter – a to gałęzie trzeba zgrabić w ogródku, a to zobaczyć się z wnukami. Ale wiem, że już niebawem nastąpi u mnie przypływ odwagi…i mam nadzieję przejść do fazy starannego docierania.

Nie musiałem wcale tworzyć specjalnej tabelki w programie Excel, żeby zorientować się w ogólnych kosztach podleczenia serducha motocykla. Nieco ponad dziesięć tysi (na szczęście PLN, a nie EUR), czyli suma za którą da się kupić już jakiegoś jeżdżącego weterana. Więc poniekąd zacząłem rozumieć sarkazm w rozszyfrowaniu skrótu nazwy BMW – Będziesz Miał Wydatki. Z pewnością radziecki odpowiednik mojej maszyny – Urala czy Dniepra da się wyremontować nieco taniej. Ale patrząc z drugiej strony – raz na ponad siedemdziesiąt lat dosyć intensywnego użytkowania każdy, nawet najprzyzwoitszy mechanizm, ma prawo się zepsuć. Niech więc mój staruch cieszy się z nowych bebechów, bo mam nadzieję (tfu – na psa urok, żeby tylko nie zapeszyć) że po kuracji odmładzającej, którą mu zafundowałem, już nigdy w życiu nie będę musiał go rozebrać w drobny mak.

KOMENTARZE