Jorge Martin aktywował klauzulę, która podobno pozwala mu odejść z Aprilii już po sezonie 2025, ale producent twierdzi, że umowa wciąż obowiązuje. Spór o kontrakt mistrza świata 2024 może zakończyć się w sądzie, co w teorii może oznaczać, że „Martinator”… nie wystartuje w sezonie 2026!
Na skróty:
Gdy w listopadzie 2024 roku Jorge Martin odbierał koronę mistrza świata MotoGP, przyszłość wydawała się jasna. Przenosiny z Pramac Ducati do fabrycznej Aprilii miały być kolejnym krokiem w jego karierze. Wielu spodziewało się, że pierwszy rok rywalizacji na RS-GP może być trudny, ale z czasem „Martinatorowi” wróżono walkę o podia, a może i sporadyczne zwycięstwo. Planem długoterminowym było zbudowanie zwycięskiego projektu, w którym team-partnerem Hiszpana został Marco Bezzecchi. Tymczasem pół roku później to „Bez” ma na koncie zwycięstwo i podia, a Martin nie ukończył na Aprilii ani jednego pełnego wyścigu. Dodatkowo, jego nazwisko częściej pojawia się w kontekście… sal sądowych niż torów wyścigowych.
Sezon, którego nie ma
Pech Martina zaczął się jeszcze zimą. Poważny upadek już na początku testów w Malezji, a potem kolejny w trakcie prywatnego treningu sprawiły, że Jorge nabawił się szeregu kontuzji, które wykluczyły go z trzech pierwszych rund sezonu. Gdy wrócił do stawki w Grand Prix Kataru, upadek w wyścigu skutkował złamanym nadgarstkiem, jedenastoma złamaniami żeber i odmą opłucnową. Od tamtej pory Martin wciąż pauzuje i dochodzi do zdrowia, a jego miejsce w zespole wciąż zajmuje tester Aprilii – Lorenzo Savadori.
Najnowsze informacje medyczne dotyczące Jorge są co prawda pozytywne, ale na powrót do ścigania musi jeszcze poczekać. Pierwotnie planowano, że Martin pojawi się w akcji w weekend 11-13 lipca podczas Grand Prix Niemiec, ale oficjalnie wykluczono jego powrót na Sachsenringu. Coraz bardziej prawdopodobną opcją wydaje się, że „Martinator” może wrócić do ścigania się jeszcze podczas Grand Prix Czech w Brnie, przed rozpoczęciem wakacyjnej przerwy. Zanim to się stanie, zgodnie z nowymi przepisami, Martin będzie mógł wziąć udział w jednodniowych, prywatnych testach na swoim tegorocznym motocyklu MotoGP. Próby mają odbyć się 9 lipca na torze Misano World Circuit Marco Simoncelli.

Jorge Martin i Aprilia dopięli swego w jednej kwestii – przed powrotem po kontuzji, będzie mógł przetestować swój motocykl MotoGP.
Umowa do 2026. Ale czy na pewno?
W międzyczasie, za kulisami wybuchła swego rodzaju bomba – Martin rzekomo aktywował klauzulę pozwalającą mu odejść z zespołu przed końcem dwuletniego kontraktu. Umowa z Aprilią miała obowiązywać do końca sezonu 2026. Mówi się, że owa klauzula ma być związana z wynikami samego zespołu lub zawodnika. Pierwotnie mówiło się, że jeśli po Grand Prix Francji Jorge nie będzie w TOP7 klasyfikacji generalnej – może odejść. Inne źródła mówiły, że klauzula miała dotyczyć obecności któregokolwiek z zawodników Aprilii w TOP5 klasyfikacji generalnej…
„Jorge jest wolny kontraktowo na sezon 2026. To dla nas jasne. Miał w umowie odpowiednią klauzulę i ją uruchomił. Po prostu stosujemy się do kontraktu” – powiedział podczas poprzedniej rundy MotoGP w Assen menadżer Martina, Albert Valera. „Tak, Jorge jest całkowicie dostępny. Zobaczymy, co wydarzy się dalej. Ale od momentu, gdy uzyskaliśmy jego wolność, możemy rozmawiać z innymi producentami. Tak – jeśli pytacie o Hondę, to również opcja na przyszły rok.”
Warto mieć na uwadze jeszcze jedną kwestię. Mimo tych zapewnień warto pamiętać, że Jorge Martin oficjalnie ogłosił jedynie intencję odejścia, ale nie potwierdził, że zdołał skutecznie rozwiązać kontrakt z Aprilią. Co więcej, w tym samym wywiadzie Valera przyznał, że: „Na ten moment nie możemy mówić o żadnych ofertach z innych stron, bo może to nie jest jeszcze odpowiedni moment. Najpierw musieliśmy mieć pewność, że Jorge chce aktywować klauzulę. Zrobił to. I głęboko wierzymy, że jest wolny.”
Aprilia jednak zdecydowanie zaprzeczyła, jakoby zawodnik miał jakiekolwiek prawo do rozwiązania umowy w obecnym momencie. W oficjalnym oświadczeniu, wydanym jeszcze w maju, włoski zespół poinformował, że kontrakt z Martinem jest „w pełni obowiązujący i musi być respektowany przez obie strony do końca 2026 roku”.
Szef Aprilia Racing, Massimo Rivola w rozmowie z brytyjską stacją TNT Sports podczas rundy w Assen powiedział wprost: „Dla nas sprawa jest jasna – Jorge nie będzie wolny na sezon 2026. Jeśli sprawa trafi do sądu, to sędzia rozstrzygnie, kto ma rację. Ale póki co jesteśmy, powiedzmy, dość spokojni w tej sprawie”.

Czy Jorge Martin odejdzie z Aprilii już po sezonie 2025?
Dorna wkracza do akcji
Na tym etapie do sprawy włączył się nawet szef Dorny Sports, organizatora MotoGP – Carmelo Ezpeleta. Hiszpan jednoznacznie stanął po stronie Aprilii: „Jeśli dwie strony zgadzają się na zakończenie kontraktu – nie ma problemu. Ale jeśli jedna strona twierdzi, że kontrakt nadal obowiązuje, a druga temu przeczy, to decyzję musi podjąć sędzia wskazany w umowie. Nie dopuścimy do sytuacji, w której zawodnik zmienia zespół, nie mając formalnie rozwiązanej umowy.”
I dodał: „Nie dopuścimy nikogo do startów w mistrzostwach, jeśli nie ma porozumienia z poprzednim zespołem albo wyroku sądu potwierdzającego ważność rozwiązania kontraktu.”
Co to oznacza w praktyce? Jeśli sprawa trafi do sądu i nie zostanie rozstrzygnięta do końca 2025 roku, Martin może nie wystartować w sezonie 2026 w ogóle. Mimo wszystko ten scenariusz wydaje się mało prawdopodobny, ale… nie niemożliwy. Wyobrażacie sobie, że po wszystkim co się wydarzyło, Jorge, jak gdyby nigdy nic, wraca na RS-GP i wypełnia kontrakt?
W tle Aleix Espargaro, Honda i miliony euro na stole
Według wielu komentatorów, za kulisami całej tej sytuacji stoi jeszcze Aleix Espargaro, wieloletni lider Aprilii i prywatnie bliski przyjaciel Jorge Martina. To właśnie Espargaro miał namówić go do dołączenia do Aprilii, rezygnując z innych ofert. Jednak po przejściu na sportową emeryturę Aleix trafił do… Hondy, przejmując tam rolę testera.
Obecnie coraz głośniej mówi się o tym, że to właśnie Aleix przekonuje Jorge do przenosin do HRC. Argumentów nie brakuje – plotki głoszą, że Honda oferuje Martinowi kontrakt opiewający na rekordowe 50 milionów euro. To tylko potwierdza, jak bardzo Japończykom zależy na ściągnięciu do siebie topowego zawodnika, a następnie wróceniu z nim na szczyt MotoGP.
„Nie podpisujemy kontraktów z zawodnikami, którzy mają wciąż obowiązującą umowę” – mówił jednak w Assen menadżer fabrycznego składu Hondy, Alberto Puig. Hiszpan wcześniej potwierdził, że oczywiście HRC jest zainteresowane pozyskaniem mistrza świata.

Czy Aprilia jednak odpuści sobie walkę o „Martinatora”?
Warto przypomnieć, że to nie pierwszy raz, gdy Jorge Martin decyduje się na podobny krok. W 2020 roku, będąc zawodnikiem KTM-a w Moto2, aktywował klauzulę rozwiązującą kontrakt na starty z Austriakami w MotoGP, by ostatecznie trafić do klasy królewskiej w barwach Pramac Ducati. Wtedy Hiszpan mógł rozwiązać umowę z KTM-em, jeśli do końca czerwca jeden z jego zawodników nie będzie w TOP10 klasyfikacij generalnej MotoGP. Problem w tym, że przez pandemię Covid-19 sezon 2020 w przypadku klasy królewskiej ruszył dopiero w lipcu…
Dla jednych obecna napięta sytuacja dotycząca Martina to znak, że jest świadomy swojej wartości, ale dla innych – niepokojący sygnał braku lojalności. I choć od dawna mówi się, że przyszłym pracodawcą Martina będzie Honda, to pojawia się jeszcze jedno pytanie: czy jakikolwiek zespół zdecyduje się zainwestować w zawodnika, który po raz drugi uruchamia podobną klauzulę i może mieć problemy prawne z byłym zespołem?
Co dalej?
Czy Jorge Martin zaryzykuje konflikt sądowy, by opuścić Aprilię? A może wróci do zdrowia i jednak wykaże się lojalnością wobec zespołu, który wydaje się wciąż na niego czekać? A może Aprilia po prostu chce uzyskać odszkodowanie od Martina za zerwanie kontraktu? Pewne jest to, że przyszłość mistrza świata 2024 pozostaje jedną z największych niewiadomych obecnego sezonu – i może zależeć nie tylko od wyników na torze, ale również od rozstrzygnięć na salach sądowych…
Zdjęcia: Aprilia Racing, MotoGP, Red Bull Content Pool





