fbpx

Nie ma znaczenia, czy w młodości telepaliście się na parkiecie w rytm kawałków Technotronic, Kra-ftwerk, czy Westbam. Nie ma znaczenia, czy przy okazji do organizmu wprowadzaliście substancje chemiczne ukryte pod nazwami „eska”, „bleta”, „Vogel”, „Mitsubishi”, „Superman”.

Niezależnie od tego, czy byliście w centrum wydarzeń, staliście z boku, czy też smacznie spaliście, muzyka oparta na elektronicznie przetworzonych dźwiękach zmieniła znacząco świat. Nie ma dwóch zdań. W końcówce lat 80. trio z Detroit (Derrick May, Juan Atkins i Kevin Saunderson) stworzyło gatunek muzyki produkowanej wyłącznie na maszynach. Co ciekawe, w Stanach Zjednoczonych techno nie zrobiło tak wielkiej kariery, jak w Europie, a w szczególności w Niemczech i w Wielkiej Brytanii. Od lipca 1989 roku, kiedy Dr. Motte zorganizował pierwszą edycję Love Parade, techno stało się melodią wolności, pokoju i miłości. Upadek muru berlińskiego w listopadzie tego samego roku, poza rewolucją polityczną, wywołał wielką przemianę kulturową, a techno idealnie wpisało się czasowo. Nieuregulowana strefa budynków opuszczonych po rozpadzie muru, szybko zaczęła wypełniać się fanami muzyki elektronicznej, dając poczucie zjednoczenia i końca walki za lub przeciwko czemuś. Techno wprowadziło w szary świat jaskrawe kolory, dobrą zabawę i BMW K1.

Mam teorię, że człowiek odpowiadający za wygląd K-jedynki, balował w E-Werk aż do śmierci, jego albo tego najsłynniejszego klubu techno w Europie. Nie ma bowiem żadnego logicznego wyjaśnienia na fakt, że ktoś w odległej Bawarii narysował, przekonał księgowych i wypuścił na rynek, motocykl wyprzedzający swoją epokę w każdym aspekcie.

Karton jogurtu

Czterocylindrowy silnik o mocy 100 koni mechanicznych z głowicą leżącą z lewej strony motocykla obniżał znacząco środek ciężkości, a przy okazji dawał łatwy dostęp serwisowy. Wtrysk paliwa Bosch, sterowanie zapłonem ECU, tylne zawieszenie Paralever, innowacyjny system ABS i współczynnik oporu powietrza wynoszący zaledwie 0,34 Cx, to tylko wstęp do świata niedostępnego w motocyklach konkurencji. K1 przede wszystkim zabijało wyglądem. W 1988 wyglądało, jakby dr Emmett Brown swoim wehikułem czasu ściągnął je z dalekiej przyszłości. Honda CBR1000F,czy Kawasaki GPZ1000RX, stojące przy BMW K1, wyglądały jak przyrodnie siostry przy Kopciuszku podczas balu u księcia.

Niestety innowacja technologiczna i awangardowy wygląd nie zostały zrozumiane trzydzieści sześć lat temu. BMW uśmierciło model zaledwie po 5 latach od premiery i 7000 sztukach wypuszczonych na rynek. Dziś K1 to nie tylko ciekawy youngtimer nazywany pieszczotliwie „kartonem jogurtu”, ale przede wszystkim wizytówka przemiany kulturowej Niemiec i całej Europy. Przemiany w rytmie „Pump Up The Jam” grupy Technotronic. Moim zdaniem BMW K1 powinno zastąpić GSXR-a w filmie „Cool As Ice” i GPZ900R Mavericka z pierwszej części „Top Gun”. Niemiecki motocykl był wówczas krokiem milowym, podczas gdy te z Japonii zaledwie wychylały lusterka z szopy monotonii i bezpiecznego rozwoju.

Hołd dla plastiku zbudowany z blachy. Osobliwa to koncepcja

Monstrualny cafe racer

Nie spotkałem nigdy wcześniej customowego motocykla bazującego na K1, jakkolwiek nawiązującego do oryginału. Do dziś. Do warsztatu iT ROCKS!BIKES prowadzonego przez Osvaldo Coutinho, Anę Pinę i Luísa Teixeira, trafił klient z nietypowym zleceniem. Postanowił z techno K-jedynki zrobić cafe racera, ale z jednobryłowym nadwoziem. Ekipa z Portugalii znana jest z budowania customów właśnie w takim stylu. Do ich złoto-białej Yamahy XJR 1300 „CS-06 Dissident” śliniłem się przez wiele lat i komisyjnie stwierdzam, że to jedna z najlepszych przeróbek japońskiej królowej.

„Limbo” można nazwać hołdem dla plastiku wykorzystanego na maksa w bazowym motocyklu, i nie jest to w żadnym wypadku przytyk, bo to pokłon tylko i wyłącznie wizualny. Główny materiał wykorzystany w projekcie to czysta blacha.

Zbiornik paliwa płynnie przechodzący w zadupek w stylu cafe, boczne półowiewki z małymi skrzelami, kanciasta przednia owiewka z kwadratowym, ale mniejszym niż w oryginale reflektorem – wszystko to sprawia, że nadal jesteśmy w stanie rozpoznać oryginał, ale czuć, że każdy detal jest przemyślany, nie trzeszczy i w połączeniu z resztą tworzy niesamowity efekt. Spójrzcie tylko na robione na zamówienie koła Jonich Wheels. Niby dodają ciężaru optycznego, ale mam wrażenie, że ze standardowymi felgami motocykl wyglądałby jak kolos na glinianych nogach. Motocykl poza wizualnym aspektem, został również unowocześniony technicznie.

Plastikowe przełączniki i wielkie zegary zostały zastąpione minimalistycznymi odpowiednikami z oferty Motogadget, clip-ony pochodzą od LSL, rolgaz od Domino. Przedni widelec to FGRT216 Ohlinsa dopasowany do radialnych zacisków i tarcz Brembo o średnicy 320 mm. By kolos prowadził się stabilnie, ekipa IRB zastosowała amortyzator skrętu LSL. Z tyłu pracuje nowe zawieszenie Wimoto z amortyzatorem YSS. Za poprawę pozycji odpowiadają nowe sety BSK SpeedWorks. Techno charakteru dodaje długi czary błotnik z przodu, wydech 4 w 1 od SC-Project i szare malowanie z delikatnymi pasami w kolorze czerwonym, niebieskim i czarnym.

„Limbo” narobiłoby sporo szumu pod klubem „Berghain” w Berlinie, „Paradiso” w Amsterdamie, „Printworks” w Londynie. Jest szansa, że na jego widok obudziliby się na chwilę nawet stali bywalcy warszawskich „Luzzter”.

Zdjęcia: iT ROCKS!BIKES

KOMENTARZE