To określenie pasuje jak ulał do tych, którzy zdecydowali się wybrać spośród innych motocykli właśnie Transalpa. I to nie tylko z tego powodu, że siedząc wysoko oglądają innych z „ptasiej” perspektywy. Raczej z satysfakcji z udanego wyboru. Bo Transalp obywa się bez wszelakich „fajerwerków” technicznych. Jest wszelako takim motocyklem, który swojemu właścicielowi daje to, co najpiękniejsze – przyjemność z jazdy.
Wystarczy zapytać kogoś, kto zdecydował się na co dzień jeździć uterenowionym samochodem typu Jeep Cherokee czy Suzuki Vitara, przedkładając go nad szybki osobowy samochód. Podobnie Transalp daje swojemu kierowcy poczucie „wyższości” nad innymi towarzyszącymi mu w ruchu pojazdami. Siedząc wysoko ma się doskonały wgląd w to, co dzieje się przed nami. Szeroko rozstawione lusterka umożliwiają obserwację „tylnej półsfery” niczym w AWACS-ie (samolocie wczesnego ostrzegania z potężnym radarem, przyp. red.). Zawieszenie znakomicie wybiera wszelkie dziury, choćby to miała być zapadnięta studzienka kanalizacyjna. Duży prześwit pozwala na bezstresowe pokonywanie krawężników. Ba! Jeśli ktoś lubi jazdę na skróty, nawet schody nie będą mu przeszkodą. Dodanie gazu już od samego „dołu” obrotów powoduje wyprostowanie rąk, a jeżeli już przyjdzie nam stanąć przy jakimś skrzyżowaniu, motocykl „dygnie” niczym baletnica, gdy przednie teleskopy zamortyzują ciężar motocykla i jego kierowcy. Silnik Hondy Transalp ma charakterystykę niemal doskonale linearną, tzn. jak dużo odkręci się rączkę gazu, tak szybko się pojedzie. Trzeba przy tym czujnie zerkać na obrotomierz, bo strzałka potrafi niepostrzeżenie wejść na czerwone pole, o czym nie są w stanie nas poinformować ani pracujący bez wibracji silnik, ani skutecznie wytłumiony wydech.
Transalp należy do tych motocykli, o których zwykło się mówić, że jeżdżą same, o ile im się w tym nie przeszkadza. Zachowanie na drodze można uznać za wzorowe. Pokonywanie łuków i jazda wśród kolein nie nastręczają trudności. W ruchu miejskim Transalp ma się do Afryki Twin jak koń z wiedeńskiej szkoły tańca do perszerona. Duży skręt kierownicy zapewnia doskonałą zwrotność. W praktyce zawrócenie w wąskiej uliczce czy wyjazd z zatłoczonego parkingu nie są dla niego problemem. Podczas jazdy na drodze znakomicie sprawdza się owiewka. Chroni ona skutecznie przed pędem powietrza, i to aż do prędkości maksymalnej. Kierowca siedzi schowany w jej aerodynamicznym „cieniu”, tak że jakiekolwiek kładzenie się na baku itp. jest pozbawione sensu. Silnik zapewnia odpowiedni zapas mocy, dzięki czemu wyprzedzanie nie jest czynnością, której kierowca Transalpa powinien się obawiać. Trochę gorzej jest z tankowaniem, jako że zbiornik mieści tylko 18 litrów, a przy szybkiej jeździe motocykl potrafi wypalić ponad 6 l/100 km.
Uroda Transalpa jest kwestią dyskusyjną, są tacy którym się podoba, a innym nie. Jedno jest pewne: pod względem ergonomii nie można mu nic zarzucić. Pozycja kierowcy, czyli trójkąt siodło-podnóżki-kierownica pozwala na zajęcie pozycji, która nie nuży nawet podczas długich podróży. Pasażer także nie jest traktowany po macoszemu. Jego siodło jest obszerne (gdyby tylko było trochę mniej pochyłe…). Kierowca nie musi mieć od razu nóg jak Claudia Schiffer. Siodło znajduje się na „przyzwoitej” wysokości 850 mm, dzięki czemu jazda w mieście i stanie pod światłami nie muszą być utrapieniem. Układ przełączników jest jasny i klarowny, podobnie jak tablica przyrządów pokładowych. Trochę brakuje na niej wskaźnika poziomu paliwa, jednak na szczęście kranik jest łatwo dostępny, nawet podczas jazdy. Musi być jednak łyżka dziegciu w beczce miodu. Czego brakuje w Transalpie? Schowka, schowka z prawdziwego zdarzenia. Jest co prawda małe, zamykane na kluczyk „schowanko”, wiszące u tylnego błotnika. Jednak jest ono po brzegi wypełnione kompletem narzędzi. A gdzie pomieścić np. disc-locka? Kilka cierpkich słów należy się również urządzeniu rozruchowemu, tzw. „ssaniu”. Nawet przy całkowicie włączonym ssaniu silnik pracuje nierównomiernie i ma skłonność do gaśnięcia, także bez pomocy manetki gazu się nie obejdzie.
Technika XL 600V, znana jest już ładnych parę lat. Cylindry widlastego silnika są rozchylone pod kątem 52°, co w połączeniu z wałem korbowym z przesuniętymi o 38° wykorbieniami pozwoliło na uzyskanie charakterystyki typowej dla widlastej dwójki V 90°. Dwie chłodnice płynu rozmieszczono po obu bokach przedniej rury ramy, prawa chłodnica jest dodatkowo zaopatrzona w wentylator. W głowicach znajdują się po jednym wałku rozrządu, które za pomocą dźwigienek poruszają trzy zawory: dwa ssące i jeden wydechowy. Natomiast świece są cztery – po dwie w każdej głowicy. Sprzęgło jest uruchamiane linką. Pięciostopniowa skrzynia biegów, podobnie jak cały układ przeniesienia napędu, pracuje precyzyjnie i cicho. Biegi są wybierane z lekkim „trzaśnięciem”, przełączaniu nie towarzyszą stuki z kasowania luzów. Stalowa rama ma szeroko (ponad silnikiem) rozstawione górne rury, dolna zaś jest pojedyncza. Tylny wahacz ze stalowego profilu jest wyposażony w solidny system regulacji naciągu łańcucha. To się chwali.
Przednie, 21-calowe koło zdradza ciągoty Transalpa ku terenowi. Nie wolno jednak dać zwieść się pozorom. Nie jest to motocykl terenowy, a uterenowiony, a jego żywiołem są drogi bite, a nie bezdroża. Również pod tym kątem dobrano charakterystykę zawieszenia, chociaż jest ono zestrojone bardziej pod kątem komfortu niż sportowego prowadzenia. Hamulce z pływającymi zaciskami są skuteczne, ale nie zwalają z nóg swoimi możliwościami. Zgodnie z polityką Hondy produkowania typowych dla danego rynku modeli w filialnych zakładach, od końca tego roku (1996, przyp. red.) produkcja Transalpa zostanie w całości przeniesiona do Europy, do fabryki w Atessa we Włoszech. Póki co polski klient może kupić XL 600V japońskiego pochodzenia w sieci Motopolu. I trzeba przyznać, że ten motocykl znakomicie sprawdza się w realiach naszego kraju. Rezygnacja z wysokiej prędkości maksymalnej na korzyść komfortowej pozycji kierowcy i takiegoż zawieszenia ma swój sens na polskich drogach. Honda Transalp może być motocyklem uniwersalnym: doskonale radzącym sobie na co dzień z jazdą po zapchanych miejskich ulicach, a w weekendy idealnym do turystyki. A 175 km/h prędkości maksymalnej znaczy w naszym kraju prawie tyle, co pierwsza prędkość kosmiczna. Tak więc bez kompleksów. Ten motocykl mimo „tylko” 50 KM w wielu przypadkach góruje nad 100-konnymi „szlifierkami”. Przed kupnem należy tylko postawić sobie pytanie: do czego będzie mi służyć motocykl? Jeżeli nie do szaleńczych wyścigów mających pokrzepić ego właściciela, a bardziej do dania radości z jazdy jednośladem – wybierzcie Transalpa. On da się lubić.