Motocykle enduro jakoś nie mogą zdobyć sobie miejsca na polskim rynku. Zdawałoby się wymarzone na polskie „drogi”, dużo tańsze od obudowanych „przecinaków”, proste w obsłudze i eksploatacji, powinny zyskać sobie wielu zwolenników. Niestety, podbiły serca motocyklistów, i owszem, ale w krajach, gdzie setkę nowych motocykli sprzedaje się w, powiedzmy, tydzień, a nie przez cały rok.
Terenowe Suzuki dawno zyskały sympatię zwolenników bliższego kontaktu z naturą. Niezawodne, lekkie, wytrzymałe i, co ważne, tańsze niż motocykle konkurentów znane są nie tylko w świecie motocyklowych globtroterów, ale i sobotnio-niedzielnych „wycieczkowiczów”. Jednym z takich motocykli dla weekendowych „endurzystów” było Suzuki DR 650R. Po wielu latach doczekało się ono godnego następcy. Suzuki DR 650 SE pomimo (rodzinnego) podobieństwa jest zupełnie nowym motocyklem. Podstawowe założenia konstrukcyjne, sprawdzone w poprzednim modelu, zdecydowano się pozostawić, reszta ma niewiele wspólnego z wcześniejszym DR-em. Dotknięcie przycisku rozrusznika budzi silnik do życia. Jednocylindrówka pracuje z typowym dla siebie warkotem, skutecznie tłumionym przez wykonany z nierdzewnej stali tłumik. Podciśnieniowy gaźnik o średnicy gardzieli 40 mm podłączony jest do układu sterującego silnikiem. Silnik, jak przystało na Suzuki, chłodzony jest podwójnie: olejem i powietrzem. Powierzchnia aluminiowego cylindra pokryta jest warstewką węglików mających na celu zmniejszenie tarcia i przedłużenie trwałości silnika. W czterozaworowej głowicy z jednym wałkiem rozrządu znajdują się dwie świece zapłonowe. Przy konstruowaniu silnika szczególny nacisk położono na zmniejszenie jego masy i gabarytów w stosunku do poprzednika. Smarowanie odbywa się w układzie z miską olejową. Dlatego poziom oleju sprawdza się poprzez szklane okienko w bloku silnika. Pozornie wygodne, ale nie w motocyklu bez centralnej podstawki i o sporej, jak na enduro przystało, wysokości siodła. Silnik „produkuje” 46 KM, a jego wyjątkowo spolegliwa, prawie płaska charakterystyka skłoniła konstruktorów do zrezygnowania z obrotomierza w zestawie przyrządów. Podwozie, szczególnie w motocyklach enduro, jest nie mniej ważne niż silnik. Tradycyjna, pojedyncza stalowa rama szczelnie otacza silnik. Przedni, konwencjonalny widelec wykonany jest w technice znanej do tej pory z Hondy Fireblade. Ruchome golenie wykonane są z duraluminium i za pomocą klejenia połączone z obsadą osi koła. Rury nośne mają imponującą średnicę: 43 mm. Skok koła to (bagatelka!) 260 mm.Wahacz, spawany z aluminiowych profili, dodatkowo każe spojrzeć przychylnym okiem na nowe enduro Suzuki. Szczególnie że współpracuje on z w pełni regulowanym, gazowym elementem resorująco-tłumiącym, wyposażonym w oddzielony zbiorniczek gazu. Hamulce nie dają podstaw do krytyki. Pływająca tarcza z przodu i pojedyncza tarcza z tyłu pozwalają czuć się pewnie zarówno na drodze szybkiego ruchu, jak i szutrowej ścieżce. Co do wyposażenia, to rzuca się w oczy brak bagażnika. Owszem, przewidziany jest w zestawie dodatkowych akcesoriów, lecz próżno szukać go wśród seryjnego wyposażenia. Suzuki DR 650 SE znajduje się także w ofercie polskiego importera, Suzuki Motor Poland. Pozostaje tylko nadzieja, że ten, zdawałoby się stworzony na polskie drogi, motocykl spodoba się polskim motocyklistom. W końcu nie każdy musi być Maxem Biaggi czy Luca Cadalorą… A Stephane Peterhanselem? Może…?