fbpx

Wybaczcie, że tym razem będzie może odrobinę mniej „felietonowato”, ale za to historyjka, którą chcę przedstawić, nawet jeżeli nie jest pouczająca, to przynajmniej zabawna. Mam nadzieję, że chociaż w pewnym stopniu zrekompensuje to formalne niedostatki tego tekstu.

Lubię jeździć zabytkowymi motocyklami, w długie trasy i w dobrym towarzystwie. Na stare lata zachciało mi się nawet ponownie zasmakować życia obozowego, więc wożę ze sobą pełen biwakowy rynsztunek w postaci namiotu, śpiwora, materaca i innych niezbędnych w takich sytuacjach przyborów. Krótko mówiąc, jest tego dużo i cały ten towar trzeba gdzieś upchnąć. Lubię jeździć daleko, ale nie przepadam za tym, by maszyna w trakcie wyprawy przypominała wóz cygański objuczony różnego rodzaju pakunkami, tobołkami i patelniami telepiącymi się po bokach pojazdu. Ma być po prostu elegancko, estetycznie i funkcjonalnie.

Dorobiłem się z wiekiem fantastycznej podróżnej torby BMW, do której jestem w stanie upchnąć cały ten towar, a w dodatku mocowana jest do motocykla na czterech klikanych zaczepach, pozwalających błyskawicznie uwolnić mandżur. Mój motocykl, stareńkie BMW, jakby praprzodek Urala, skonstruowany jest tak, że siodełko pasażera (tzw. dupoklap) jest przykręcany do bagażnika. Gdy wyruszam w dłuższą podróż, zdejmuję siodło i na jego miejscu, w poprzek maszyny, doskonale mieści się wspomniana torba. Jednak mimo w miarę sztywnego dna, mocno obładowana zawsze jakoś tak smętnie zwisała po bokach motocykla, co stało w jawnej sprzeczności z moim poczuciem estetyki.

Wpadłem więc na pomysł, aby zamiast siodła przykręcać do bagażnika coś sztywnego, a dopiero na tym czymś mocować torbę. Szczęśliwie znalazłem w garażu kawałek w miarę eleganckiej, wodoodpornej sklejki, która zalegając tam od lat czekała właśnie na ten moment. Przyciąłem ją na wymiar, upaćkałem lakierem bezbarwnym i podest pod torbę był gotów. Teraz całość pojazdu prezentowała się naprawdę godnie, z nieprzekrzywioną torbą. Pojawił się natomiast nowy, niespodziewany problem. Gdy tylko pojechałem na imprezę i odpiąłem torbę, to  rano zawsze znajdowałem wyżej wspomniana deskę gęsto zastawioną pustymi flaszkami lub innymi artefaktami świadczącymi o mile spędzonym przez kolegów wieczorze. Nie będę ukrywał, że wielokrotnie sam także spędzałem czas przy tej podstawce pod torbę, chwilowo tylko służącą jako podręczny barek. Jednak poranny widok deski znowu zaburzał moje poczucie estetyki.

Pewnego razu doznałem olśnienia – skoro deska robi za stolik, niechże stanie się prawdziwym stolikiem. Dorobiłem więc drewnianą nogę, okutą na końcach stalą. Jeden koniec nogi z ostrym szpikulcem wbijałem w ziemię, drugi, lekko stożkowy, osadzony był w odpowiedniej dziurze wywierconej w desce. W ten sposób miałem jednocześnie i platformę pod torbę, i stolik. Całkiem funkcjonalny, tylko mało elegancki. Ten problem dręczył mnie przez kilka lat, aż w końcu postanowiłem kwestię ostatecznie rozwiązać. Projekt zleciłem kuzynowi, który przez lata zajmował się projektowaniem linii technologicznych, a teraz jest na emeryturze, więc dysponuje odpowiednią wiedzą i czasem, a w dodatku ma tokarkę i umie na niej naprawdę dobrze robić. Z zalegających w ogródku „przydasiów” wygrzebał przepiękną chromowaną rurkę i jakieś puce aluminium, i wyrzeźbił zupełnie nową nogę, tym razem z wkręcanymi podpórkami zamiast stożka wbijanego w ziemię. Lekko już leciwa, ale ciągle w dobrej kondycji deska otrzymała (po pomiarach bagażnika) pasującą tuleję, w którą na gwincie wchodzi noga. Całości projektu i wykonania chyba nie powstydziłaby się nawet NASA. W tym sezonie, podczas tygodniowego szwendania się po kraju, planuję debiut i badania wytrzymałościowe projektu.

Tyle historyjki, a na końcu morał. Jeżeli chcesz mieć motocykl wyposażony dokładnie tak, jak ci pasuje, to powinny być spełnione dwa warunki. Po pierwsze, musisz jeździć na tym sprzęcie kilka lat, żeby rozeznać się, czego mu do (twojego) szczęścia brakuje. A po drugie, zrobić to sobie samemu, albo przynajmniej mieć wizję, jak to coś ma wyglądać, a resztę zlecić. Takie dodatki do motocykla, osobiście przemyślane i wykonane, smakują najlepiej!

KOMENTARZE