Trwało to kilka lat nim VT 600C, podstawowy chopper z gamy produkcyjnej Hondy, zaskarbił sobie sympatię grupy europejskich motocyklistów mniej zainteresowanych osiągami supermotocykli Hondy, a przedkładających nad nie spokojny, relaksujący amerykański styl. Trzeba było zaczekać do 1994 roku kiedy większy brat – VT1100C Shadow pojawił się w Europie.
Natomiast za Wielką Wodą znany był już od 1985 roku. Produkowany był tam niemal 10 lat i mimo wielu stylistycznych modyfikacji przetrwał w zasadniczej swej formie niezmieniony do 1995 roku, kiedy to zastąpił go jeszcze bardziej „zamerykanizowany” VT 1100 C2. Oba pochodzą z tej samej amerykańskiej filii Hondy w Marysville w stanie Ohio. A więc zbudowany w Stanach, z amerykańskiej stali i rękoma Amerykanów.
Co tu dużo mówić, mimo znacznie bardziej wyrafinowanej i dojrzalszej technicznie konstrukcji, Honda zawsze (szczególnie dla harleyowskich fanatyków) będzie tylko Hondą. Stąd też wzorem wielu japońskich producentów samochodów, chcąc zerwać z imagem taniego motocykla, postanowiono, żeby na zbiorniku paliwa dominowała nazwa SHADOW. Dopiero z bliska można odczytać, że producentem jest Honda. Nie zapomniano też oczywiscie o „made in USA”, co wielu Amerykanów (i nie tylko) może przekonać o wyższości techniki z Marysville nad tą z Millwaukee.
Shadow jest czystym ucieleśnieniem filozofii choppera, w którym osiągi mają mniejszą rolę niż komfortowa pozycja kierowcy i silnik produkujący z dwóch rozwidlonych cylindrów morderczy moment obrotowy. Stylistyka VT 1100 wynika z założeń przyjętych przez konstruktorów jako „Project Phoenix”. Zgodnie z nimi motocykl ma budzący respekt rozstaw osi: 1650 mm, siodło zaś znajduje się na wysokości tylko 705 mm. Zbiornik paliwa ma obowiązkowo kształt kropli, zaś proporcje sylwetki dobrano w ten sposób, by maksymalnie wyeksponować silnik z sylwetki motocykla.
Towarzyszy temu oczywiście perfekcyjne wykończenie, wysokiej jakości powłoka lakiernicza i dużo, dużo chromu. Trzeba było sporo zachodu, by znaleźć tak wszechobecne dziś w motocyklach elementy z tworzywa sztucznego. Poza osłoną chłodnicy i kierunkowskazami w kształcie kieliszków do jaj na twardo, nie ma tu kawałka plastiku (sprawdziliśmy!).
Silnik Hondy Shadow, z racji swojej charakterystyki, równie dobrze mógłby sprawdzić się w traktorze. Swój maksymalny moment obrotowy – 97 Nm – osiąga JUż przy 2750 obr./min. Do osiągnięcia maksymalnej mocy 60 KM wystarczy 5000 obr./min. A wszystko to przy braku jakichkolwiek wibracji i przy akompaniamencie wspaniale dudniących tłumików. Wsłuchując się w odgłosy wydechu, trudno uwierzyć, że ich źródłem jest silnik widlasty. Charakterystyczny gang przypomina raczej silnik typu Twin. I nic dziwnego, gdyż w trosce o wyrównoważenie pracy silnika, czopy korbowe wału przesunięto względem siebie o kąt 90°. Dało to idealnie spokojny bieg silnika, ale widać zbyt spokojny, skoro w ostatnim modelu VT 1100 C2 świadomie „popsuto” tenże sam silnik, zamieniając wał korbowy na tradycyjny, o jednym, wspólnym dla obu korbowodów, wykorbieniu. Dudni bardziej po harleyowsku, trzęsie trochę słabiej, ideał zdaje się tuż, tuż.
Shadow oferuje wszystko to, co najlepsze wymyślono do tej pory w dziedzinie budowy silników. Oba potężne (średnica 87,5, skok 91,4 mm), rozchylone pod kątem 45° cylindry chłodzone są cieczą. W każdej z głowic znajduje się wałek rozrządu napędzający trzy zawory: dwa ssące i jeden wydechowy. Hydrauliczne popychacze zaworowe pozwalają na bezobsługową eksploatację, a w połączeniu z wolnoobrotowym charakterem silnika gwarantują wiele tysięcy mil „easy riderowania”.
Duża powierzchnia komory spalania wymogła zastosowanie dwóch świec zapłonowych na cylinder. Dwie świece ułatwiają prawidłowy zapłon mieszanki, co owocuje mniejszym zużyciem paliwa i łatwiejszym rozruchem. Sporo wysiłku kosztowało konstruktorów ,,ukrycie” układu zasilania. Filtr powietrza znalazł się pod siedzeniem, schowany za chromowanymi panelami. Stąd powietrze zasysane jest bezpośrednio przez dużej średnicy rurę grzbietową ramy do dwóch gaźników umieszczonych pomiędzy cylindrami.
Hydraulicznie sterowane sprzęgło z łatwością daje się sterować dwoma palcami, tak że nadmiar energii można spokojnie zachować na manewrowanie tym 245-kilogramowym kolosem. Precyzja wybierania biegów nie odbiega od panujących obecnie standardów. Pięciostopniowa skrzynia z racji bardzo elastycznego silnika nie wymaga zbyt częstęgo szukania dźwigni. Piąty bieg ma charakter nadbiegu i obniżając obroty silnika, pozwala oszczędzać paliwo przy jeździe autostradą. Nie należy tego lekceważyć, jako że przy średnim zużyciu paliwa wynoszącym 8,5 l/100 km, 13-litrowy zbiornik zmusza do częstych postojów na tankowanie.
Podobnie jak silnik, bezobsługowo zaprojektowano napęd tylnego koła. Osłonięty rurą wahacza wał kardana powoduje tylko czasem, przy energicznym przyspieszaniu, podnoszenie tyłu motocykla i usztywnienie tylnego zawieszenia. Ale taka to już uroda napędu wałem kardana i zjawisko to spowodowane zmianą momentu bezwładności jest powszechne (z pewnymi wyjątkami) w tego typu napędach.
Tylne zawieszenie o pięciostopniowa regulowanych amortyzatorach i skoku równym 100 mm pozwala zasiąść na kanapie motocykla niczym w fotelu babuni. Przednie zawieszenie również nie daje powodu do krytyki. Przy skoku 160 mm i średnicy rur nośnych 41 mm pozwala pewnie prowadzić ten w końcu wcale nie sportowy motocykl nawet po gorszych drogach. Oczywiście przez cały czas należy pamiętać o charakterystycznej, wynikającej z geometrii podwozia (kąt pochylenia główki ramy 55°) manierze prowadzenia choppera. Wejście w ostry zakręt wymaga silnego pociągnięcia za kierownicę.
Prowadzenie Shadowa przypomina nieco manewrowanie supertankowcem (z ładunkiem). Ale już jazda po lekkich łukach to sama przyjemność. Aby wystarczyło jej na długie lata Shadow zaopatrzony został w skuteczne hamulce. Godna uwagi jest wstrzemięźliwość konstruktorów, którzy zaopatrzyli ciężki bądź co bądź motocykl w pojedynczy hamulec tarczowy z przodu i tylny bębnowy. O dziwo, dają one sobie doskonale radę z 245 kg amerykańsko-japońskiego żelastwa.
Długa, niska sylwetka, tylne koło z masywną 15-calową oponą i blask chromu nadają Hondzie Shadow niepospolitej elegancji. Pojedynczy, wychromowany szybkościomierz wraz z zestawem lampek góruje ponad szerokimi półkami przedniego zawieszenia. Błyszczące dekle sygnałów dźwiękowych znalazły swe miejsce po obu stronach silnika, pomiędzy jego rozchylonymi cylindrami. Szeroka, podgięta do góry kierownica i daleko wysunięte do przodu podnóżki dają motocyklowi ergonomię porównywalną z fotelem dentystycznym (jeżeli w ogóle można użyć podobnego porównania).
Jazda przy wykorzystaniu możliwości drzemiących w spokojnie pracującym i nieprzyzwoicie cichym silniku jest czystą przyjemnością. Szkoda tylko, że VT 11 OOC nie będzie już dalej produkowany, wyparty z taśm montażowych przez jeszcze bardziej „amerykański” VT 1100 C2 ACE. I komu to przeszkadzało?