Jeżeli coś ma dwa koła i manetkę gazu, to Ryan Sipes rozpracuje jak się tym jeździ na najwyższym poziomie. Były fabryczny zawodnik motocrossowy i pierwszy w historii USA zwycięzca sześciodniówki enduro porzucił ściganie się w najtrudniejszych seriach off-roadowych w Ameryce i rozpisał kalendarz po swojemu. Pokazał tym, w jakim kierunku zamierza iść – najbardziej wszechstronnego zawodnika na świecie.
Ryan Sipes potrafi w trakcie jednego sezonu potrafi namieszać w wyścigu głównym AMA Supercrossu, dołożyć chłopakom z American Flat Track czy otrzeć się o zwycięstwo na Red Bull Straight Rhythm! Przy tym jest mega sympatycznym gościem, który chętnie dzieli się wiedzą i kulisami tego, jak wygląda życie najlepszego „generała” w branży.
Zapraszamy do rozmowy z Ryanem o tym, jak godzi te wszystkie dyscypliny, którą lubi najbardziej i o jakim wyścigu stara się nie myśleć. Eliasz Dawidson: Można powiedzieć, że przełamałeś szablon i na nowo zdefiniowałeś określenie zawodnika. Różne dyscypliny, zupełnie inne zawody i oczywiście dużo różnych motocykli. Jak ty to wszystko godzisz?
Ryan Sipes: No nie jest łatwo, ale jakoś daję radę! W sumie to nie wiem jak, bo ciągle brakuje mi czasu i przydałoby się kilka dodatkowych godzin w ciągu doby. Trzeba jeździć różnymi motocyklami, w różnych miejscach i przeprowadzać dużo różnych testów. O dojazdach na zawody nie wspominając. A przecież trzeba jeszcze znaleźć chwilę dla rodziny! Hard enduro, supercross, flat track, cross country, motocross – jest tego całkiem sporo.
Startowanie w różnych dyscyplinach wymaga niezłej logistyki i dużego samozaparcia. Nie można się przestraszyć i odpuścić jak już się zacznie. W sumie dobrze, że za pierwszym razem biorąc się za projekt „General Sipes” nie wiedziałem co mnie czeka, bo mogłoby być różnie. Na szczęście starty w różnych zawodach, i to myślę że z niezłymi wynikami, dały mi mocną motywację, żeby robić to dalej.
ED: Ścigałeś się w supercrossie, w enduro, w cross country czy motocrossie. Ale połączenie startów w tych różnych dyscyplinach i jeszcze dołożenie do tego hard enduro, flat tracku i nawet hill climbingu jest delikatnie mówiąc szalone… skąd w ogóle ten pomysł?
RS: To fakt, spróbowałem w życiu wielu różnych wyścigów, ale zawsze byłem skupiony na jednej serii. Gdy w 2017 roku jechałem ostatni sezon w GNCC, wystartowałem również w 125 Dream Race. To był krótki wyścig na cztery okrążenia i wygrałem go bez większych problemów, a przyniósł mi więcej korzyści i szumu medialnego niż cały sezon GNCC, w którym każdy wyścig to trzy godziny prawdziwego piekła. Pomyślałem więc, że czemu by nie spróbować wystartować w najciekawszych wyścigach w różnych dyscyplinach.
Dla mnie to frajda z jazdy i próbowanie czegoś nowego, dla sponsorów docieranie do różnych środowisk. Pozwoliłoby to w końcu jakiejś części fanów motocrossowych zainteresować się np. GNCC, a części fanów np. supercrossu rajdem hard enduro. Zamiast skupiać się na przyciąganiu jak największej ilości fanów z jednej dyscypliny, chciałem dotrzeć do kibiców z jak największej liczby dyscyplin.
Poszedłem więc z tym pomysłem do moich sponsorów, którzy pytali „czyli nie zdobędziesz żadnego mistrzostwa?”. Mówiłem im wtedy, że nie, ale że to superpomysł i że nikt tego jeszcze nie zrobił, więc sporo osób się tym zainteresuje. Zgodzili się zostać ze mną na tak dziwny sezon i myślę, że dobrze się to przyjęło. Takie sezony są bardzo ciężkie, bo mam nawet po 30 wyjazdów, ale świetnie się bawię.
ED: Która dyscyplina daje ci najwięcej zabawy?
RS: Flat track!
ED: Andrzej będzie zachwycony! Dlaczego właśnie flat track? Skaczesz wielkie skoki w supercrossie, jeździsz ponad 100 km/h między drzewami w cross country, podjeżdżasz pionowe podjazdy w hard enduro, a i tak najbardziej lubisz latać bokiem?
RS: Może właśnie dlatego, że flat track jest zupełnie inny niż motocross czy jakikolwiek inny sport offroadowy. Kiedy zaczynałem, byłem wyjątkowo słaby we flat tracku i wszystkiego musiałem się nauczyć od początku. Było to dla mnie ogromne wyzwanie, ale stawałem się coraz lepszy i lepszy za każdym razem, kiedy siadałem na motocykl. W żadnym innym sporcie nie robię takich postępów, bo wszystko inne robię już tak długo, że rozwijam się bardzo małymi kroczkami. Sam proces nauki jest dla mnie czymś fajnym.
Drugą rzeczą jest to, że trasa jest całkiem inna. Nie ma tu dziur, kolein czy band – nawierzchnia jest płaska i wszystko polega na idealnej obsłudze manetki gazu, sprzęgła i hamulca. Trzeba znaleźć odrobinę więcej trakcji niż inny zawodnik, który jedzie dokładnie tą samą linią. Rywalizacja we flat tracku jest również piekielnie zacięta i to daje ogromną frajdę.
ED: We flat tracku zrobiłeś sporo zamieszania i wprowadziłeś trochę świeżej krwi. Lubią Cię tam jeszcze?
RS: Mam nadzieję! (śmiech) To świetne chłopaki i piekielnie szybcy zawodnicy. Kilka razy udało mi się wygrać, ale cały czas jeździć na takim poziomie jak oni to już inny świat. Lubię podpatrywać, co oni robią i się od nich uczyć, chociaż wprowadziłem też trochę swoich innowacji.
ED: Jak tłumienie skoków na jednym kole?
RS: To akurat było łatwe! W motocrossie przecież często się tak robi. Zdarza się, że gdy jeżdżę po swojemu zawodnicy z flat tracku mówią, że tak nie można. Oni mocno opierają się na wewnętrznej nodze w zakrętach, wręcz ją po nich ciągną. Ja również tak się uczyłem, ale gdy wyścig wystartował to wszystkiego zapomniałem i zacząłem jeździć po motocrossowemu, z nogą wystawioną mocną do przodu. Zaczęło się to jednak sprawdzać, chociaż trochę musiałem zmodyfikować ten styl.
ED: Dla mnie największym fenomenem jest to, że motocykle robisz sam!
RS: Z pomocą taty! To prawda, że dbanie o tyle motocykli i to jeszcze tak różnych, bo przecież muszę mieć maszynę do motocrossu, supercrossu, enduro, hard enduro, dwusuwa na Red Bull Straight Rhythm, furę do flat tracku i mini flata od Sundaya, to jeszcze w garażu mamy motocykle moich dzieci i treningówki. W sumie większość czasu spędzam w garażu na budowaniu startówek i szykowaniu maszyn do treningów. Bardzo mi w tym pomaga tata, który razem z mamą wspiera mnie od zawsze.
ED: W której dyscyplinie ustawienie motocykla i przygotowanie ma największe znaczenie?
RS: W GNCC motocykl nie musi być najmocniejszy, ale musi przetrwać brutalny wyścig, więc trzeba dołożyć sporo osłon i zabezpieczeń przed przeciążeniem maszyny, więc chyba w cross country. Może być tak dlatego, że motocross trenowałem całe życie, więc ich budowa to dla mnie coś naturalnego, a w GNCC jest dużo rzeczy, które mogą zadecydować o dojechaniu do mety.
ED: Masz w ogóle jeszcze czas na treningi i jazdę tymi motocyklami?
RS: Do serwisowania motocykli treningowych musiałem zatrudnić dodatkowego mechanika, bo wcześniej przez ogrom pracy przy wszystkich maszynach nie miałem praktycznie kiedy trenować. Teraz jest dużo lepiej i staram sobie przeplatać różne treningi w zależności od startów, które mnie czekają. Uprawianie różnych dyscyplin niesamowicie rozwija, bo każda wnosi coś do innej. To jest świetne, że mogę raz iść się poślizgać na flat tracku, innym razem poskakać dwusuwem przed Red Bull Straight Rhythm, a jeszcze innym powyciskać siódme poty z siebie i motocykla w długich wyścigach GNCC…
ED: A jeszcze innym razem wystartować w najtrudniejszym wyścigu Hard Enduro na świecie!
RS: Nie wiem, czy chcę sobie to przypominać…
ED: Dlaczego?!
RS: Zapytaj Travisa Pastrany. Był już przecież na Erzbergrodeo. Próbowałem go namówić, żeby wystartował ze mną, ale powiedział, że nic z tego. Usłyszałem od niego, że „Zawsze, kiedy startuję, wydaje mi się, że jestem świetny, ale na Erzbergu wcale się tak nie czułem. Są dużo przyjemniejsze wyścigi!”. Znaczy się uwielbiam wyzwania i na pewno wrócę jeszcze do Austrii, żeby spróbować go ukończyć. Ale zobaczyłem tam miejsca, które nigdy nie sądziłem, że są do wjechania motocyklem i sam robiłem rzeczy, o które nigdy bym siebie nie podejrzewał, a przecież nie dojechałem do mety.
W tym roku nie dane było mi się odegrać na Żelaznym Gigancie, ale w sezonie 2021 to nadrobię! Teraz skupiam się jednak na startach w Ameryce i muszę przyznać, że na Tennessee Knock Out Extreme Enduro było już całkiem nieźle. Zobaczycie to w nowym sezonie „Generała Sipesa” w Red Bull TV!
ED: Sprawdzimy koniecznie. Powodzenia na kolejnych zawodach i czekamy w takim razie niecierpliwie na Erzbergrodeo 2021!
Zdjęcia: Red Bull Content Pool, KTM