Celem mojej podróży była miejscowość Biskupiec i gród Biskupiec niedaleko Kluczborka, a raczej Byczyny. Nie miałem tam daleko z domu, około 150 kilometrów w jedną stronę, więc nawet niezbyt zachęcająca temperatura mnie nie powstrzymała. To był najwyższy czas, by rozprostować kości i wyrwać się z domu.
Na skróty:
Tegoroczny wrzesień chociaż nie jest bardzo zimny, to potrafi być nieco deszczowy i chimeryczny. Poza tym ze słonecznymi dnia też bywa różnie, co finalnie sprawia, że jazda na motocyklu może nie być do końca przyjemna, ale nie ma co się poddawać, zresztą wykorzystanie ostatnich dni ciepła może być jedynym, rozsądnym wyjściem przed nadchodzącą… zimą. Nie wiem jak Wam, ale mi na samą myśl o niedalekiej przyszłości ciężko jest usiedzieć w domu. Chodźmy zatem pojeździć!
Na osłodę powiem Wam, że tą podróż odbyłem pod koniec zimy, więc dzień był jeszcze krótki, temperatura? Sami wiecie…
Przede mną odległość do przejechania była niby nieduża, ale to w końcu nadal zima i musiałem wziąć poprawkę na krótki dzień i możliwość opadów. Bo gdy temperatura spada poniżej zera i zaczyna padać, lepiej nie siedzieć na motocyklu, który znajduje się daleko od garażu (chyba, że jest się Markiem Suslikiem w drodze na Syberię…). Finalnie okazało się, że słonce nawet na chwilę nie zniknęło z nieba i tym samym mogłem delektować się jazdą.
Pola jak „tapeta”
Szybko i bez zbędnych ceregieli dotarłem do obwodnicy Wielunia (trasa 74) i objechałem miasto, zjechałem z trasy i skierowałem się w stronę Byczyny. W zasadzie mogłem od razu pojechał główną trasą do Kluczborka, ale twierdzę, że omijanie głównych dróg podczas tego typu wycieczek zawsze robi dobrze wycieczce, jak i kierowcy.
Skierowałem się zatem najpierw ku miejscowości Skomlin, a potem już ruszyłem w kierunki Byczyny. Ładna trasa wśród pofalowanych i bardzo (już!) zielonych pól, których widok przypominał „tapety” jednego z systemów operacyjnych sprzed lat. Udało mi się nawet znaleźć dogodne miejsce na chwilę przerwy i zrobienie kilku zdjęć.
Długa historia
W końcu dojechałem do Byczyny. To jedno z tych miejsc, do których nigdy umyślnie bym się nie wybrał i pewnie bym nie żałował, bo przecież pojęcia bladego bym nie miał, że to miasteczko może zrobić na mnie tak duże wrażenie.
Rynek otoczony jest prawie kilometrową nitką zachowanych niemal w całości, potężnych murów obronnych, sięgających nawet 6 metrów wysokości. Ich większość, podobnie jak wieże obronne, pochodzi z XIV i XV wieku, ale historia miasta sięga początków państwa polskiego. Już w 1041 roku mieściło się tu biskupstwo. Trzeba pamiętać, że przez większość swych dziejów Byczyna była we władaniu Piastów Śląskich i w granicach ich księstw – do 1675 roku (gdy ta dynastia ostatecznie wygasła). Miasto wielokrotnie wchodziło też w skład państwa polskiego, lecz było też w granicach państwa czeskiego, austriackiego i pruskiego. Poczucie polskości trwało w nim przez wieki, bo jeszcze w XVIII wieku zapisy w księgach cechowych były po polsku. Tym niemniej w XIX wieku zdecydowana większość mieszkańców mówiła już po niemiecku (niemiecka nazwa miasta to Pitschen).
Byczyna zapisała się na kartach historii bitwą, w której polskim wojskom przewodził Jan Zamoyski. Po drugiej był arcyksiążę Maksymilian Habsburg, pretendent do tronu polskiego po śmierci Stefana Batorego. Na przedmieściach Byczyny 24 stycznia 1588 roku spotkało się ok. 12 tysięcy żołnierzy. Polacy pokonali przeciwnika, dzięki czemu tron zachował wybrany królem rok wcześniej Zygmunt III Waza.
Turystyczne odkrycie
Zanim wejdziemy na rynek, przywita nas wysoka Wieża Bramna Wschodnia, zwana Polską. Rynek niestety został w okresie PRL-u oszpecony totalnie niepasującym do całości budynkiem, w którym dziś mieści się bank. Cóż, podczas wojny miasto poważnie ucierpiało, a włodarzom poprzedniego ustroju politycznego nie zależało na dbaniu o zachowanie historycznego klimatu. Jeśli będziemy udawać, że tego nie widzimy, to jest naprawdę pięknie.
Nieopodal znajduje się gotycki kościół (obecnie ewangelicki), wzniesiony pod koniec XIV wieku. Niestety był zamknięty, ale wewnątrz znajdują się liczne zabytki sztuki sakralnej oraz krypty grobowe księcia von Württemberga, rodziny Frankenbergów oraz miejscowych pastorów: Daniela Opolliusa i Jana Kośnego. W centrum znajduje się również piękny, neogotycki (więc nie tak stary, jak mury, do których przylega) spichlerz.
Szczerze namawiam Was do odwiedzenie miasteczka, szczególnie na wiosnę (a może właśnie teraz jesienią?), kiedy jeszcze nie będzie zbyt ciepło. Warto porzucić na chwilę motocykl i pospacerować wzdłuż murów obronnych. Byczyna jest jednym z moich największych odkryć turystycznych ostatniego czasu – polecam!
U „Rycerzy”
Gdyby było cieplej, w Byczynie spędziłbym więcej czasu. Pojechałem jednak dalej. Bardzo chciałem zobaczyć gród Biskupiec. Jeżeli namówiłem Was na wycieczkę do Byczyny, to zdecydowanie nie powinniście opuścić i tego miejsca.
Okazały gród leży nad malowniczo położonym jeziorkiem (Biskupice-Brzózki) o zaledwie 13 kilometrów od Kluczborka (i niedaleko Byczyny). Co prawda nie udało mi się wejść do środka, bo poza sezonem jest zamknięte, ale udało mi się znaleźć drogę na zaplecze, gdzie miałem okazję poznać kilka atrakcji, np. różnorakie maszyny oblężnicze.
Gród Biskupiec nie jest miejscem historycznym, a wykreowanym przez ludzi totalnie oddanych historii. Pierwszy pal został wbity w roku 2005. Od tamtej pory miejsce odwiedziły tysiące osób i zorganizowano w nim już wiele turniejów rycerskich i innych imprez. I tu – uwaga – najciekawsze: to miejsce dorocznego zlotu motocyklowego „szlakiem hetmana Zamoyskiego”, organizowanego przez Byczyńskie Stowarzyszenie Motocyklowe Rycerz!
Wszędzie, gdzie ciekawie
Po krótkiej przerwie wróciłem na trasę, by skierować się do Kluczborka. Sam nie wiem, dlaczego akurat tam. Może dlatego, że totalnie nie znałem tego miasteczka? A może dlatego, że Kluczbork brzmi historycznie? I słusznie, bo też ma długą historię (od połowy XIII wieku).
Wycieczkę po mieście rozpocząłem od muzeum im. Jana Dzierżona w Bramie Krakowskiej (wschodniej), do której przylega wysoka baszta. W pewnym okresie była częścią zamku książąt brzeskich. W XX wieku przebudowano ją na wieżę ciśnień.
Na ryneczku również odnajdziemy wiele ciekawych, zabytkowych budynków, np. ratusz miejski z XVIII wieku. Pierwotnie przylegało do niego 12 kamienic (kompleks zyskał nazwę „12 apostołów”). Niestety w roku 1925 całość strawił pożar. Dzisiaj możemy oglądać pozostałość po odbudowie przeprowadzonej przez Alfreda Lenza, który rok po pożarze postanowił centrum miasta postawić ponownie na nogi.
Ta zimowa przejażdżka po raz kolejny utwierdziła mnie w przekonaniu, że najlepszym sposobem na podróżowanie (nie tylko po naszym kraju) jest wyznaczenie jakiegoś punktu na mapie i dojazd do niego najmniej oczywistą drogą. Nie myślę tu rzecz jasna o jeździe terenowej, ale o wybieraniu tych mniej uczęszczanych dróg i zatrzymywaniu się wszędzie tam, gdzie uznamy, że może być ciekawie.