To na pierwszy rzut oka banał i bardzo prosta sprawa. Jednak podróżuję motocyklem od wielu lat i niestety widziałem wiele osób, którym ten poradnik może się przydać. Spisanie tego wszystkiego pewnie i mi się przyda. Lecimy z zasadami dobrego zachowania podczas podróży!
Na skróty:
Podróże motocyklowe to jedna z najwspanialszych form spędzania wolnego czasu. Kształcą, dają poczucie szeroko pojmowanej wolności, ale przede wszystkim to czas, w którym jesteśmy w stanie wypocząć psychicznie od otaczającego nas na co dzień zgiełku i zmartwień. Niestety najczęściej możemy zapomnieć o wypoczynku fizycznym, a z tym łączy się cała masa problemów.
Poza strefą komfortu
Każdy z nas inaczej reaguje na stres i zmęczenie. Spora odległość od domu i zmęczenie fizyczne sprawiają, że w trakcie odległych podróży opuszczamy tylko sobie znaną strefę komfortu i zachowujemy się nieco inaczej. Są osoby, które w takich warunkach czują się jak ryba w wodzie, ale są i tacy, którzy mają z tym spory problem. To z kolei prowadzi do najróżniejszych ekscesów, z którymi musimy się (nie bójmy się tego słowa) męczyć jako kompani lub osoby, które właśnie z tym stresem się zmagają – to również nieprzyjemne dla osoby, która taki stres przeżywa.
Wszystko sprowadza się do tego, że na strach, brak pewności czy obawę możemy reagować agresją – w rozmowie z totalnie nierozumiejącym nas mieszkańcem gruzińskiej wsi możemy wyjść na totalnego buraka chociaż w głębi duszy chcemy dobrze – przecież walczymy o swoje. Niestety taka osoba nas nie zrozumie, a nasze intencje odczyta z tonu głosu, gestykulacji czy mimiki. Warto o tym pamiętać i zanim nasz umysł zaprzątną czarne myśli, dobrze jest wziąć kilka głębokich oddechów i na siłę się uśmiechnąć – badania pokazują, że uśmiech utrzymany przez 30 sekund sprawia, że mózg zaczyna odczuwać szczęście oraz radość, a przede wszystkim łagodzi skutki działania stresu. Być może to rozwiąże nasze problemy? Jeśli nie, to wiem z doświadczenia, że dobry sen i pyszne jedzenie potrafią zdziałać cuda, ale nie w każdej sytuacji jest to możliwe.
Szanuj swoich kompanów
Fakty pozostają niezmienne: uśmiechem i przyjacielskimi gestami załatwisz więcej niż może Ci się wydawać. Krzyki, niecenzuralne słowa – nawet w języku, którego nie rozumie Twój rozmówca, na wiele się nie zdadzą. Zresztą to samo dotyczy odbioru krzykacza w stosunku do reszty ekipy – nikt z nas nie chce przecież być osobą wykluczoną z grupy.
Równie istotną sprawą jest kwestia szanowania kompanów pod kątem dostosowania się do planu wyprawy i wcześniej umówionych zasad. Nie jestem w stanie sobie przypomnieć ile razy słyszałem historię o podróżnikach, którzy rozłączali się w podróży ze względu na, nazwijmy to różnice w „chronometrażu”. Świat możemy podzielić na osoby, które zrywają się skoro świt i rzucają się w szalony wir podróży oraz na te, które balują całą noc, śpią do oporu, a ze składaniem obozu nie spieszą się nadto. Fakty pozostają takie, że powinniśmy zachowywać się jak dorośli i potrafić się dogadać przed wyjazdem, a także trzymać się zasad w trakcie wyprawy.
Było czysto, niech będzie czysto
Oj, o tym nawet nie powinienem pisać i mam nadzieję, że opieprzycie mnie za pisanie „oczywistych oczywistości”, ale niestety – będę o tym przypominać z uporem maniaka. Miejsce biwakowe zawsze powinno wyglądać tak, jak przed naszym przyjazdem.
Jakimś cudem (chociaż motocykl i wszystkie torby załadowane mam po kokardę), zawsze po wieczornej wizycie w sklepie znajdę jakieś miejsce na zimne piwo, jedzenie i wodę. Niestety rano już tak chętnie nie upycham śmieci po zakamarkach toreb i za każdym razem walczę z pokusą bycia chamem i zostawieniem po sobie bałaganu – na szczęście jeszcze się nie złamałem w tej kwestii, a przynajmniej nic mi na ten temat nie wiadomo. Tak naprawdę tylko od nas zależy jak będziemy traktowani przy rozbijaniu kolejnych obozów i jak nas zapamiętają.
Dlatego warto w sklepie poprosić o torebkę lub wziąć takową z domu. Co prawda jedzenie i picie i tak rozlokujesz po kufrach, sakwach czy torbach, ale nad ranem foliówka idealnie sprawdzi się jako worek na śmieci, a ty bez większego problemu przymocujesz ją do reszty bagażu. Teraz wystarczy znaleźć kosz na śmieci i po problemie.
Kto pyta nie błądzi!
Notorycznie śpię na dziko. Rozbijam się na polach, łąkach czy nad rzekami. Mimo wszystko najczęściej to prywatne ziemie, których właściciel może nas przegonić. Dlatego mam dwie zasady: jeśli widzę osoby kręcące się w okolicy to podchodzę do nich i się pytam czy nie będzie problemem jeśli rozbiję w danym miejscu obóz; najczęściej nie ma. A jeśli to nie właściciel? Uwierzcie, w biedniejszych krajach i miejscach słabo zaludnionych właściciel dowie się w ekspresowym tempie, że ktoś siedzi na jego prywatnym nieużytku.
Z kolei kiedy obóz mam już rozbity i widzę, że ktoś do mnie idzie, to wychodzę mu na przeciw i z uśmiechem kłaniam się w pas, aby dać jasny znak, że to On jest tutaj szefem, a ja przychodzę z prośbą o przekimanie. Część z Was może nie uwierzyć, ale wielokrotnie trafiłem do domu osoby, która sprawdzała co się dzieje na JEGO(!) polu. Jednak taki nieoczekiwany nocleg był niczym w stosunku do imprezy jaka rozpoczęła się na cześć przyjezdnego.
Po raz kolejny: uśmiech to podstawa!
Ognisko. Czy można się bez niego obejść?
Oczywiście, że tak, ale to właśnie ogień sprawia, że nocleg biwakowy jest tak przyjemny. Jest ciepło, możemy szybko przyrządzić jedzenie i przede wszystkim godzinami możemy rozmyślać o naszych przygodach bezsensownie gapiąc się w ogień. Czy da się lepiej?
Problem z ogniskiem jest jeden, a w zasadzie dwa. Jesteśmy widziani z wielu kilometrów, dlatego jeśli nie chcemy aby ktoś nas widział to lepiej go nie rozpalać. Pamiętajmy również o odpowiednim zabezpieczeniu ognia i zawsze posprzątajmy po sobie. Ognisko powinno być zagaszone przed pójściem do namiotu, a miejsce, w którym płonął ogień posprzątane – to już można zrobić nad ranem. Fajnym pomysłem jest również znalezienie miejsca, w którym albo już ktoś palił ognisko, albo jest specjalnie wyznaczone miejsce do tego. Dobrym miejscem na rozpalenie ognia może być ogromny kamień lub beton – będzie bezpieczniej, a i posprzątać będzie zdecydowanie łatwiej.
Nie dzwoń do żony w razie awarii
Od lat kilku obserwuje stały problem wśród osób, z którymi brnę przez życie, a więc problemy ze zgodą na wyjazd. Takie zezwolenie najczęściej wydaje żona i należy je załatwić przed ogarnięciem zielonej karty i wiz do krajów, przez które będziemy się poruszać. Oczywiście każdy zmaga się z innymi problemami, dlatego nie oceniam tych kwestii, natomiast chciałbym poruszyć sprawę dosyć istotną. Rzucam to w eter, może to warto przemyśleć:
Kiedyś złapałem się na tym, że coś się wydarzyło na trasie i zadzwoniłem do żony aby się jej wyspowiadać, podzielić wrażeniami i szukać… sam nie wiem, wsparcia? Oczywiście, słowa otuchy były, ale mój problem nie minął, a teraz uwikłani w sprawę byliśmy oboje. Ja działałem, a Ona myślała w domu. Tak proszę Państwa sprawia się, że rozkręcamy most między zezwoleniem na wyjazd, a samym wyjazdem. Od tamtej pory muszę przeskakiwać przez tą dziurę, ale to tylko jedna deseczka. Niektórzy mają już w tej materii porządne wyrwy. Nie chciałbym żebyście mnie źle zrozumieli i pomyśleli że Was namawiam do kłamstw i oszustw. Pamiętajcie (ja również muszę o tym pamiętać!), że dużo przyjemniej słucha się najgorszych opowieści opowiadanych z uśmiechem na buzi w domowym zaciszu po zakończeniu akcji, a inaczej kiedy jesteś w Dagestanie i słychać tzw. „co drugie słowo” przez problemy z zasięgiem. Czy po takiej rozmowie można smacznie spać? Chyba tylko jeśli jesteś w trakcie rozwodu, tylko po co w takim razie dzwonić?
Cywilizacyjny zawrót głowy
Staram się jak najrzadziej zaglądać do restauracji i hoteli. Może nie dlatego, że jestem „prawdziwym adwenczerowcem”, a raczej dlatego, że nie śmierdzę pieniądzem w trakcie wypraw, a po wtóre poziom ubłocenia moich ubrań jest tak wysoki, że wszystko wokół po mojej wizycie byłoby brudne. Jednak zdarza się, że śpię w wygodnym łóżku w hotelu. To czas na dobry sen, pranie czy kąpiel. Jednak zachęcam Was do zrzucenia brudnych ubrań jeszcze przed pensjonatem – doceni to obsługa, a my wyjdziemy na całkiem w porządku gości.
Znowu nie dałem rady opisać wszystkiego w krótkich słowach, ale jestem pewny, że najlepszym podsumowaniem tego artykułu będzie sformułowanie: uśmiechajmy się dużo, a problemy same się rozwiążą!