W historii Dakaru jest kilku zawodników, którzy na koncie mają więcej zwycięstw, ale przecież nie tylko to tworzy legendę Dakaru. Rajdowa kariera Fabrizio Meoniego to zdecydowanie coś więcej niż wyniki w klasyfikacjach.
Na skróty:
Jak wielu fenomenalnych motocyklistów, tak i Fabrizio Meoni pochodzi z małej miejscowości. Dokładniej, Castiglion Fiorentino we Włoszech, gdzie był prawdopodobnie ostatnim dzieckiem urodzonym w 1957 roku ( na świat przyszedł 31 grudnia). Miasteczko leży w otoczeniu toskańskich gór, a więc wspaniałych terenów do jazdy na motocyklach terenowych. Meoniemu, endurowa zajawka szybko przypadła do gustu i w roku 1972, w wieku 15 lat zapisał się do lokalnego klubu motorowego. Włosi w tamtym okresie byli jeszcze mocniejsi w Enduro niż dzisiaj, więc przepchanie się do krajowej czołówki trochę zajęło. Swój pierwszy krajowy tytuł zdobył w juniorskiej klasie 250 w 1988, jadąc na motocyklu KTM.
Najbardziej ciągnęło go jednak do długich i szybkich rajdów, a zdobycie tytułu otworzyło do nich drogę. W kolejnym roku, odpuścił sobie starty w klasycznym enduro i zaczął realizować swoje marzenie o rajdach cross-country. Pierwsze szlify zebrał na Rajdzie Inków w Peru, który ukończył na 4. miejscu, mimo złamanego nadgarstka. Możliwość poznawania nowych miejsc, podziwiania pięknych krajobrazów, a przy tym rywalizacja z innymi zawodnikami okazały się receptą na szczęście Fabrizio Meoniego. Rajdy pochłonęły go więc całkowicie i w kolejnym roku powrócił do Peru by wygrać Rajd Inków. Do startu w Ameryce dołożył jeszcze Rajd Tunezji, czyli imprezę poważniejszego kalibru. Kolejne lata, to zbieranie kolejnych cennych doświadczeń i przygotowanie do spełnienia największego marzenia – startu w Rajdzie Dakar!
Debiut w rajdzie Dakar był jak sen!
Nie musiał na to długo czekać, bo już w 1992 wziął udział w najtrudniejszym rajdzie świata. Lepszego debiutu nie mógł sobie wymarzyć – dojechał na 12. miejscu. Jednak nie tylko wynik go zachwycił. Po przejechaniu wszystkich odcinków i zwiedzenia najdzikszych zakątków czarnego lądu, Fabrizio na dobre zakochał się w Afryce. Dlatego też co roku wracał na trasę rajdu, a już w 1994 roku ukończył go na 3. miejscu. Jechał wtedy eksperymentalną Hondą EXP-2 – dwusuwem o pojemności 400 ccm zasilanym wtryskiem paliwa.
Niestety, ani dobry wynik, ani bliskie kontakty z fabryką Hondy (EXP-2 nie dostawał byle kto), nie pomogły w znalezieniu sponsorów i w 1995 roku nie wystartował w Dakarze. Sytuacja zmieniła się dopiero w 1997, kiedy dołączył do fabrycznego teamu Gauloises KTM. Co prawda pierwsze lata startów nie przyniosły spektakularnych sukcesów, ale Fabrizio miał do zaoferowania coś więcej niż tylko wyniki. Jak opowiadają jego zespołowi koledzy, ten facet czuł prawdziwego ducha Dakaru. Wiedział, że ten rajd to nie tylko rywalizacja, ale też przygoda, wyzwanie. To napędzało resztę zespołu i tworzyło dobrą atmosferę w padoku.
Pogromca bestii
O Meonim mówiło się jeszcze, że lubi dziwne wyzwania, a im trudniej tym lepiej. Z tego względu gdy, KTM w 2000 roku zaczął rozwijać projekt LC8 950 Rally – potężnej rajdówki z silnikiem V2, którą inspirowany był 950 Adventure, wiadomo było, że Meoni bez zastanowienia przystąpi na propozycję jazdy na tej bestii. Ten sam motocykl dostał jeszcze Nani Roma i Giovanni Sala, ale tylko Meoni był w stanie ogarnąć ten sprzęt.
„Na LC8 potrafi jeździć tylko Meoni. Zapytałem Giovanni Salę (także jadącego na LC8): „Czy ty sobie odpuszczasz zawody?”. A on odpowiedział, że nie, że jedzie normalnie. Mówił też, że jego motocykl jest strasznie trudny w prowadzeniu. Ma nadmiar mocy, niszczy oponę, pali mussa [piankowy pierścień w oponie zastępujący dętkę – red.] i waży 200 kg. Widziałem też, że kiedy Sala jechał po asfalcie i dodawał gazu, to koło mu buksowało. To jest szybki motocykl, na prostej idzie 207 km/h po żwirku. Ale wtedy wymaga też zupełnie innej techniki jazdy. Trzeba inaczej hamować, inaczej wchodzić w zakręt. Piekło! To tylko Meoni może opanować.”
Nie było w tym ani trochę fikcji. Ze wszystkich LC8 950 Rally, tylko Meoniemu udało się wprowadzić go do czołówki. W 2001 roku wygrał na nim swój drugi Dakar z rzędu, natomiast rok później zajął ostatnie miejsce na podium.
Fabrizio Meoni, nie tylko sportowiec
Wspominając o tym, że Afryka pochłonęła Meoniego bez reszty, nie miałem na myśli tylko jego zachwytu nad pięknymi krajobrazami. Poruszyła go także ta druga, bardziej mroczna strona kontynentu, mianowicie wszechobecna bieda. Po zwycięstwie w 2001 roku powiedział: „Afryka dała mi tak wiele. Odwdzięczę się jej za to, pomagając najsłabszym”.
Nie były to puste słowa, bowiem jeszcze w 2001 roku, z jego inicjatywy wybudowano salę w M’Boro w Senegalu, która pełni funkcję edukacyjną, rozrywkową i kulturalną dla lokalnej młodzieży. W kolejnych dwóch latach otworzył w Dakarze szkołę „Meoni i przyjaciele – Włochy” oraz mobilną przychodnię w Tanzanii. Żeby zwrócić uwagę na problem biedy i zebrać fundusze na pomoc afrykańskiej społeczności, organizował także pikniki tematyczne w swojej rodzinnej miejscowości Castiglio Fiorentino oraz wspierał misje humanitarne.
Ostatni rajd Dakar
Swoją obietnicę spełnił, choć pewnie nie zrealizował wszystkich swoich planów. Afryka oprócz jego serca, zagarnęła jeszcze jego życie. Podczas Rajdu Dakar w 2005 roku, prowadząc na trasie 11. odcinka, minął punkt kontrolny na 175. kilometrze, który okazał się jego ostatnim. Prawdopodobnie jadąc z pełną prędkością, nie zauważył lub źle wyleciał z niewielkiej hopy co spowodowało bardzo poważny wypadek. Po przyjeździe zespołu ratowników, jego serce już nie biło, a za oficjalną przyczynę śmierci uznano złamanie karku i przerwanie rdzenia kręgowego. Jedną z przyczyn mógł być także zawał serca, lecz jest to informacja nieoficjalna. Dla rajdowego świata była to druga poważna strata w przeciągu czterech miesięcy. Wcześniej, w trakcie Rajdu Faraonów zmarł Richard Sainct. Po dwóch takich ciosach, KTM zaczął rozważać czy nadal brać udział w rajdach i kończyć ten już trwający. Ostatecznie, żeby uczcić pamięć Fabrizio Meoniego, odwołano 12. etap. Potem zawodnicy zdecydowali, że dokończą ściganie.a
Meoni, wyjeżdżając na rajd, obiecał rodzinie – żonie, dwuletniej córce i nastoletniemu synowi, że będzie to jego ostatni start w Dakarze. Przed wylotem, Heinz Kinigardner, ówczesny menedżer zespołów rajdowych KTM, namawiał go do zrezygnowania ze startów na rzecz zarządzania zespołem. Fabrizio stwierdził jednak, że chce zrobić sobie prezent na 47. urodziny i wystartować ten ostatni raz. Dziś w miejscu, gdzie zdarzył się wypadek, postawiono tablicę upamiętniającą Włocha. W 2006 roku, jego żona i przyjaciele założyli Fondazione Fabrizio Meoni wspierającą ubogą społeczność państw afrykańskich.