Wszyscy wiemy, jaki jest rynek wtórny. Moja wiedza o mechanice (a właściwie jej brak) nie ułatwiała poszukiwań. Na szczęście kolega, znudzony już ER?6, zaproponował mi jej odsprzedanie. Tak kupiłem zielonego turystyka, przez wielu branego za ścigacza. Kawasaki ponad wszelką wątpliwość nie jest ścigaczem. I nie chodzi mi o moc. Amatorowi całkowicie jej wystarczy. Dwucylindrowy silnik przyspiesza płynie i choć ma […]
Wszyscy wiemy, jaki jest rynek wtórny. Moja wiedza o mechanice (a właściwie jej brak) nie ułatwiała poszukiwań. Na szczęście kolega, znudzony już ER?6, zaproponował mi jej odsprzedanie. Tak kupiłem zielonego turystyka, przez wielu branego za ścigacza.
Kawasaki ponad wszelką wątpliwość nie jest ścigaczem. I nie chodzi mi o moc. Amatorowi całkowicie jej wystarczy. Dwucylindrowy silnik przyspiesza płynie i choć ma 72 KM, potrafi rozpędzić to cudo do 200 km/h. Ku mojemu zaskoczeniu przeloty ze średnią prędkością 180 km/h nie stanowią dla „Kawy” większego problemu, a akcesoryjna, wydłużona szyba pozwala zachować optymalną pozycję. Zadowala się wtedy 6 l paliwa na setkę, co u rzędowych czwórek jest wynikiem niemożliwym do osiągnięcia. W mieście można liczyć się ze spalaniem na poziomie 4-5 litrów.
Dynamika, kompaktowe rozmiary, niewielka masa (200 kg z płynami) i wygodna pozycja sprawiają, że ten sprzęt wydaje się stworzony do jazdy w korkach. Przy pozycji muszę się na chwile zatrzymać. Jeśli wierzyć w przesądy, mężczyzna zaczyna się od 180 cm. Mnie do tego brakuje jakichś 3 cm. Wyżsi ode mnie przy dłuższych trasach zaczynają narzekać na kolana. Sam po przelotach rzędu 600 km dość mocno odczuwam ból w stawach. O nadgarstki martwić się nie trzeba, kuper też znajduje się na miękkiej kanapie.
To nie jest motocykl do dalekiej turystyki. Jazda z „plecakiem” jest super, ale do dwustu – trzystu kilometrów, bo potem „plecak” się buntuje, a motocykl na zakrętach i wybojach, bez względu na próby regulacji zawieszenia, zachowuje się trochę jak autobus. Wspólny wypad nad jezioro czy na lody do sąsiedniego miasta – to maksimum. Są pasjonaci pokonujący świat na skuterze… Ja doceniam komfort. Dlatego najczęściej jeżdżę sam.
W ciągu czterech lat użytkowania motocykla mechanika odwiedzałem tylko na przedsezonowy przegląd i nie musiałem poznawać cennika części zamiennych. Tam się nic nie dzieje! Przed zakupem kolega wymienił płyny eksploatacyjne, ja czynność powtórzyłem po dwóch latach i koniec. Ponieważ motocykl zimuje w „blaszaku”, wyciągam tylko akumulator i zanoszę do suchej piwnicy, by na nowy sezon wsadzić go z powrotem i jak gdyby nigdy nic odpalić silnik. Zawsze zaskakuje za pierwszym razem. Koledzy z rzędówkami zazdroszczą brzmienia seryjnego, centralnie umieszczonego wydechu.
Przy polerowaniu owego wydechu i reszty zielonej przyjaciółki zauważyłem pierwsze ślady korozji na ramie. Nic groźnego, ale w tym roku będzie trzeba się tym zająć. Tak samo wiem już, że przed sezonem dobrze byłoby zrobić lagi. Ale to wciąż są eksploatacyjne sprawy. Wiem, że po zimie motocykl odpali jak zawsze, bo dlaczego miałby tego nie zrobić. Czy chciałbym go wymienić? Nie! Najchętniej kupiłbym supersporta, a „Kawę” dalej trzymał na spokojne, wygodne wycieczki. Jeździłem najnowszą Er6 i jako laik, pasjonat – amator, nie widzę różnicy. Trochę więcej elektroniki, ładniejsza stylistyka, ale komfort i lekkość bez zmian. Zdecydowanie polecam Er6 jako sprzęt do codziennej eksploatacji z opcją na spokojne weekendowe wypady.
P.S. Korzystając z okazji, chciałbym życzyć sobie i mojej przyszłej żonie – Natalii, aby nasze małżeństwo bylo tak bezawaryjne jak mój motocykl.
Opinie z naszego FB
Daniel Kalinowski >>>
Miałem parę razy okazję na tym pojeździć. Fajny sprzęt bo lekki. Na postoju można go sobie między nogami „przerzucać”. Moto waskie, więc jazda w korku nie sprawiała trudności. Na miasto świetna sprawa. Spalanie wychodziło jakieś śmiesznie niskie. Na trasę już gorzej: owiewka ma tylko funkcję ozdobną, więc prędkości autostradowe trudno utrzymać.
Marek Olszewski >>>
Silnik fajny, w trase spokojnie się nadaje, ale trzeba pamietać, że to naked i „dzidowanie” ma granice. Tani w eksploatacji, spala przyzwoicie, motorek wart swoich pieniędzy. Super na miasto!
Ryszard Orcholski >>>
Mam taką 6 lat. Przejechałem nią Alpy wzdłuż i wszerz. Świetna maszynka.
Sid Filipz >>>
Mnie (mam 186 cm) w er6 nie pasuje pozycja. Fotel jakoś tak wyprofilowany, że haczę kroczem o bak.
Arek Lampka >>>
Miałem swego czasu Er-6f, tj. z bocznymi owiewkami. Z żoną przejechaliśmy nią w sezonie ponad 10 tys. km. Dawała radę nawet w grupie z „tysiącami”, tyle, że troszkę trzeba było wachlować biegami, aby dotrzymać im tempa. Potwierdzam fakt, że jest to doskonała maszyna na pierwsze moto.
Tomasz Tomaszek >>>
Mój pierwszy motocykl… Miło go wspominam.