fbpx

Poza BMW F 650 GS Dakar brałem pod uwagę jeszcze KTM LC4 690 oraz Yamahę XT660Z Tenere. Po weryfikacji stanu konta, oczekiwań i zakładanego użytkowania, stanęło jednak na BMW… i całe szczęście.

Grudzień 2012 nie był szczególnie zimny i śnieżny, więc wyjazd po „Dakara” starą Corsą w gazie i z przyczepą wydawał się świetnym pomysłem. Jej właściciel, Stachu, był jednak zaskoczony, że przesiadam się z R6, na „osiołka”, opowiadając przy tym, że idę w spokojną turystykę.„Dakar” szedł pod młotek z prozaicznego powodu – jego właściciel był nękany przez kumpli, że BMW ufać nie należy i lepsze stare Tenere, których sami dosiadali. Motocykl był zadbany, rocznik 2001, po serwisie i przygotowany do sezonu. Nie nosił śladów jakiegoś większego zamęczania, co potwierdzał fakt, że palił elegancko, jeździł też fajnie, więc bez większych negocjacji cenowych (10 500 zł) trafił na przyczepkę i wrócił z nami do domu.

Coś duży ten najmniejszy „GieeS”

„Dakar” jest dużym motocyklem, więc jeśli nie masz minimum 180 cm wzrostu, to możesz mieć mały problem. Kanapa też nie jest mała, więc pozostawia sporo miejsca na przesuwanie się i zmianę pozycji. Jeśli chodzi o komfort pasażera, to żona bardzo sobie chwali, a styczność mamy z wieloma motocyklami, więc ma z czym porównać. 

Pozycja za kierownicą też jest bardzo wygodna, choć w związku z użytkowaniem beemki w terenie, parę lat temu ją podniosłem, a w tym roku została wymieniona na crossową z poprzeczką. Skromnie prezentują się zegary, które wskazują tylko podstawowe informacje, a małe liczby są nie do odczytania jadąc w terenie.Skoki zawieszeń wynoszą po 21 cm, co jest wartością całkiem niezłą, a zestrojenie jest dość miękkie. Niestety brakuje w nich regulacji. W moim „Dakarze” został wymieniony olej w zawieszeniu, więc jest ono jeszcze miększe. Na polnych drogach prędkość w przedziale 70-90 km/h nie stanowi najmniejszego wyzwania, a szutrówki spokojnie mogę pokonywać z prędkością nawet w okolicach 130 km/h.

Jeśli chodzi o prowadzenie motocykla po asfalcie, to niestety trochę pływa, co jest spowodowane przeróbkami pod off-road. Choć ku zaskoczeniu znajomych, spokojnie trzymam asfaltowe tempo turystyczne, a dodatkowo problem dziur i innych atrakcji tego typu w ogóle mnie nie dotyczy. Fajnie zestrojona skrzynia daje radę w terenie, ale na autostradzie brakuje 6. biegu.Silnik Rotaxa potrafi naprawdę wiele znieść. Podczas przeglądu przy 60 tys. km mój mechanik zmieniał płytki zaworowe, z których dwie miały grubość sreberka z czekolady. Wysłuchałem więc wywodu, który można streścić do słów: „Panie! Toż to praktycznie niemożliwe, że to w ogóle chciało jeździć”. Po wymianie świecy, płytek zaworowych, uszczelek, pompy paliwa (niestety samego filtra nie da się wymienić), wirnika pompy wody, akumulatora i jeszcze kilku innych rzeczy, motocykl całkowicie zmienił charakter. Lepiej przyspiesza i stał się agresywniejszy. Z czasem, po zabawach na pustyni siedleckiej, przyszedł czas na wymianę sprzęgła, a także instalacji elektrycznej – przez wstrząsy, piach, kurz i błoto przewody się po prostu poprzecierały.

Historia upalania

„Dakar” w miejskich warunkach oraz podczas wycieczek po południu Polski sprawował się bez najmniejszych zarzutów. W pierwszym roku użytkowania zaliczyłem porządne wypady po Słowacji i Czechach oraz wyjazd do Rumunii. Nim się obejrzałem, walnąłem 3,5 tys. km w 7 dni, a całość za paliwo wyniosła mnie raptem 1100 zł (pisałem już, że F650 GS mało pali?). W następnych latach przestawiłem się głównie na weekendowe umęczanie poza asfaltem. „Dakar” dostał nowe opony (50/50), inne ciecze w zawieszeniu i tak zaczął się jeszcze trudniejszy etap jego życia. Ten motocykl zniesie praktycznie wszystko i wjedzie wszędzie, ale swoim tempem. Nie raz goniłem za przypadkowo napotkanymi endurowcami, a gleb już nawet nie liczę. Brody rzeczne? Proszę bardzo! Nawet te głębokie po kolana i to stojąc na motocyklu – wlot powietrza znajduję się na wysokości dolnej części przedniego błotnika. Szutry ze 130 km/h na liczniku, powerslide’y, korzenie, kamienie, piach, podjazdy, zjazdy, kamieniołomy w których tylko słyszysz dzwonienie aluminiowej osłony silnika, rajdy terenowe… było wszystko. 80% ostatnich pięciu lat na „Dakarze” nie ma nic wspólnego z jazdą na asfalcie, co nie zmienia faktu, że to nadal świetny motocykl na codzienne dojazdy do pracy czy weekendowe wypady, nawet z żoną w góry.

Przyjaciel

Nigdy nie traktowałem motocykli przedmiotowo i nigdy nie będę, ponieważ zbyt wiele mnie z nimi wiąże – i prywatnie i zawodowo. Jednak wśród dziesiątek motocykli których dosiadałem, „Dakar” zajmuje u mnie szczególne miejsce. Dla mnie przyjaciel może być tylko jeden. Mowa rzecz jasna o takim prawdziwym, z którym świetnie się rozumiesz, nie zawiedzie w żadnej sytuacji, przeżyje z tobą niejedną przygodę i zawsze, ale to zawsze pomoże Ci zrealizować nawet najgłupszy pomysł.I taki właśnie jest „Dakar”. Może i zostawiam ciężką kasę w ASO BMW, ale mój „Dakar” ma ze mną ciężką przeprawę, ale mimo tego daje radę – bo na prawdziwego przyjaciela zawsze możesz liczyć, nawet jeśli w tym roku wybije mu 20 lat.

KOMENTARZE