fbpx

Szwajcaria na motocyklu?

Szwajcaria na motocyklu?

Grand Tour of Switzerland

Moja wizyta w Szwajcarii trwała tydzień i już wiem, że była za krótka, aby zobaczyć wszystko, co warte zapamiętania. To bardzo stara kraina, leżąca na styku kilku kultur, a taka mieszanka zawsze daje bardzo ciekawe owoce. Wiemy to z własnych doświadczeń, bo przecież Polska też leży na granicy wpływu kultur Wschodu i Zachodu. Z tego też powodu mamy bardzo bogatą historię, architekturę, sztukę, obyczaje a nawet kulinaria.

Podobnie chyba jest ze Szwajcarią tylko w znacznie mniejszej skali. Oczywiście wpływów wschodniej kultury jest tam nie za wiele, ale z drugiej strony położenie, klimat i mniej burzliwa historia powodują, że zabytków, i to często jeszcze z czasów rzymskich, jest tam pod dostatkiem.

Polakom Szwajcaria kojarzy się głównie z bankami, czekoladą Milka, scyzorykami i ekskluzywnymi zegarkami. Od pewnego czasu spore zainteresowanie budzi także kurs „ichniejszej” waluty, ale tym problemem nie będziemy się zajmowali. Nie zwrócimy także uwagi na atrakcje zimowe, z których słynie Szwajcaria, bo zimową porą na motocyklu dojazd w samo serce Alp jest praktycznie niemożliwy. Zapewniam natomiast, że w tym niewielkim kraju jest sporo innych nie-zimowych, fantastycznych atrakcji wartych zobaczenia, wypróbowania i posmakowania.

Szwajcaria na motocyklu

Tradycje kulinarno-winiarskie sięgają w niektórych regionach jeszcze czasów rzymskich, więc nawet tylko z tego powodu warto pozostać tam kilka dni. Dla winnic okolic Montreux sugerowałbym nawet porzucenie motocykla na 2-3 dni i oddanie się degustacji. Co ciekawsze, w okresie winobrania zawsze można zatrudnić się tam do roboty. Winiarze nie płacą pieniędzmi, a stawka jest ustalona przeważnie na 1 butelkę wina za godzinę pracy. Jeśli weźmiemy pod uwagę alpejskie stromizny i różnice poziomów między tarasami, które bezustannie trzeba pokonywać z koszem w górę i w dół, nie jest to lekkie zajęcie. Ja bym chyba nie dał rady, bo już samo spacerowanie po winnicach sprawiło, że serce chciało wyskoczyć gardłem. Jednak zapoznanie się z historią regionu, smak znakomitych, białych, wytrawnych win i fantastycznych, dojrzewających serów całkowicie zrekompensowały morderczy wysiłek fizyczny.

Motocyklem? Dasz radę!

Grand Tour of Switzerland

Szwajcaria to kraj bardzo specyficzny. Obowiązują tam aż cztery języki narodowe: niemiecki, francuski, włoski i jakiś dziwny (retoromański) – zapewne szwajcarski. Nie ma jednak problemu z dogadaniem się: niemal wszyscy swobodnie porozumiewają się po angielsku. Owszem, gdzieś w malutkich górskich wioskach starsi ludzie patrzyli na mnie ze zdziwieniem, gdy usiłowałem coś mówić w języku Shakespeara (równie dobrze mógłbym pewnie zagajać po polsku), ale w sumie jakoś się porozumiewaliśmy. Przecież u nas też zdarza się, że nie rozumiem niektórych górali z okolic Zębu, a tym bardziej rodowitych Kaszebów.

Szwajcaria na motocyklu

Nie badałem dokładnie specyfiki poszczególnych kantonów, ale wydaje mi się, że wszyscy Szwajcarzy mają kilka cech wspólnych: nie lubią się spieszyć, przywiązują dużą wagę do jakości jedzenia i picia oraz mają totalnego świra na punkcie ekologii. No cóż, jako obywatele jednego z najbogatszych państw na świecie mogą sobie na to pozwolić. Perfekcyjne drogi, wszystko pięknie wysprzątane, cisza, spokój i porządek. Szwajcaria po prostu jest dokładnie taka, jak na folderach reklamowych.

Pokonując kręte górskie drogi będziemy się delektować zapierającymi dech w piersiach krajobrazami. Co ciekawsze, ze względu na specyficzny klimat, nie bardzo jest nawet jak zmarznąć na motocyklu. W niektórych regionach natknąć się można nawet na palmy. Zapewne zostały tam implementowane z Włoch, ale nie mają trudności z przeżyciem. Skoro palmy dają radę, to i motocykliści dadzą!

Grand Tour of Switzeraland

Szwajcaria na motocyklu

Szwajcarzy lubią mieć wszystko dopracowane do perfekcji. Nie spieszą się zbytnio, ale działają bardzo precyzyjnie i w przemyślany sposób. Na potrzeby turystyki opracowali trasę zwaną Grand Tour of Switzeraland i właśnie taką wycieczkę poleciłbym motocyklistom.

Pętlę można zacząć w zasadzie gdziekolwiek, ale start dla uproszczenia umieścimy w Zürichu. Pojedziemy w kierunku zachodnim do regionu Berna. Ta kosmopolityczna stolica Szwajcarii ze średniowiecznymi tradycjami, o bardzo bogatej historii, otoczona jest malowniczymi jeziorami i majestatycznymi, ośnieżonymi szczytami gór. Warto zatrzymać się na kilka chwil, żeby napawać się widokami i w nieodległej dolinie Emmental poznać tajemnice produkcje słynnych serów. Notabene tuż obok, w la Maison, wytwarza się niemniej znany ser gruyere. Tu, w niewielkiej fabryczce, miałem okazję zapoznać się z procesem dojenia krów.

Gdy w żołądku znajdzie się pyszna, ale ciężkawa serowa kula, warto podjąć szybką podróż w kierunku Montreaux, Lozanny aż do Genewy. Zahaczymy wtedy o fantastyczny region winiarski z najsłynniejszym okręgiem Lavaux, który należy do światowego dziedzictwa UNESCO. Już starożytni Rzymianie zaopatrywali się tu w wino, ale dopiero w średniowieczu biskupi chrześcijańscy podnieśli cud fermentacji do rangi działalności przemysłowej.

Szwajcaria na motocyklu

Malownicze Jezioro Genewskie stanowi naturalną granicę z Francją i można ją przekroczyć na pokładzie statku. Mnie udało się podróżować niewielkim, kilkunastoosobowym stateczkiem z… 1936 roku! Cały czas w dobrej kondycji, wozi turystów, a zmieniają się tylko jego właściciele.

Objedzeni i napojeni, powinniśmy pomyśleć o zrzuceniu kilka kalorii. Proponuję obrać kierunek na Lugano. Do wyboru mamy dwie trasy: przez Francję, Włochy i Mediolan (ok. 370 km i 4 godzin jazdy) albo z powrotem przez Lozannę i Montreux do Lugano. Tak czy owak, będzie to prawdziwa górska wyprawa. Kanton Ticino to stolica sportów rowerowych, poprzecinana także szlakami pieszymi. Skala trudności tras rozciąga się od łatwych do skrajnie trudnych. Warto zajechać nad Jezioro Como i napawać się choć przez chwilę życiem światowych elit.

Kolejny etap podróży to St. Moritz. Miejscowość co prawda znana jest z zimowych walorów (dwukrotnie odbyły się tu zimowe igrzyska olimpijskie), ale latem również jest tu urokliwie. To przecież jeden z najbardziej lanserskich kurortów. Zajeżdżał tu nawet James Bond, więc i my możemy. By się tam dostać, trzeba na chwilę oddalić się od ekspresówki i skorzystać z dróg lokalnych, węższych ale za to znacznie piękniejszych. Długą trasą przez Davos, st. Gallen i Winthertur wrócimy do Zürichu. Piękna trasa – prawda?

Nie tylko motocyklowo

Szwajcaria na motocyklu

Wiem, że motocykliści lubią tylko jechać, jechać i jechać. Od czasu do czasu mogą zatrzymać się dla podziwiania widoków, zatankowania, zjedzenia czegoś lokalnego i zanocowania. W Szwajcarii warto jednak przeznaczyć odrobinę czasu także dla ducha. Planując wyprawę zbadajmy, czy przypadkiem w czasie naszego pobytu nie odbywa się festiwal jazzowy w Montreux, Festiwal Genewski z fantastycznymi pokazami fajerwerków, Street Parade w Zürichu czy doroczne targi sztuki w Bazylei.

Szwajcarzy bardzo lubią się ukulturalniać i ciekawie bawić, więc atrakcji nie zbraknie. Trzeba tylko wiedzieć kiedy i gdzie się pojawić. Nie będzie trudno się tego dowiedzieć, bo ambasada Szwajcarii w Polsce udziela niezbędnych informacji i aktywnie promuje zwiedzanie tego kraju.

Szwajcaria na motocyklu

Nie jestem w stanie podzielić się opisem wszystkich ciekawych miejsc. Nie wspomniałem przecież o wyrobach mistrzów sztuki cukierniczej i ich wspaniałych czekoladach, fabryce scyzoryków Victorinox czy dolinie najsłynniejszych w świecie zegarmistrzów. Czy wiecie, że Szwajcarzy swoją przygodę z czasomierzami dawno temu zaczynali od ręcznego dłubania mechanizmów w długie zimowe wieczory po prostu z nudów? Nawet dzisiaj najbardziej skomplikowane i najdroższe mechanizmy buduje się całkowicie ręcznie, a praca nad jednym egzemplarzem może trwać nawet rok. Nie wiedzieliście? Trzeba więc skoczyć do Szwajcarii, bo to całkiem niedaleko.

Szwajcaria na motocyklu – nie musi być bardzo drogo

Szwajcaria na motocyklu

Przy podsumowywaniu wyjazdu zorientowałem się, czemu wycieczki do Szwajcarii nie są u nas bardzo popularne. Po prostu w całej masie społeczeństwa nie zarabiamy jeszcze tak dużo, aby czuć się równie swobodnie, jak na Słowacji, w Chorwacji czy nawet w Egipcie lub Hiszpanii. Jest po prostu odczuwalnie drożej i to w każdej kategorii spraw: od paliwa, przez hotele, na muzeach i innych atrakcjach kończąc. Dlatego też, jeżeli chcielibyście zwiedzić ten interesujący kraj, mam dwie rady. Po pierwsze – należy na wyjazd odłożyć pewną sumę pieniędzy i przyjąć z godnością obowiązujące tam ceny. Po drugie – koszty takiej wyprawy można sensownie obniżyć, przygotowując się starannie pod względem logistyki.

Szwajcaria na motocyklu

W Szwajcarii da się bowiem skorzystać z tańszych hosteli czy pól campingowych, trzeba tylko wiedzieć, gdzie ich szukać i rezerwować z odpowiednim zapasem czasu. Wówczas da się bez problemu zanocować za 30 euro za dwie osoby plus motocykl. Benzyna obecnie kosztuje średnio 1,6 franka za litr, czyli odrobinę powyżej 6 zł.

Osobną kwestią są opłaty drogowe. W Szwajcarii obowiązują winiety na poruszanie się po autostradach i niektórych drogach szybkiego ruchu. Winietka kosztuje 40 euro na rok i – uwaga, ważna informacja – obowiązuje od 1 stycznia do 31 stycznia roku następnego. Dla motocykli będzie to sytuacja czysto teoretyczna, ale jak ktoś by chciał wjechać do Szwajcarii 31 stycznia, a opuścić ją 1 lutego, to musi kupić winietę na 2 lata. Po prostu taki zwyczaj. Brak winietki skutkuje mandatem wysokości 100 franków.

Przy planowaniu zwiedzania tego kraju warto najpierw bardzo dokładnie policzyć koszty. Z doświadczenia wiemy, że ze szwajcarskim frankiem bywa ostatnio różnie, więc przy kalkulacjach należy założyć na wszelki wypadek pewien margines. Wszyscy „frankowicze” w naszym kraju doskonale rozumieją, o czym mówię.

KOMENTARZE