Czułem głód, takie ssanie, aby znów ruszyć na wyprawę. Kiedy do sprzedaży trafiły Junaki RS125 Pro, zapytałem Prezesa firmy AlMot, czy ten model również poddamy testowi długodystansowemu. Ku mojemu zaskoczeniu, otrzymałem zielone światło.
Miałem tylko określić trasę. Wyprawa ruszyła 10 czerwca, prowadziła z Gdyni do Iłek na zlot Junaka Daytona, następną stacją była Bieszczadzka Przystań Motocyklowa. Ciągnienie mnie w Bieszczady dalej przez Słowację i Węgry z przystankiem w Tokaju ruszyłem na Rumunię aby przejechać dwie najbardziej znane trasy, czyli Transalpinę i Transfangorską.
Podczas całej wyprawy pokonałem z Junakiem RS125 Pro prawie 7500 km. Spaliłem około 250 litrów benzyny, wymieniłem olej w Serbii, we Włoszech linkę ssania i świecę, żarówka ciągle ta sama, łańcuch naciągnąłem raz, za to smarowałem go na koniec każdego dnia.
Celem wyprawy była Sycylia i największy czynny wulkan w Europie. Nie pojechałem najkrótszą drogą, ale przez Bałkany, aby promem z Dubrovnika przeprawić się do Bari, przeciąć półwysep Apeniński, przekroczyć cieśninę Messyńską i stanąć u stóp Etny.
Na mojej mapie zaznaczyłem miejsca, które chciałbym zobaczyć, jednak życie płata figle i krzyżuje nasze plany w zamian daje czasami coś równie ciekawego. Rumunia zamiast Transangorskiej zaoferowała mi Wielkie Rumuńskie Wesele.
To był ostatni nocleg w Rumunii, byłem hotelowym gościem. Oglądałem przyjazd młodej pary i weselnych gości. Byłem zmęczony i nie w głowie mi było wesele, kiedy minęła 21 poszedłem spać. Obudziłem się około północy zły jak strzyga, ruszyłem w kierunku baru. Ojciec pana młodego, spytał czy to ja jestem tym motocyklistą z Polski? Na moje potwierdzenie spytał tylko jakie wino piję, odpowiedziałem, że białe i tym sposobem przy moim stoliku stanął dzban białego wina, kawa i przekąski, na weselu bawiłem się do rana. Przejechałem Transalpinę, wcześniej wąwóz Bicaz. Poznałem Rumunów jako ludzi, otwartych, bezinteresownych i gościnnych. Przekonałem się jak bardzo nasze wyobrażenie o innych krajach to stereotypy.
To było chyba na pocieszenie za Transafgorską. Cały wyjazd to była cała masa spotkań z ludźmi, za każdym razem zaskakiwała mnie ich gościnność, bezinteresowność i otwartość. Serbowie, zapłacili mój rachunek w barze i zaprosili do domu gdzie, poczęstowali mnie tym co mają najlepszego. Pewnie wielu nie uwierzy, na szczęście miałem włączoną kamerę i wszystko jest dostępne na moim kanale na YouTube.
Bośnia oferował, przepiękne góry z Sutjeską na czele, smaczne jedzenie i wyborną kawę, Chorwacja przepiękne krajobrazy, błękitne morze i wspaniałe zabytki. Sycylia rozczarowała i gdyby nie Etna, która na 20 minut odsłoniła swoje oblicze, mogłaby trafić na listę miejsce, których trzeba unikać. Włochy drogie i strasznie szybko ogołociły mój portfel, chcąc prowadzić relację z podróży musiałem szukać miejsc z dobrym Internetem, to niestety kosztuje. W krytycznym momencie wsparli mnie koledzy i koleżanki z forum Junak Daytona, którym bardzo za to dziękuję. W wielu przypadkach trafiałem na miejsca do, których z przyjemnością bym powrócił, niezapomniana noc we włoskiej trattorii, pizza przyrządzona przez Maxa i palinka, którą wiozłem z Rumunii sprawiła, że relacje między Polakami i Włochami są jeszcze lepsze.
Monte Cassino, to obowiązek dla każdego Polaka, po prostu trzeba tam być, słowa grzęzną w gardle, oczy się szklą.
Rzym mimo, że ostatnim razem tak się zarzekałem, że nigdy więcej tu nie wrócę, to jednak jako człowiek mam ten komfort i potrafię zmienić zdanie. Ponownie wpisałem Wieczne Miasto na listę i dałem sobie jeszcze raz szansę aby je zobaczyć. Powiem krótko, naprawdę warto, Rzym jest piękny i warto tu przyjechać nie raz, nie dwa. Tym razem lepiej przygotowany z włączoną kamerą, kręciłem się po najstarszej części miasta przez ponad cztery godziny.
Była piękna, słoneczna, pogoda, ruch na ulicach umiarkowany, bezpiecznie było zwiedzać Rzym z pozycji motocyklowego siodła, kiedy tylko zatrzymałem się na krótki postój i nieopatrznie zrobiłem zdjęcie ambasady USA zaraz otoczyli mnie włoscy żołnierze, których na mieście było pełno, stali w bramach, wąskich uliczkach, wcześniej nie zawracałem na nich uwagi, dopiero po incydencie pod ambasadą, zauważyłem, że Rzym wygląda jak frontowe miasto.
Wyjazd, kierunek północ, Umbria jednak wstrzymała mój ruch, piękny region, niesamowite są Włoskie miasteczka na szczytach wniesień, w jednym znalazłem niedrogi nocleg i zjadłem pyszną pizze. Na drugi dzień obrałem kierunek na Bolzano, ten ruch zrobiłem wyłącznie autostradą, spieszyło mi się do domu. Miałem już dość i kończyły się środki.
Do Bolzano dotarłem na 18 jednak to nie był cel na ten dzień, zaplanowałem nocleg w Verden, brakowało mi do celu 60 km. Namiot rozbiłem dopiero o 21.
Położyłem się spać, rano miałem szybko wstać, chciałem jednego dnia dojechać do Zgorzelca. Plany jednak pokrzyżowała mi mała przygoda, na autostradzie w Niemczech zabrakło mi paliwa, zwyczajnie zapomniałem przestawić kranik na pełny, tego dnia ruch był bardzo duży, byłem mocno skupiony na drodze, kiedy silnik zaczął szarpać złapałem zawór aby przestawić na rezerwę i jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że to koniec paliwa. Do najbliższej stacji miałem 4 kilometry, zrobiłem sobie spacer z motocyklem po autostradzie, kiedy zostało 500 metrów okazało się, że mój cel jest nieosiągalny, drogę przecinał zjazd. Na końcu tej przygody pomogła mi niemiecka policja. Panowie zabezpieczyli motocykl na autostradzie i podwieźli mnie na stację benzynową. Około 22 do Zgorzelca zostało mi 150 km, dalsza podróż zrobiła się niebezpieczna, zatrzymałem się na parkingu, spędziłem przyjemny wieczór z Ukraińcami, którzy mnie napoili i nakarmili.
Nie miałem siły na rozbicie namiot, przygotowałem legowisko na ławce, noc zapowiadała się gwieździsta, spałem jak zabity. Noc była chłodna, jak dobrze, że zabrałem ze sobą ciepły śpiwór i koc. Wstałem po czwartej, wypiłem herbatę, wskoczyłem na siodło i ruszyłem w stronę wschodzącego słońca. Po przekroczeniu granicy zatrzymałem się w hotelu Picaro, byłem zmęczony, a na dokładkę zaczął padać deszcz. Nazajutrz ruszyłem do Gdyni, ostatnie 600 km to pestka.