fbpx

Wstajesz o 5 rano, jedziesz na test 170 km od domu w dusznym Cinquecento 700 Gaz Racing z zawrotną prędkością 90 km/h i wieczorem już wiesz: to był jeden z najpiękniejszych motocyklowych dni!

Husqvarna jest wiodącym na świecie producentem sprzętu do pracy w lesie, parku i ogrodzie. Nasza oferta jest szeroka i obejmuje zarówno modele dla profesjonalistów, jak i dla wymagających amatorów. Wow, super! Pozornie brzmi jak reklama maszyn Enduro, w rzeczywistości opisuje kosiarki i piły spalinowe tej firmy służące w surowych warunkach Szwecji. Co to ma wspólnego z motocyklami Husqvarna?

Mamma mia

Oprócz bojowego przesłania i tej samej nazwy – niewiele. Bo w Szwecji już od 1988 roku nie są produkowane „Husky”. Teraz jednośladowy sprzęt do pracy w lesie, w mieście i na torze powstaje w Italii. Patrząc na efekty tej przeprowadzki, trzeba przyznać rację Włochom.

 

Czy znacie jakieś bosko piękne Szwedki (nie, panie z Abby odpadają) albo piekielne szwedzkie samochody sportowe (Volvo ma przede wszystkim chronić od następstw szalonej jazdy, a nie umożliwiać ją, a Saab… oni chyba robią też ciężarówki Scania)? To wspaniałe społeczeństwo i cudowny kraj, ale jedno trzeba sobie wyjaśnić: podróż po autostradzie z prędkością większą niż 110 km/h stanowi u nich przepustkę do psychiatryka, alkohol można kupić tylko w państwowej sieci sklepów, a ceny skutecznie odstraszają od zbędnych wydatków. Dlatego wybór: Ikea czy Armani – rozum czy serce, wydaje się prosty.

Plan „Y”

W sumie to szkoda mi trochę naszych sąsiadów zza Bałtyku. Najpierw Włosi zabrali im motocykle Husqvarna, a później Austriacy z KTM-a przenieśli produkcję Husaberga do Mattighofen. Było coś o zabieraniu? Nasz plan „A” zakładał przetestowanie Husqvarny TE 250, zwinnego, ćwierćlitrowego czterosuwu enduro. Niestety, do dziś pewni dżentelmeni zapomnieli oddać TE 250 po tym, jak pożyczyli ją w nocy razem z szybą i kłódką od garażu. Pozostał nam wobec tego plan „yyyyy i co teraz?”. Następnego dnia e-mail od Tomka Zycha, importera Husqvarny. Okazuje się, że teraz to będzie dopiero jazda!

Ciao, bella

Tor kartingowy w Lublinie. Równy i kręty niczym alpejskie serpentyny. W roli kata występuje dziś Łukasz Kędzierski (Opel Nivette-Yamaha-Intercars). Po co nam człowiek od Yamahy w teście konkurencyjnej Husqvarny? Proste – żeby obnażyć jej wszystkie wady. Na razie nie zanosi się na egzekucję. Przed nami stoi SM 450 R, motocykl do Supermoto (Mamusiu, to jest taki żużel na asfalcie przy użyciu crossówek). Od testowanego (ŚM 08/04) KTM-a SMR 450 ta „Huska” różni się przede wszystkim możliwością legalnego ślizgania po ulicach. Światła, trąbka, kierunki, lusterka. Gdybym rejestrował ją dla siebie, wybrałbym tablicę indywidualną W1 Bella. Smukła sylwetka, seksowne detale, intensywne barwy (narodowe Szwecji). Esencja włoskiego designu. Szwedzi pewnie zaprojektowaliby ją za pomocą pilarki spalinowej, a następnie wygładzili kosiarką. Włoscy projektanci poświęcili wiele godzin na doprowadzenie kształtu dźwigni zmiany biegów do perfekcji. Efekt? Wygląda jak Monica Bellucci rzeźbiona spod mokrej bluzki. Wiele elementów Husqvarny SM 450 R nadaje się do bezpośredniego eksponowania w muzeum sztuki nowoczesnej. Dzięki temu odróżnia się od bezdusznej i wykastrowanej z oryginalności masówki z Japonii. I nie chodzi tu tylko o motocykle terenowe. Wiesz, jak wygląda deska rozdzielcza Mitsubishi Lancera Evo VIII czy Subaru Imprezy WRX STI – samochodów, o których śnią miliony facetów na świecie? Ponuro. Banalnie. Łada Samara. Na szczęście te trzystukonne pociski jeżdżą „jak ta lala”, hamując „jak się masz”. A zatrzymują je zaciski Brembo, absolutna ekstraklasa w świecie prędkości.

Brawo, Brembo!

Zamontowano je również w SM 450 R. Z przodu ekskluzywny widelec Marzocchi, z tyłu rzadko spotykany teleskop Sachs. Ten niemiecki intruz ma złoty zbiornik gazowy, najpiękniejszy, jaki kiedykolwiek wyprodukowano. Do tego wydech Arrow z tytanowymi kolankami, których kształtu nie powstydziłby się Michał Anioł. Dobra, czas przekonać się, co anielsko śliczna Husqvarna potrafi na torze. Aby wezwać bestię do roboty, wystarczy przycisnąć guzik elektrycznego rozrusznika. KTM 450 SMR odpalał z kopniaka na dwa sposoby: albo tak, albo nie. Tu nie ma kopniaka, a za każdym razem i w dowolnym momencie silnik elektrycznie budzi się do życia. Jego moc ciągnie się jak spaghetti – smakuje tak samo zarówno na początku nitki, jak i na końcu. Elastyczny niczym moralność Silvio Berlusconiego, a jednocześnie mocny. Jednocylindrowiec w SM 450 R został przejęty z modelu Enduro, czyli TE 450. Pracuje z regularnością i pokorą szwedzkiego drwala – żadnej sjesty. Spodziewany w modelu 2005 gaźnik Keihin FCR (światowy standard w tej klasie) zastąpi Mikuni. Wtedy dopiero va bene!

Tor miasto

Trochę gorzej wypada tresowanie tego stada koni mechanicznych. Piękna dźwignia zmiany biegów pracuje jakoś opornie. No, ale ciężko przetańczyć całą noc w dopiero co kupionych butach i nie nabawić się przy tym odcisków. Nasza Husqvarna była ledwo dotarta i ta dolegliwość powinna ustąpić po paru dniach. Na szczęście nie przestawała strzelać z wydechu przy odpuszczaniu gazu w zakręcie. Odgłos takich detonacji spowodowałby cieknięcie śliny nawet u doświadczonych saperów z Kazunia. Motocykl z kraju Pavarottiego wydaje jeszcze inny cudowny dźwięk: pisk opon przy składaniu fury do zakrętu. Radosne „iii-ha-ha!” świadczy o tym, że właśnie suniemy bokiem, przed nami świetlana przyszłość, a za nią kolejny winkiel. I znowu muszę przerwać te chwile szczęścia i napisać coś o zawieszeniu. OK, tu sprawa jest łatwiejsza niż w KTM-ie SMR 450. Husqvarnę zestrojono miękko, z akcentem na komfort zamiast na wyczyn. Ale to jest przecież motocykl na miasto i na tor, a nie odwrotnie. Pomimo szosowych (z bieżnikiem) opon Dunlop D207 bez problemu można przechylać motocykl aż do starcia podnóżków.

Złote gody i zacisk

Czujesz to? Powiedzmy, że masz żonę/męża i taką Husqvarnę. Kochanie, jadę po dziecko do szkoły albo Motyla noga, zapomniałem kupić płynu do naczyń, a tu taka góra do zmycia! I odpalasz przyciskiem żółto-granatową rakietę, w drodze po sprawunki wyskakujesz na pobliski parking czy plac, przechodzisz bokiem kilka zakrętów, piski-strzały-zamieszanie i już świat jest piękny! A to wszystko przy zadowoleniu rodziny, w zgodzie z przepisami i bez użycia przyczepki czy całej tej wyczynowej, często kłopotliwej otoczki. Tłoczki? Cóż, w przednim zacisku Brembo są cztery. Tak naprawdę powinno być sześć, np. jak w złotym cudeńku Beringera, który powstrzymuje zapędy pilota kamikaze KTM-a. Ale po co, skoro hamuje równie skutecznie? Podobnie stało się w Yamasze Fazer – w zeszłym roku cztery tłoczki, teraz dwa i dalej gra muzyka, bynajmniej nie marsz pogrzebowy.

Małolatki czy kobiety?

Powody do zadowolenia daje też przyczepny pokrowiec, łatwo dostępny filtr powietrza czy masywne piasty godne czołgu T-72. Smuci beztroskie spasowanie plastików. No i co za Cretino Italiano wymyślił mocowanie prawego kierunkowskazu tuż nad wylotem spalin z wydechu? Kierunek w kształcie lizaka chupa chups stopił się po kilkunastu minutach jazdy.

 

Właściwości jezdne… Obowiązkowy element każdego testu. Husqvarna SM 450 R wykazuje stabilność łodzi podwodnej o napędzie atomowym. Pomimo swojej słusznej masy – hej, Monica Bellucci też nie należy do anorektyczek! – prowadzi się lekko, a do tego pewnie. Dojrzała kobieta, bez fochów i wahań nastrojów. Wie, czego chce, i zaprowadzi cię tam. Wolisz „osiemnastki”? To wybierz KTM-a 450 SMR.

Zanim kupisz 911 GT2

Różnica między tymi dwoma motocyklami jest jak między tym, co ogólnie wiadomo na temat Porsche i Ferrari. Obie maszyny są wspaniałe, ale każda inna. I chociaż Husqvarna do Supermoto, tak jak Ferrari do lansu pochodzi z Italii, a fabryki w Varese i Maranello dzieli zaledwie 250 km, to SM 450 R jest bardziej jak Porsche. Bo można nim wygodnie jeździć do pracy i na miasto, a przy okazji poprawić sobie humor wygłupami na asfalcie. Tylko te biegi… W sumie to należy machnąć ręką i dwa razy lewą nogą. Bo podobno w Ferrari F-40 biegi trzeba było wbijać młotkiem.

KOMENTARZE