fbpx

W MotoGP trwa obecnie walka nie tylko o zwycięstwa i podia w wyścigach, ale także o kontrakty na najbliższe lata. Umowy co najmniej na sezon 2025 ma podpisanych zaledwie sześciu zawodników, co sprawia, że tegoroczny „silly season” jest wyjątkowo intensywny.

Warto zacząć od tego, że w tej sytuacji Ducati niejako cierpi na nadmiar dobrych zawodników i całe grono chętnych, którzy z radością przesiedliby się na Desmosedici. Jako urzędujący mistrzowie świata i zdecydowanie najlepszy producent ze wszystkich – Ducati może przebierać w ofertach. Na razie umowy z włoskim producentem mają podpisani jedynie obrońca tytułu mistrzowskiego Pecco Bagnaia oraz ścigający się w Moto2 Fermin Aldeguer. Hiszpan na razie zajmuje trzecie miejsce w mistrzostwach pośredniej kategorii, tracąc 26 punktów do lidera.

Problemem pozostaje to, kogo Ducati umieści u boku Bagnaii w 2025 roku, niejako skazując na porażkę Eneę Bastianiniego. Włoch, choć jest czwarty w mistrzostwach i dwa razy stał na podium, to jednak nie przykuwa zbytnio uwagi kibiców i mediów. W przypadku Ducati i miejsca w fabrycznym zespole wszystko ma rozstrzygnąć się pomiędzy Jorge Martinem oraz Marcem Marquezem. „Martinator” spisuje się od początku roku wyśmienicie, prowadzi w mistrzostwach, a ostatnio w Le Mans wygrał sprint i wyścig o GP Francji. Marquez z kolei szybko odnalazł się na Desmosedici po przesiadce z Hondy, dwa razy stał na podium i coraz bardziej zbliża się do debiutanckiej wygranej. Martin ma jednak już o 40 punktów więcej od byłego zawodnika Repsol Hondy i wydaje się być najlepszym kandydatem do fabrycznego składu.

Tym bardziej, że już jakiś czas temu ogłoszono, że Jorge rozstanie się po sezonie 2024 ze swoim dotychczasowym teamem Pramac Racing. Pomimo wcześniejszych plotek, Pramac najprawdopodobniej nie przesiądzie się na Yamahę i pozostanie z Ducati. Wtedy zapewne do tego składu trafi Aldeguer oraz…. Marquez? Warto pamiętać też o ekipie Mooney VR46 Racing, która także łączona była z Yamahą, a najnowsze plotki mówią o tym, że z Desmosedici na M1-ki przesiądzie się jednak Gresini Racing.

Jeśli Marquez nie zgarnie miejsca w fabrycznym składzie, wcale nie jest powiedziane, że przesiądzie się na fabryczne Ducati tyle, że np. w Pramacu. „Kiedy zdecydowałem się przejść do Ducati wiedziałem, że to najmocniejszy motocykl. Chciałem sprawdzić, co mogę na nim osiągnąć. Jako że jestem konkurencyjny, w przyszłym roku chcę mieć motocykl w najnowszej specyfikacji, by walczyć o mistrzostwo. Bez względu na barwy lub markę” – powiedział Marc Marquez kilka dni temu, po GP Francji, w wywiadzie dla Sky Italia.

Tylko sześciu zawodników ma umowy na sezon 2025 MotoGP.

Jak zaznaczał z kolei Jorge Lorenzo, Ducati raczej pogodziło się już, że straci kogoś z wymienionej trójki Martin, Bastianini i Marquez. Jeśli Jorge lub Enea nie otrzymają kontraktu na starty w czerwieni, na pewno poszukają dla siebie miejsca gdzieś indziej. Jedynym, który wydaje się, że zaakceptowałby fabryczną maszynę w niefabrycznym składzie, byłby właśnie Marc.

Martin i Bastianini łączeni są z kolei od jakiegoś czasu z Aprilią, której zawodnikom – Aleixowi Espargaro oraz Maverickowi Viñalesowi także kończą się umowy. W przypadku Aleixa co jakiś czas powracają plotki, jakoby mógłby przejść na emeryturę i zostać zawodnikiem testowym producenta z Noale. Notowania „Macka” znacznie wzrosły po idealnym weekendzie w Austin, ale ostatnio znowu nie był w stanie nawiązać walki o zwycięstwa. Nie wiadomo też, co stanie się z zawodnikami satelickiej ekipy producenta z Noale – Miguelem Oliveirą Raulem Fernandezem.

O Martina i Marqueza podobno dopytuje z kolei KTM, który już od dawna chciał zakontraktować Marca. On sam, wypowiedzią prezentowaną wcześniej dał do zrozumienia, że wcale nie ogranicza swojej przyszłości tylko do Ducati. U austriackiego producenta jedną nogą w fabrycznym składzie jest już Pedro Acosta, który imponuje w swoim debiutanckim sezonie w MotoGP. Plotkowano nawet, że Hiszpan już w połowie tegorocznej rywalizacji wskoczy do fabrycznego składu KTM-a, a do GASGAS Tech3 zostanie zdegradowany Jack Miller. Jeśli jednak Austriakom udałoby się ściągnąć do siebie Marqueza bądź Martina, także i oni będą mieli twardy orzech do zgryzienia. Wszak Brad Binder ma umowę aż do sezonu 2026 włącznie. Losy Millera oraz team-partnera Acosty Augusto Fernandeza wydają się być przesądzone – przyszłości muszą szukać poza szeregami KTM-a (a może i MotoGP?).

Na ruchy fabrycznych składów europejskich marek z utęsknieniem czekają rywale. „Wszyscy rozmawiają z każdym, ale jak na razie niewiele się dzieje. Wszyscy niejako pozostają w zawieszeniu do czasu, aż fabryczne zespoły podejmą swoje decyzje, począwszy od Ducati” – mówił Davide Brivio, menadżer satelickiego składu Aprilii – Trakchouse Racing, w wywiadzie z MotoGP.com

W tym wszystkim mniej łakomymi kąskami są posady w fabrycznych składach Hondy i Yamahy, która ciągle przymierza się do rozszerzenia działalności w MotoGP i znalezienia satelickiego teamu. O ile Fabio Quartararo przedłużył umowę z Yamahą, a Luca Marini Johann Zarco mają kontrakty z Hondą na 2025, los reszty zawodników pozostaje nieznany. Plotki głoszą, że Joan Mir oraz Alex Rins – kolejno z Repsol Hondy i fabrycznego teamu Yamahy – byliby zainteresowani dołączeniem do Trackhouse Racing. Tym bardziej, że szefem teamu jest Brivio, z którym w 2020 sięgnęli – jeszcze w Suzuki – po mistrzostwo.

Wydaje się więc, że zanim decyzji nie podejmie Ducati – a ma to nastąpić prawdopodobnie jeszcze przed GP Włoch na Mugello w pierwszy weekend czerwca – cała reszta producentów będzie wstrzymywała się z decyzjami. Na razie możliwości roszad jest tak dużo, że trudno to wszystko pojąć. Pozostaje nam jedynie uzbroić się w cierpliwość.


Zdjęcia: Red Bull Content Pool

KOMENTARZE