Jorge Martin w sezonie 2024 nie tylko sięgnął po swoje debiutanckie mistrzostwo świata MotoGP, ale też został pierwszym od 2000 roku czempionem klasy królewskiej, który nie ścigał się w fabrycznym zespole. Wiele wskazuje na to, że wyczyn Hiszpana będzie tylko jednorazowym „wyskokiem”. Jego droga do tytułu była jednak imponująca, tym bardziej jeśli wziąć pod uwagę, że już co najmniej dwukrotnie jego dalsza kariera dosłownie wisiała na włosku.
Na skróty:
Kasa, misiu, kasa
Jorge Martin urodził się 29 stycznia 1998 roku i pochodzi z małej miejscowości Sebastián de los Reyes, znajdującej się na północ od Madrytu. Już jako kilkulatek dostał od swojego taty pocket bike’a i niemalże od razu zapałał ogromną miłością do motocykli. Podążanie za marzeniami syna nie było jednak łatwe, jako że jego rodzice Angel i Susana zmagali się z problemami finansowymi. Po sukcesach na lokalnej arenie motocyklowej, Jorge spróbował dostać się do prestiżowego pucharu Red Bull MotoGP Rookies Cup, jednak bez powodzenia. W późniejszych wywiadach „Martinator” wielokrotnie podkreślał, że gdyby nie dostanie się do Cupu w 2012 roku, jego kariera dobiegłaby końca.
Wyświetl ten post na Instagramie
Debiut w Red Bull Rookies, z powodu kontuzji, nie przebiegał do końca po myśli Hiszpana. Już w kolejnym sezonie pokazał jednak swoje możliwości i długo walczył o mistrzostwo, ostatecznie ulegając Karelowi Hanice. W myśl zasady „do trzech razy sztuka”, Jorge sięgnął po tytuł w pucharze w 2014 roku, co otworzyło mu drzwi do pełnoetatowych startów w Motocyklowych Mistrzostwach Świata. Właśnie w tamtym sezonie rodzice Martina stracili pracę, a on dokończył sezon dzięki finansowemu wsparci w zasadzie wszystkich swoich krewnych.
Hiszpan jednak nigdy nie zapomniał, kto pomógł mu w drodze na szczyt i kto go wspierał. W jednym z wywiadów dla DAZN wspominał treningi z Jorge Lorenzo i to, jak bardzo mu pomagał w jego pierwszych startach w Grand Prix. Przez lata Martin najmocniej zaprzyjaźnił się przede wszystkim z Aleixem Espargaro oraz Maverickiem Viñalesem, którzy wspierali go na wczesnych etapach kariery, trenowali z nim i motywowali. „Aleix dał mi dom, dał mi jedzenie, dał mi materiały do trenowania, kiedy ja nie miałem nic, jako że pochodzę ze skromnej rodziny. Spędził ze mną mnóstwo czasu nie tylko na początku mojej kariery, pomagając mi zostać lepszym zawodnikiem” – wspominał Jorge Martin w 2022 roku po GP Argentyny, kiedy to Aleix Espargaro wygrał swój pierwszy wyścig w MotoGP. W innym wywiadzie wspominał: „Muszę bardzo podziękować Maverickowi i Aleixowi, bo mieszkaliśmy blisko siebie i bardzo mi pomagali. To oni odbierali mnie z domu i zabierali na treningi, bym jeździł na ich motocyklach, jako że nie miałem swojego i nie miałem pieniędzy, by go kupić”.
Mistrz świata Moto3
Debiut w Moto3 w barwach ekipy Jorge Martineza „Aspara” nie był wymarzonym, a Hiszpan początkowo miał problemy z zaadaptowaniem się do nowej klasy. W drugiej połowie sezonu 2015 regularnie jednak finiszował w punktach, a w 2016 roku – podczas zmagań w czeskim Brnie – wywalczył swoje pierwsze podium. W deszczowym wyścigu, jadąc na odstającej od czołówki Mahindrze, wywalczył drugie miejsce.
Sezon 2017 to już nowy rozdział w karierze Hiszpana – dołączenie do zespołu Fausto Gresiniego i przesiadka na dużo lepszą Hondę. Martin rozpoczął rok od trzech z rzędu finiszów na podium i regularnej walki w czołówce, a podczas finału sezonu – w Walencji – wygrał swój pierwszy wyścig w Grand Prix! Po drodze został nieoficjalnym królem kwalifikacji, aż dziewięć razy sięgając po pole position. Walkę o mistrzostwo pokrzyżowało mu jednak złamanie nogi w trakcie sezonu, przez które opuścił dwie rundy. Ostatecznie zajął czwarte miejsce w „generalce” i przed 2018 rokiem stał się jednym z głównych faworytów do mistrzostwa.
20-letni wówczas Jorge rywalizację w sezonie 2018 rozpoczął z tzw. „wysokiego C”, bo od wygrania na inaugurację w Katarze. Potem regularnie finiszował na podium i triumfował w sumie w siedmiu wyścigach. Najbardziej wyjątkowym zwycięstwem było to na malezyjskim torze Sepang, gdzie przypieczętował zdobycie swojego pierwszego tytułu mistrza świata!
„Kiedy zdałem sobie sprawę, że zostałem mistrzem, całe życie przeleciało mi przed oczami. Pochodzę z biednej rodziny i wiem, ile nas wszystkich kosztowało to, bym znalazł się w tym miejscu! Chciałbym podziękować wszystkim, którzy wspierali mnie na tej drodze, a także moim rywalom. Zdobycie mistrzostwa po wygraniu wyścigu to prawdopodobnie jedno z najlepszych uczuć na świecie, a ja jestem przeszczęśliwy” – cieszył się w 2018 roku Martin.
„W Tajlandii myślałem jednak, że nie uda mi się wystartować, a tytuł wymknie mi się z rąk” – wspominał w tym samym momencie Jorge. Jego walka o tytuł mistrzowski Moto3 w 2018 roku zawisła na włosku dwukrotnie. Najpierw po pierwszej sesji treningowej w Brnie, kiedy to Hiszpan upadł i złamał lewy nadgarstek. Szczęśliwie dla niego opuścił tylko rundę w Czechach, a podczas kolejnych zmagań w Austrii finiszował na podium.
Mało kto spodziewał się tego, że pod koniec sezonu – podczas GP Tajlandii – Jorge nabawi się zapalenia nerwu promieniowego w operowanej kilka miesięcy wcześniej ręce. W dziwny sposób do urazu doszło podczas masażu w Clinica Mobile, który maił uśmierzyć ból nadgarstka. W rzeczywistości kontuzja uniemożliwiała mu otwieranie dłoni: mógł zginać palce, ale nie był już w stanie ich wyprostować. „Nie byłem w stanie jeździć. Nagle mój tata przypomniał sobie, że kiedyś japoński zawodnik Noboru Ueda doznał podobnego urazu ścięgien, i że zrobili dla niego specjalną rękawicę z rodzajem gumki lub napinaczy, które prostowały mu palce”. Podobne rozwiązanie niemalże z marszu zastosowano w rękawicy Martina, a on nie tylko wystartował w wyścigu na Buriram, ale też zgarnął w nim czwarte miejsce!
Aquí se ve mejor. Costó encontrar la foto, pero mereció mucho la pena. Al final sirvió de algo llevar viendo carreras desde el blanco y negro 😏 pic.twitter.com/9o5hYdYwl9
— Angel Martín (@Angel__Martin) October 7, 2018
Bez większych sukcesów w Moto2
Po wywalczeniu tytułu w Moto3, w 2019 roku Jorge awansował do Moto2. W pośredniej kategorii dołączył do mistrzowskiego składu Red Bull KTM prowadzonego przez Akiego Ajo. Początki w nowej kategorii nie były dla Martina łatwe, tym bardziej, że KTM odstawał od rywali. Pod koniec sezonu Hiszpan zgarnął jednak dwa podia i pozostał ze składem na rok 2020. Początek rywalizacji był dla Martina udany, jako że wywalczył cztery finisze na podium w tym pierwszą w Moto2 wygraną na domowym torze Red Bulla w Austrii. Niedługo później jednak złapał koronawirusa i opuścił przez to dwie rundy na torze Misano World Circuit, na dobre wykluczając się z walki o mistrzostwo. Przed tym zajmował trzecie miejsce w tabeli i tracił zaledwie osiem punktów do liderującego Luki Mariniego. Pod koniec sezonu Martin wywalczył jeszcze trzy podia, w tym wygraną w Walencji i rok zakończył z piątą pozycją w „generalce” – 45 punktów za mistrzem Eneą Bastianinim.
Wejście smoka do MotoGP…
Warto pamiętać, że Jorge był o krok od tego, by w MotoGP wcale nie zadebiutować na Ducati w zespole Pramac Racing, a na KTM-ie. W kontrakcie Martina z austriacką marką zapisana była gwarancja awansu do MotoGP w 2021 roku. Jednocześnie jednak, jeśli KTM w połowie 2020 roku nie plasowałby się w TOP10 „generalki” zawodników klasy królewskiej – Jorge mógł sobie szukać miejsca gdzie indziej. Problem polegał na tym, że przez wybuch pandemii Covid-19 sezon 2020 MotoGP rozpoczął się dopiero w lipcu, więc formalnie KTM faktycznie nie plasował się w TOP10, ale też nie miał na to szansy, bo nie rozegrano ani jednego wyścigu.
Ostatecznie jednak Martin połączył swoje siły z ekipą Pramac Racing, w której do dyspozycji dostał satelickie Ducati i… rywalizację rozpoczął z przytupem. Sezon rozpoczął się od dwóch weekendów GP rozgrywanych na torze w Katarze. Hiszpan już w trakcie swojej drugiej rundy w MotoGP sięgnął po pole position, a dzień później finiszował w wyścigu na trzeciej pozycji!
… i bardzo twarde lądowanie
Niestety, były to tylko miłe złego początki. Po przenosinach MotoGP na tor w Portimao, 23-latek zanotował jeden z najpotężniejszych upadków ostatnich lat. W trzeciej sesji treningowej Hiszpan zaliczył ogromnego high-side’a w siódmym zakręcie, po którym z impetem uderzył o asfalt. Lecąc w żwirze, został jeszcze uderzony przez swoje Desmosedici. Jak ujawniono po jakimś czasie, że Martin doznał aż siedmiu uderzeń ciałem o podłoże z siłą ponad 20G, z czego najmocniejsze miało siłę aż 26G!
Thankfully @88jorgemartin is conscious and recovering in hospital following this crash 💢
We hope to see the @pramacracing rider back on track at Jerez! 👊#PortugueseGP 🇵🇹 pic.twitter.com/DqIKu5tcLZ
— MotoGP™🏁 (@MotoGP) April 17, 2021
Po pobycie w szpitalu w Algarve, po kilku dniach przetransportowano go do Barcelony. Ale i tam, z powodu wstrząśnienia mózgu, lekarze nie zdecydowali się na natychmiastowe operacje. Dopiero kilka dni później, podczas osobnych interwencji chirurgicznych, Martinowi poskładano złamaną prawą kostkę, uszkodzone lewe kolano oraz złamany prawy kciuk. Urazu jednej z kości lewego nadgarstka nie operowano, a jedynie ustabilizowano go gipsem.
Ya estoy en marcha!!! Objetivo mugello en 5 semanas!🤟🏽🔥 pic.twitter.com/iLJ3kLC6lJ
— Jorge Martín Almoguera (@88jorgemartin) April 23, 2021
Las 3 operaciones han salido perfectas. Gracias a los doctores Mir, Jimeno, Campillo, Monllau y sus equipos. ¡Empieza la cuenta atrás!// 3 surgeries went perfect. The count down begins! pic.twitter.com/mf5YkmaINn
— Jorge Martín Almoguera (@88jorgemartin) April 21, 2021
Chwilowo na szczycie świata
Martin opuścił przez kontuzje tylko cztery rundy i wrócił do rywalizacji zaledwie półtora miesiąca po upadku! I to pomimo pojawiających się wątpliwości, czy nie jest to moment, by na dobre dać sobie spokój ze ściganiem się. Już w pierwszym starcie po kontuzji, jadąc mocno obolałym w GP Katalonii, sięgnął w wyścigu po czternaste miejsce i symboliczne dwa punkty. Hiszpan zawarł też ze swoją ekipą umowę, że jeśli w drugiej połowie sezonu 2021 uda mu się wskoczyć na podium – na koniec roku zabierze cały swój team na Karaiby, do Punta Cana.
Okazało się, że obietnicę trzeba będzie spełnić, ponieważ na torze Red Bull Ring w tym samym sezonie Martin czuł się jak ryba w wodzie. Najpierw zgarnął pole position, a dzień później w mistrzowskim stylu sięgnął po zwycięstwo – swoje pierwsze w klasie królewskiej. I to wszystko w niecałe cztery miesiące po wypadku z Portugalii. Nie dziwi, że gdy tylko zjechał do parku zamkniętego, z jego oczu popłynęły łzy, a jego ekipa wkrótce zaczęła skandować „Punta Cana! Punta Cana!”
Tydzień później, także w Austrii, Martin ponownie finiszował na podium, a rok zakończył zdobyciem drugiej lokaty w Walencji. W efekcie swój pierwszy sezon w klasie królewskiej zakończył on na solidnej, dziewiątej pozycji w klasyfikacji generalnej, zostając przy okazji najlepszym debiutantem w MotoGP.
Wyświetl ten post na Instagramie
Czas na otrzeźwienie
Kilka lat później Martin wspominał, że szybko zachłysnął się popularnością i tym, że w końcu zarabiał bardzo dobre pieniądze. „Kiedy dołączyłem do klasy królewskiej byłem singlem, a po wygraniu wyścigu w Austrii zacząłem sporo imprezować. zawsze po niedzielnych wyścigach, kiedy GP dobiegało końca, a także po treningach w Andorze, zawsze jechałem do Barcelony. Byłem szybki i nie miałem z tym problemu”.
Nadszedł jednak moment przełomowy, gdy… „Po jednej imprezie dostałem w klubie rachunek na jakąś zawrotną sumę pieniędzy. Po zapłaceniu go zdałem sobie sprawę, że muszę się zmienić”. Niedługo później poznał on swoją obecną partnerkę Marię, która bardzo mu pomogła. Podobnie jak jego rodzice i dziadkowie, którzy „zawsze pilnowali, żebym twardo stąpał po ziemi, bo kiedy zmarnujesz pieniądze, kończysz jako bankrut, przyjaciele znikają, a twoja kariera jest skończona”.
Po szalonym 2021 roku, w sezonie 2022 Martin nie był w stanie włączyć się do regularnej walki w czołówce. Czterokrotnie finiszował na podium i zakończył rok na dziewiątej lokacie w mistrzostwach. Po drodze jednak musiał przejść kontuzję prawej ręki, w której – po potężnym upadku z 2021 – pojawiły się problemy z nerwami.
W roku 2023 Martin już regularnie walczył o podia i wygrał trzy wyścigi, w drugiej połowie sezonu rzucając rękawicę Pecco Bagnaii, który zmierzał po swoje drugie mistrzostwo MotoGP. Ostatecznie to Włoch utrzymał nerwy na wodzy i zdobył tytuł, a „Martinator” zebrał cenną lekcję, która miała zaprocentować w przyszłości.
Jorge Martin mistrzem świata MotoGP
Okazało się jednak, że sezon 2024 wcale nie rozpoczął się dla niego z ogromną motywacją i jednym celem. „Kiedy w styczniu miałem rozpocząć treningi, totalnie tego nie czułem. Nie chciałem jeździć na motocyklu, byłem smutny. To, co wydarzyło się w 2023 roku, mocno podkopało moją pewność siebie. Wszystko przez to, że wierzyłem w to, że mogę zdobyć mistrzostwo, a nie udało się” – wspominał Jorge, który w tamtym momencie zdecydował, że musi rozpocząć współpracę z psychologiem sportowym.
Okazało się to strzałem w dziesiątkę, a Martin w całym sezonie 2024 prezentował niezwykłą pewność siebie. Przez cały rok ścigał się w ścisłej czołówce, choć po drodze nie ustrzegł się kilku kosztownych błędów – wypadał z pozycji lidera w wyścigach w Hiszpanii i Niemczech oraz sprintu w Indonezji, a także zdecydował się na ryzykowną przesiadkę na deszczówki w GP San Marino. Ostatecznie jednak wygrał trzy wyścigi i siedem sprintów, a do tego szesnastokrotnie (zarówno w soboty, jak i niedziele) finiszował w TOP3. Dzięki temu w sezonie 2024 to Jorge Martin został mistrzem świata MotoGP, w finale sezonu w Barcelonie wytrzymując presję i dowożąc do mety wymarzony wynik.
Nowe wyzwanie w 2025
Jeszcze w pierwszej połowie sezonu 2024 wydawało się, że Jorge Martin w 2025 roku dołączy do fabrycznego teamu Ducati, gdzie za team-partnera miałby Pecco Bagnaię. Ostatecznie Ducati postawiło na Marca Marqueza, a „Martinator” przeniósł się do fabrycznego zespołu Aprilii. Zajął w niej miejsce będącego dla niego jak brat Aleixa Espargaro, który zakończył pełnoetatową karierę. To właśnie na maszynie producenta z Noale Hiszpan bronić będzie numeru #1.
Czeka go nie lada wyzwanie, ponieważ w minionym roku Ducati zgarnęło w MotoGP w zasadzie wszystko, co było do zdobycia. W dwóch poprzednich sezonach Aprilia finiszowała jednak na trzecim miejscu wśród konstruktorów, dosłownie o włos przegrywając z KTM-em. Biorąc pod uwagę problemy Austriaków, Aprilia może w tym roku być drugą siłą w MotoGP. Warto pamiętać, że producent z Noale przed sezonem 2025 nie tylko całkowicie zmienił skład, ale też szefa technicznego swojego zespołu – Romano Albesiano dołączył bowiem do ekipy testowej HRC. W jego miejsce Aprilia zatrudniła niezwykle doświadczonego Fabiano Sterlacchiniego, który najpierw był prawą ręką Gigiego Dall’Igny w Ducati, a potem przez dwa lata pełnił funkcję szefa technicznego KTM-a w MotoGP. Po swoich pierwszych testach na RS-GP w Barcelonie, Martin chwalił niezwykłą stabilność motocykla na hamowaniu, ale niestety tył był nerwowy i ślizgał się na wyjściach z zakrętów. W zeszłym roku Aprilia często miała też problemy na starcie wyścigu oraz na pierwszych jego metrach, na dojeździe do pierwszego zakrętu. Producent z Noale ma więc nad czym pracować.
Jorge Martin doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że obrona mistrzostwa będzie niezwykle trudna (jeśli nie niemożliwa). Walka o podia wcale nie jest jednak wykluczona, a biorąc pod uwagę poprzednie lata – jeśli Aprilia trafi „na swój weekend”, może uda się powalczyć o jakieś zwycięstwo.
Bez względu na wszystko, nowy sezon MotoGP rusza lada moment – inauguracyjna runda o GP Tajlandii na torze Buriram odbędzie się już w weekend 28 lutego-2 marca.
Zdjęcia: Red Bull, Gresini Racing, MotoGP