Takich kontrowersji pod koniec sezonu raczej nikt się nie spodziewał. Teraz wygląda na to, że wszystkim puściły nerwy a padok MotoGP zmienia się z miejsca sportowej rywalizacji w cyrk.
Na skróty:
Bo Marquez jest zły…
Zaczęło się od incydentu podczas przedostatniej rundy sezonu w Malezji, a właściwie nieco wcześniej kiedy Rossi stwierdził, że Marqueaz działa na jego szkodę ułatwiając Jorge Lorenzo w zyskaniu przewagi. Były przepychanki słowne, aż w końcu doszło do czynów, co potwierdziła Dyrekcja Wyścigów wlepiając Rossiemu karę i nakazując start z ostatniego miejsca podczas najbliższej, finałowej rundy.
Sąd sądem ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie
Oczywiście Yamaha odwołała się od decyzji Dyrekcji, a Valentino Rossi postanowił skierować sprawę do Sportowego Sądu Arbitrażowego. Jeśli Sąd uzna za konieczne podjęcie tej sprawy kara Vale zostanie zawieszona, a to oznacza ostrą walkę o tytuł.
Do sprawy włączył się też Jorge Lorenzo, który tuż po rundzie w Malezji mówił nawet, że kara dla Rossiego jest zbyt niska czym oczywiście wkurzył samą Yamahę i podobno jego dni w zespole są policzone.
Lorenzo złożył nawet wniosek o dopuszczenie go do sprawy przed CAS, ale sąd odrzucił jego prośbę.
Honda vs Yamaha
Honda w osobie szefa HRC Shuhei Nakamoto stwierdziła, że ma dowody na to iż Rossi kopnął w motocykl Marqueza. Ma to potwierdzać telemetria. Przypomnijmy, że Vale dostał karę za niesportowe zachowanie oraz wypchnięcie i spowodowanie wypadku. Dyrekcja nie miała w chwili podejmowania decyzji dowodów na w/w kopnięcie.
Nie wnikamy, czy Honda rzeczywiście może potwierdzić powyższe dane ale Yamaha już odpowiedziała na te zarzuty w sposób łatwy do przewidzenia ?Rossi nie kopnął w motocykl Hiszpana?. W sumie co innego mieli powiedzieć?
Wszyscy do broni
Sytuacja już jest skomplikowana, a do niej swoje trzy grosze dokładają jeszcze kibice. Fala krytyki i zwykłego „hejtu” skierowana przeciwko Marquezowi ze strony fanów #46 jest po prostu ogromna.
Jakby tego było mało Repsol postanowił, w swoim mniemaniu, wywrzeć dodatkową presję w postaci groźby wycofania się z wyścigów. No cóż pieniądze jakie marka wkłada w GP małe nie są, ale zaognianie tej sytuacji było po prostu, naszym zdaniem, niepotrzebne.
Jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o…
Oczywiście o pieniądze. To one napędzają ten wielki biznes zwany MotoGP. Nie dziwimy się zawodnikom, że zaciekle walczą. Wysokość ich kontraktów w dużej mierze zależy od tytułu mistrzowskiego.
Warto jednak przypomnieć, że ta sytuacja w sumie jest niektórym na rękę. Wszystkie oczy zwrócone są na zawodników Yamahy oraz na Marqueza, a to z kolei na pewno przełoży się na oglądalność ostatniej rundy. Dorna i FIM na pewno zacierają ręce i już szacują przychody.
FIM i Dorna co prawda wspólną decyzją odwołały czwartkową konferencję prasową przed wyścigiem, by uniknąć dalszego nakręcania atmosfery. Przypomnijmy, że mieli w niej uczestniczyć: Rossi, Lorenzo, Marquez, Pedrosa, Crutchow i Petrucci. Decyzja jednak, na ironię spowodowała, że wszyscy o tym piszą, mówią i tak naprawdę zainteresowanie konfliktem jest nadal podsycane.
Absurdalny koniec sezonu
Rossi ma bardzo niewielką przewagę nad Lorenzo. Kara i start z ostatniego miejsca nie ułatwią mu walki o kolejny tytuł. Nie zmienia to jednak faktu, że wszyscy ?zamieszani? w tę kuriozalną sytuację zawodnicy zdobywali tytuł mistrza świata. Czy takie zachowanie i załatwianie spraw przystoi mistrzowi?!
Mamy nadzieję, że w najbliższą niedzielę w Walencji zobaczymy po prostu dobry, emocjonujący wyścig, a zawodnikom uda się trzymać nerwy na wodzy.