fbpx

Po kolejnych modernizacjach, Yamaha przygotowała zupełnie nowego T-Maksa, o doskonałej trakcji i osiągach na miarę bardzo dobrego motocykla, zachowując zalety skutera.

Entuzjastyczne opinie

Yamaha T-Max

Pierwszy T-Max wszedł na rynek w roku 2001 i od razu zyskał świetne oceny za doskonałą trakcję, porównywalną do motocyklowej, za wygodę maksiskutera i znakomite osiągi. Przez dziesięć lat jego produkcji ukazały się jeszcze dwie edycje. Nie były to na wskroś nowe skutery, ale modernizacje. Każdy był jeszcze lepszy, niż i tak świetny pierwowzór. Za każdym razem pokazano, że można jeszcze poprawić trakcję, dynamikę i ergonomię. Z czasem dodano również ABS. W końcu wydawało się, że trudno będzie osiągnąć coś więcej z dotychczasową konstrukcją i następna, czwarta edycja skutera powinna być czymś zupełnie nowym. Wreszcie w prasie motocyklowej pojawiły się przecieki o wyglądzie i danych technicznych nowego T-Maksa, a w końcu, w Los Angeles odbyła się jego prezentacja. Opinie od razu były entuzjastyczne.

Ciekawość rośnie

Yamaha T-Max

Z nowym T-Maksem zetknąłem się jeszcze późną zimą 2012 r., na targach motocyklowych. Od razu zachwycił mnie wyglądem i nowymi rozwiązaniami technicznymi.

Wszyscy, którzy mieli okazję dosiąść nowego T-Maksa, rozpływali się w zachwytach, jak wspaniale się nim jeździ. Autorzy testów twierdzili, że jest to najlepszy obecnie duży skuter. Choć również należę do zwolenników tego modelu, to te „ochy i achy” nie do końca mnie przekonywały. Musiałem sam sprawdzić, czy rzeczywiście jest aż takim cudem.

Ciekawość podsycił redaktor naczelny, twierdząc, że chociaż nie należy do fanów skuterów, to nowa Yamaha mu się podoba.

O kocim wyglądzie

Yamaha T-Max

Nowy T-Max oczywiście nawiązuje stylem i charakterem do poprzedników. Jednak teraz wygląd jest lżejszy i smuklejszy, a przy tym drapieżny. T-Max w jeszcze mniejszym stopniu przypomina typową kanapę z płozami (jak mawiają niektórzy o maksiskuterach) niż poprzednicy. W końcu to topowy skuter sportowy z najwyższej półki, również – niestety – cenowej. Sportowy charakter bryły nadwozia podkreślają wysmakowane detale. Wystarczy spojrzeć na mocowanie stelaża rejestracji: majstersztyk.

Fot. Sławomir Kamiński

Yamaha T-MaxFot. Sławomir Kamiński

Projektanci nie tylko popracowali nad wyglądem, ale również nad podniesieniem funkcjonalności. Przykładów jest wiele. Nowy zestaw zegarów jest nie dość, że śliczny, to jeszcze czytelny w każdych warunkach. Można na nim znaleźć nawet takie dane, jak średnie lub chwilowe spalanie. Do tej pory szyba była mocowana bezpośrednio do przedniej czaszy, teraz nie dość, że można regulować jej wysokość, to zamocowano ją na dystansach. Dzięki temu zabiegowi za szybą nie tworzy się podczas jazdy podciśnienie. Po zmianie wyprofilowania bocznych osłon pasażer nie będzie już narzekał na wystające plastiki, utrudniające wygodne ułożenie stóp na podnóżkach.

Nie zmieniła się tylko liczba schowków: jeden jest z przodu (na dokumenty i drobiazgi lub butelkę wody), drugi tradycyjnie, pod kanapą. Wejdzie tam jeden kask z bambetlami. Jak na maksiskuter to nie za wiele. Lecz jeśli ktoś poszukuje skutera typowo turystycznego, raczej wybierze Majesty 400, a nie sportowego T-Maksa 530. Poza tym można założyć top case i boczne sakwy.

Podskórna rewolucja

Yamaha T-Max

Nowy image to tylko preludium zmian i nowości w nowym, flagowym skuterze Yamahy. Pod nadwoziem skrywa się ich wiele. Zupełnie nowa jest aluminiowa rama o bardzo dużej sztywności i odporności na skręcanie. Zawieszenie przednie to, tak jak do tej pory, widelec teleskopowy o dwóch półkach, tak samo jak w motocyklach. W zawieszeniu tylnym zastosowano nowej konstrukcji wahacz wleczony z lekkiego stopu.

Silnik jest wbudowany w nową ramę, podobnie jak w motocyklu: zamocowany sztywno wraz z układem przeniesienia napędu, obejmującym mocno zmodernizowane sprzęgło odśrodkowe i wariator. Zewnętrzne przeniesienie napędu również jest realizowane inaczej niż dotąd. Zamiast szczelnie obudowanego, wielorzędowego łańcucha zastosowano pas zębaty. Wszystkie te zabiegi spowodowały, że masa nieresorowana jest bardzo mała, znacznie mniejsza niż w innych maksiskuterach, a nawet w wielu motocyklach.

Silnik, oprócz pojemności skokowej powiększonej o 30 ccm, ma zmie-nione czasy rozrządu oraz większy wznios krzywek wałka rozrządu i zwiększoną średnicę kanałów dolotowych. Zastosowano kute tłoki. Wtryskiwacze pochodzą z Yamahy R6. W efekcie otrzymano wzrost mocy maksymalnej przy niższych obrotach oraz wzrost maksymalnego momentu obrotowego również przy niższych o tysiąc obrotach niż w poprzednim modelu.

Czteropalcowy hamulec

Yamaha T-Max

Gdy wsiadłem na skuter, przekonałem się, że T-Max 530 to zupełnie nowy skuter. Już poprzednik dawał niesłychana frajdę z jazdy, ale pięćsettrzydziestka jest zjawiskowa. Pozycja za kierownicą jest wygodna, troszkę pochylona, co daje bardzo dobrą kontrolę nad prowadzeniem pojazdu.

W ruchu miejskim T-Max jest zwinny, jak miejski skuterek. Przyspieszenie ze startu jest niezwykłe, pozbawione jakiegokolwiek zawahania. Utrzymanie się w ryzach kodeksu drogowego staje się trudne. Objechałem całe miasto i nie znalazłem niczego, na co mógłbym się poskarżyć. W lusterkach widoczność dobra, a zawieszenie wybierało wszelkie mniejsze nierówności. Może do hamulców miałbym tylko małą uwagę. Zatrzymanie ważącego ponad 200 kg skutera nawet w nagłej sytuacji nie jest problemem. Hamulce działają wyśmienicie. W układzie hamulcowym z tyłu zastosowano bowiem większe tarcze, teraz o średnicy 282 mm. Z przodu zachowano rozwiązanie stosowane dotąd (dwie tarcze o średnicach 267 mm każda).

Skuter jest wyposażony w ABS, dzięki czemu nie zachodzi obawa zablokowania zwłaszcza tylnego koła przez mało wprawnego skuterzystę, który uległby panice w razie zagrożenia. Układ nie wykazywał nadgorliwości i bardzo rzadko można było odczuć typowe pulsowanie dźwigni, zazwyczaj tylnego hamulca. Motocyklistom może nie spodobać się jedynie, że podczas hamowania awaryjnego trzeba użyć wszystkich palców dłoni. To jednak rzecz typowa dla wszystkich dużych skuterów (ich hamulce nie są tzw. dwupalcowymi).

Sportowo i komfortowo

Yamaha T-Max

Sprawdziwszy T-Maksa w mieście, wyprawiłem się nim poza rogatki, gdzie jest jego miejsce. I znów, przy starcie nie czuję typowego dla maksiskuterów, lekkiego zamulenia. Po odkręceniu manetki maszyna liniowo przyspiesza do ponad 160 km/h, a potem ciut spokojniej do licznikowych 180 km/h (GPS wskazał wówczas 176 km/h). Przez cały czas przyspieszania nie było żadnych sensacji czy podskakiwania na nierównościach. Miałem wrażenie, jakby Yamaha była przyklejona do nawierzchni.

Zmieniony kształt nadwozia i sposób mocowania szyby sprawiły, że osłona przed naporem powietrza jest niezwykle skuteczna. Bez problemu można jeździć z maksymalnymi, dopuszczalnymi prędkościami autostradowymi, a i tak będzie się ciągle wydawać, że jedziemy za wolno.

Najwięcej radości daje jazda po krętych drogach. Tu najlepiej odczuwa się doskonałe prowadzenie T-Maksa 530. Doświadczony kierowca może bez większego problemu zejść na kolano. To naprawdę bardzo sportowy skuter. Lecz uspokoję tych, którym ta cecha nie imponuje: zawieszenie w całym zakresie prędkości oferuje również wysoki komfort jazdy.

Konstruktorzy Yamahy zbudowali wspaniały skuter o doskonałej trakcji i osiągach na miarę bardzo dobrego motocykla. T-Max 530 nie jest typowym skuterem turystycznym. Żadna maszyna tego typu nie pozwoli na tak szybkie przemieszczanie się po bardzo krętych drogach i nie da tyle frajdy z samej jazdy. Ci, którzy pierwsi poddali się jego urokowi, mieli rację.

Publikacja w numerze 7/2012 Świata Motocykli.

Zobacz także:

Yamaha XJR 1300 – opinie Świata Motocykli

Fot. Yamaha

Po modernizacji w 1999 roku wygląd motocykla niewiele się zmienił. Od strony technicznej XJR 1300 jest zupełnie inna niż XJR 1200. Ma lepsze podwozie, a także mocniejszy i bardziej trwały silnikFot. Yamaha

Honda CBR 1000RR, Suzuki GSX-R 1000, Yamaha YZF-R1 – porównanie

Fot. PSP Świderek

Yamaha YZF-R1Fot. PSP Świderek

KOMENTARZE