Fani wyścigów kojarzą Aprilię z początkami kariery Biaggiego i Rossiego, turyści z modelami Pegaso, ściganci z RSV 1000, młodzież zaś z szybkimi pięćdziesiątkami. Teraz mamy też duży, luksusowy skuter o pięknej linii nazwany Atlantic 500.
Fakt, duży to on jest, ale jest dużo poręczniejszy i ładniejszy od przytłaczających swoimi wymiarami megaskuterów z Kraju Kwitnącej Wiśni. Patrząc na niego, nikt nie może uwierzyć, że waży 228 kilogramów. Wygląda lekko i jest w naturze o wiele ładniejszy niż na zdjęciach. W każdym miejscu widać polot i fantazję włoskich stylistów, choć wielki tył skutera kojarzy się co prawda z równie dużym i pięknym tyłem Jennifer Lopez. W ów tył pięknie wkomponowano zespół świateł – oczywiście mowa o tyle skutera. Pod kanapą o rozmiarach sofy mieści się podświetlany schowek średniej wielkości. Zmieścimy w nim dwa otwarte kaski i jeszcze dwie cienkie kurtki plus drobiazgi. Jeżeli podróżujący mają kaski integralne, to drugi kask mocujemy po lewej stronie pojazdu na stalowej lince do zmyślnie ukrytego haczyka. Kanapę i schowek pod kierownicą otwieramy wciskając, a następnie przekręcając kluczyk w stacyjce – w prawo schowek, w lewo kanapa. Schowek pod kierownicą nie jest już tak pojemny. Zmieścimy w nim rękawiczki, okulary i dokumenty. Jest w nim również gniazdko elektryczne. Z lewej strony jest niezamykany schowek na komórkę lub papierosy.
W przedniej owiewce zamontowano „zespół świetlny”. Drogę oświetla bardzo dobrze, jednak patrząc na reflektor, oczekiwałem zjawiska pt. „i nastała jasność”. Nad lampionami piętrzy się duża szyba zakończona tzw. deflektorem, czyli lekkim wygięciem kierującym strugę powietrza nad kaskiem kierowcy. Taki prosty drobiazg, a cieszy. Z drugiej strony szyby mamy centrum dowodzenia. Czegóż tam nie ma? Jest wszystko. I obrotomierz z zegarkiem zamiennym na datownik i szybkościomierz z licznikiem kilometrów plus dwa liczniki przebiegów dziennych i wskaźnik paliwa i wskaźnik temperatury płynu chłodzącego i całe mnóstwo kontrolek. Bardzo czytelne zegary są podświetlone na niebiesko, prawie jak w VW. Na środku, w dolnej części kokpitu znajduje się mały wyświetlacz, z którego możemy dowiedzieć się o temperaturze otoczenia, jakie jest napięcie akumulatora, z jaką średnią prędkością podróżowaliśmy, jest stoper, ile zostało kilometrów do przeglądu, jaką osiągnęliśmy prędkość maksymalną, jakie mamy średnie spalanie podane w ilości litrów na 1 km. Wszystko to odczytujemy przy pomocy przełącznika umieszczonego pod przyciskiem świateł awaryjnych.
Z oględzinami schodzę do parteru. Rozmiar kół dobrano wreszcie do rozmiarów megaskutera, czyli przód ma 15 cali, a tył 14 cali. Dzięki temu skuter nie wygląda jak deskorolka, a jadący nim nie zaliczają wszystkich dziur i wyrw w jezdniach naszych miast. Skok zawieszenia przedniego i tylnego pozwala wytłumić nierówności na poziomie motocykli szosowych. Teleskopy tylne mają możliwość wielozakresowej regulacji napięcia wstępnego sprężyny. Komfort podróżowanie psuje trochę duża masa nieresorowana spowodowana zablokowaniem układu przeniesienia napędu z wahaczem tylnym. Atlantica wyposażono w skuteczny integralny układ hamulcowy. Lewą klamką na kierownicy uruchamiamy tłoczki na tarczy koła tylnego i po jednym tłoczku zacisków obu tarcz koła przedniego, prawą klamką uruchamiamy pozostałe dwa tłoczki przedniego hamulca. Nie są to co prawda hamulce dwupalcowe, ale całołapne, jednak ich skuteczność jest jak najbardziej wystarczająca.
Że skuter jest piękny, już wiemy, w co jest wyposażony też, więc chyba pora na jazdę. Wtykam kluczyk, przekręcam, o ssaniu zapominam, bo silnik zasilany jest wtryskiem, naciskam przycisk rozrusznika i silnik posłusznie zapala. Dźwięki dobywające się z tłumika brzmią poważnie, akustycy tu też pracowali. Gazu!!! Skuter rusza żwawo, bez jazgotu znanego w pięćdziesiątkach. Pierwsze wrażenie trochę dziwne. Niby przyspiesza, ale tak jakoś w uszach nie ma znajomego huku wiatru spowodowanego zawirowaniami powietrza przez szybę. Chyba coś wolno. Rzut oka ma szybkościomierz, a tu już przekraczam stówę! To wszystko przez ten deflektor na szybie. Skubany, tak skutecznie odchyla strugę powietrza, że dałem się oszukać. Do tej pory jedynie Burgman 650 serwował względną ciszę, ale jego szyba jest zamontowana w pewnej małej odległości od owiewki, co niwelowało podciśnienie, a w Aprili szyba przylega do owiewki. Oczywiście, podciśnienie działa na kierującego i przy pędzeniu powyżej 120 km/godz., mając na głowie kask otwarty z okularami, lepiej się nie oglądać. Raz się obejrzałem i zdjęło mi okulary. Od tej pory, gdy przewidywałem szybką jazdę, zakładałem kask integralny. Na zdjęciach mam taki, tyle że ciuchy trochę mniej motocyklowe. Gdy wracałem po zdjęciach do domu, to powyżej dopuszczalnych prawnie prędkości, krawat sterczał poziomo do przodu jakby najadł się viagry. Wyglądałem cholernie głupio.
Poza miastem była okazja sprawdzić, co potrafi singel zaklęty pod plastikami. Okazało się, że potrafi wiele. Wylotówka na Gdańsk pusta i w miarę równa, więc gaz do oporu. Prędkość maksymalna osiągnęła 152 km/godz. Również wyprzedzanie na trasie powyżej setki nie stanowi problemu, pod warunkiem, że nie przekraczamy 145 km/godz. Te ostatnie kilometry na godzinę osiąga się już wolniej. Wszechobecne koleiny nie robią na Atlanticu żadnego wrażenia, a szybkie łuki pokonuje się niemal jak motocyklem. Koniec ścigania się z pekaesami, czas sprawdzić się w mieście. Atlantic jest dynamiczny, szybszy od wszystkich aut, mieści się wszędzie, nie czuje się jego wagi, a gabaryty nie stanowią problemu. Jest zwrotny i manewrowy jak miejska stodwudziestkapiątka. Na większych dziurach trochę skacze, ale o wiele mniej niż konkurencja i to ta droższa. Konstruktorom podwozia i układu przeniesienia napędu należy się szóstka za zbudowanie skutera tak wszechstronnego, ekonomicznego i szybkiego. Przyznaję, chociaż nie jestem fanatykiem skuterów, Atlantic mnie urzekł i chciałbym go mieć w garażu obok motocykla. A wady? Cóż, ma je trzy:
Pierwsza – koledzy jadący za mną zauważyli, że światło kierunkowskazu zlewało się z pozycją i było mało czytelne.
Druga – styliści projektujący kanapę trochę przesadzili i, robiąc ją piękną, zapomnieli o nogach pasażera. W miejscu, gdzie znajdują się jego łydki, kanapa zamiast się zwężać jest najszersza i stopy mają do dyspozycji 1/2 podesto-podnóżków. Te natomiast są tak umiejscowione, że podczas postoju pasażer czubkami butów bodzie kierowcę w łydki.
Trzecia – przyjęcie pozycji chopperowej wymaga skręcenia stóp palcami na zewnątrz, gdyż nie mieszczą się za owiewką.
Tak jak nikt nie jest bez wad, tak i w pojazdach wszystkim się nie dogodzi. Aprili udało się osiągnąć kompromis w połączeniu wszystkich zalet skuterów różnych wielkości, co w zasadzie wydawałoby się niemożliwe. Brawo!