Tuż przed startem GP Walencji Yamaha ukarana została za złamanie przepisów dotyczących silników MotoGP. Na szczęście nie wpłynęło to na sytuację jej zawodników w mistrzostwach, ale wygląda na to, że to dopiero początek problemów Japończyków w walce o tytuł…
Na skróty:
W przededniu rozpoczęcia Grand Prix Walencji, w paddocku MotoGP gruchnęła wiadomość o tym, że organizatorzy wszczęli śledztwo w kwestii nieregulaminowych zaworów w motocyklach Yamahy.
Aby wyjaśnić, o co chodzi, musimy cofnąć się pamięcią do startu sezonu w Jerez de la Frontera. Co prawda po dwa debiutanckie zwycięstwo sięgnął wtedy Fabio Quartararo, a Maverick Vinales był drugi, ale za kulisami u Yamahy nie było tak kolorowo. Całą czwórkę podczas obu rund w Andaluzji trapiły bowiem problemy z jednostkami napędowymi, a w dwóch pierwszych wyścigach raz do mety nie dojechał „The Doctor”, a raz jego rodak Franco Morbidelli – za każdym razem po awarii silnika.
Okazało się, że problemem były zawory (robione podobno przez zewnętrznego dostawcę), a Yamaha poprosiła nawet organizatorów o zgodę na ich wymianę. Oficjalnie chodziło o kwestie bezpieczeństwa. I co prawda wszyscy pozostali producenci zgodzili się na taki krok, ale postawili warunek: Yamaha musi przedstawić szczegółowe dane dotyczące wadliwych elementów. Rezultat? Japończycy wycofali wniosek, skręcili obroty w M1-kach i liczyli na to, że uda się uniknąć kolejnych awarii.
Odjęte punkty Yamahy…
Ostatecznie okazało się, że problemem nie były zawory same w sobie, a te konkretne sztuki użyte podczas GP Hiszpanii. Po dochodzeniu organizatorzy orzekli, że faktycznie Yamaha złamała regulamin, bo wymieniła wadliwe elementy (na pochodzące z tej samej partii, ale nowe) po pierwszej rundzie w Jerez.
W konsekwencji japoński producent stracił z klasyfikacji konstruktorów 50 punktów. Tym samym jej 37-punktowa przewaga i pozycja lidera zamieniła się w 13-punktową stratę do Ducati i miejsce numer dwa.
Ponadto ukarano też oba zespoły: Monster Energy Yamaha MotoGP odjęciem 20 punktów oraz Petronas Yamahę SRT odjęciem 37 punktów. To równowartość ich zdobyczy z pierwszego wyścigu w Jerez… chociaż ekipa Petronasa wywalczyła wtedy 36 „oczek” do klasyfikacji zespołów. Dotychczas malezyjski team miał tylko 7 punktów straty do Suzuki (lidera wśród ekip). Teraz walka o tytuł wśród zespołów może być niemalże niemożliwa.
… ale zawodnicy bez kary!
Yamaha może jednak mówić o ogromnym szczęściu, bo odjęciem punktów nie ukarano jej zawodników. Z jednej strony wydaje się to logiczne, bo jednak to nie oni przygotowują motocykle. Gdyby odjęto im punkty, znacząco wpłynęłoby to też na sytuację w klasyfikacji generalnej, w której Quartararo jest drugi, przed Viñalesem i Morbidellim. Ten ostatni traci 25 punktów do liderującego Mira.
Nieco zawiedzione takim werdyktem wydaje się być Ducati, bo w Jerez reprezentujący ich Andrea Dovizioso zajął trzecie miejsce. Gdyby triumfatorów (Quartararo i Vinales) wykluczono w wyników wyścigu, Włoch zyskałby aż 9 punktów w mistrzostwach. Dyplomatycznie wypowiada się z kolei Suzuki, którego szef Davide Brivio przyznał: „chcemy wygrać walkę o mistrzostwo zawodników na torze, a nie poza nim. Jeśli jednak Yamaha sięgnie po tytuł, cieniem na nim położy się ta sytuacja”.
Będzie jeszcze gorzej?
Jakby problemów Yamahy było mało, w piątek okazało się, że Maverick Vinales będzie musiał skorzystać z szóstego silnika (limit na sezon to pięć jednostek napędowych). To oznacza, że niedzielny wyścig w Walencji rozpocznie z alei serwisowej, co może mieć ogromny wpływ na sytuację w mistrzostwach. Pozostali zawodnicy Yamahy także są „na limicie” w kwestii jednostek napędowych. Quartararo i Morbidelli dysponują już tylko dwoma silnikami, z czego oba mają najechanych zdecydowanie więcej kilometrów, niż tzw. bezpieczny limit.
Wyścig klasy MotoGP o GP Walencji wystartuje w niedzielę 8 listopada o godzinie 14:00.