Hornet? Nie, to przecież „Horneciątko”, pieszczoch, o którego się dba, czyszcząc oczko (lampę) i przednią szybkę, a on odwzajemnia się w czasie jazdy. Spędziłam na nim trzy lata w roli plecaczka, czyli na jego tylnym siedzeniu. Generalnie na motocyklu jeździ się w wygodnej pozycji, jego wygląd zewnętrzny jest śliczny, ale – niestety – ma kilka […]
Hornet? Nie, to przecież „Horneciątko”, pieszczoch, o którego się dba, czyszcząc oczko (lampę) i przednią szybkę, a on odwzajemnia się w czasie jazdy. Spędziłam na nim trzy lata w roli plecaczka, czyli na jego tylnym siedzeniu. Generalnie na motocyklu jeździ się w wygodnej pozycji, jego wygląd zewnętrzny jest śliczny, ale – niestety – ma kilka minusów:
– Dość twarde (lub niezbyt miękkie) siedzenie, przez co droga do Chorwacji była dla mnie ciężkim i bolesnym przeżyciem, a wracając, posiłkowałam się poduszeczką przyczepioną ekspanderami.
– Sporo pali, a ma – niestety – mały bak.
– I co idzie za powyższym – jest dość drogi w eksploatacji.
Ale nie zważając na minusy, można skupić się na przyjemnościach: