fbpx

Tym razem postanowiłem sięgnąć do pradziejów motoryzacji, czyli przełomu wieku XIX i XX, by poszukać śladu zaangażowania kobiet w motocyklizm. I o dziwo znalazłem. Będzie feministyczne.

Z dzisiejszego punktu widzenia samym zadawaniem takiego pytania mógłbym narazić się na zarzut seksizmu, ale dobrze ponad sto lat temu sprawa nie była taka oczywista. Jeszcze pod koniec XIX wieku kobiety traktowane były, delikatnie mówiąc, jak obywatele drugiej kategorii. Pierwszy raz w historii prawa wyborcze płci pięknej przyznano w kraju, który powszechnie uważa się za zapadłą dziurę gdzieś na krańcach świata – w Nowej Zelandii (rok 1893), a chwilkę potem w Australii (w 1902 roku). Całkiem niedawno, prawda? Kilka lat później w ślad pionierów poszły Finlandia, Dania i Norwegia. W Polsce, z oczywistych względów, nie dało się tego zrobić przed rokiem 1918. Po prostu nie było wtedy naszej państwowości. Generalnie kobiety w różnych aspektach życia nie miały łatwo, a każda, która pragnęła odrobiny samodzielności i niezależności, uznawana była za sufrażystkę, komunistkę albo wariatkę. No dobrze, wyjątkiem potwierdzającym regułę była angielska królowa Wiktoria, której samodzielności odmówić się nie da, a z pewnością nie była ani wariatką, ani komunistką.

Tak czy owak, kobiety nie miały lekko i ich zaangażowanie w pionierską motoryzację można było uznać za sporego rodzaju ekstrawagancję. Ale to przecież nie kto inny jak właśnie kobieta, Bertha Benz, w roku 1888 odbyła pierwszą jazdę czymś, co oficjalnie uważamy za samochód. Jej małżonek, twórca tego wehikułu, zapewne był reklamowo-marketingowym miękiszonem albo nie bardzo wierzył w swój wynalazek, bo jakoś nie umiał godnie zaprezentować go światu. Przedsiębiorcza Bertha wzięła sprawy w swoje ręce i potajemnie wyciągnąwszy samojezd z szopy, udała się wraz z synami w ponadstukilometrową podróż z Mannheim do Pforzheim. Wyprawa ta zajęła jej aż dwa dni (z samodzielnymi remontami), ale zakończyła się spektakularnym sukcesem. Po pierwsze udowodniła całemu światu, że wynalazek jej małżonka do czegoś się nadaje, a po drugie pokazała, że kobieta też kierowca-mechanik!

Siostry van Buren w podróży trafiały do aresztu za używanie męskich strojów.

Zdjęcie pozowane, w takich sukniach nie dało się jeździć na motocyklu.

Susan Lang uznawana była za najlepszą kobietę-mechanika w USA.

Jakoś trudno było mi doszukać się w źródłach historycznych motocyklowych wyczynów kobiet w Europie, ale z Ameryką nie było większych problemów. Może tam po prostu panie umieją lepiej udokumentować swoje sukcesy? Chociaż z drugiej strony te amerykańskie opowieści też są niekompletne i pełne niedomówień. Z kontekstu tych materiałów, pisanych przecież ponad 100 lat temu, wynika, że znakomita większość motocyklistów uważała wtedy, że kobieta na motocyklu oczywiście może jeździć, ale jedynie w charakterze, jak to się kiedyś mówiło, „socjusza”, a dzisiaj „plecaczka”.

„Historia motocykli według Lecha” – sprawdź więcej artykułów z serii!

Rok 1915

Susan Lang być może nie była pierwszą amerykańską motocyklistką, ale z pewnością stała się najsłynniejszą w swojej epoce. W poszukiwaniu lepszego życia Susan wraz z mężem Johnem opuścili Szkocję w roku 1911 i popłynęli do Ameryki. Jak to śpiewał swego czasu Muniek Staszczyk: „…Normalnie stary, jest demokracja, możesz być anarchistą. Masz w dupie rząd i polityków, po prostu możesz wszystko…”. Państwo Lang wykorzystali swoją życiową szansę. Nie zostali anarchistami, tylko w roku 1913 postawili na motoryzację i otworzyli oficjalny salon sprzedaży szybko rozwijającej się marki Harley-Davidson w Waterbury w stanie Connecticut. Po niedługim czasie otworzyli też drugie przedstawicielstwo w Providence w stanie Rhode Island. Od razu zaznaczyć trzeba, że Susan w tym interesie nie ograniczała się do roli księgowej, kasjerki czy magazynierki. Jako prawdziwa szkocka twarda baba, zajmowała się także mechanikowaniem i – co ciekawe – znajdowała w tym zakresie uznanie u klientów. W tamtych czasach zaufanie kobiecie jako mechanikowi to był naprawdę wyraz ogromnego szacunku. Dosyć szybko zyskała miano najlepszej kobiety-mechanika w USA, a prasa rozpisywała się na temat jej umiejętności.

Matka i córka, Avis i Effie Hotchkiss, wyruszyły w niesamowitą trasę z Nowego Jorku do San Francisco i z powrotem, pokonując w 1915 roku imponujące na tamte czasy 15 000 mil.

Dzisiaj trudno powiedzieć, czy rzeczywiście była aż tak dobra, czy jedynie jej płeć wpłynęła na taką ocenę, niemniej musimy pamiętać o tym, że na początku XX wieku kobietę umiejącą posługiwać się kluczami i śrubokrętem można było spotkać rzadziej niż dwugłowe cielę. Susan była też aktywną ambasadorką motocyklizmu w lokalnej społeczności. Aby lepiej wypromować rodzinną firmę, ale także podkreślić własne umiejętności mechaniczne i jeździeckie, zdecydowała się na rzecz w tamtych czasach niebywałą. W roku 1915, niedługo po tym, jak nauczyła się prowadzić motocykl, zapakowała do wózka bocznego swojego Harleya-Davidsona model 11J trójkę dzieci i odbyła z nimi rekordowo długą podróż. Co ciekawe, wszelkie źródła milczą na temat przejechanego dystansu, określają go jedynie jako bardzo długi. Tak czy owak, był to pierwszy tego typu wyczyn w historii – kobieta bez asysty męskiej z sukcesem ukończyła tę wyprawę. Przy okazji mała dygresja: jak się chce i umie, to nawet na tak archaicznej konstrukcyjnie maszynie da się objechać świat dookoła, niezależnie od płci jeźdźca. Oczywiście, że motocykle były wtedy znacznie bardziej awaryjne niż obecnie, ale jak widać, normalnie dało się na nich jeździć. 

Co ciekawe, doszukałem się też innej, równoległej historii i nie udało mi się jednoznacznie ustalić, której z żeńskich wypraw należy się palma pierwszeństwa. Załoga złożona matki i córki, Avis i Effie Hotchkiss, wyruszyła w niesamowitą podróż z Nowego Jorku do San Francisco i z powrotem, pokonując w 1915 roku imponujące na tamte czasy 15 000 mil. Mając 25 lat, Effi nabyła Harleya model 11F (pierwszy z trzystopniową skrzynią biegów) za sumę 275 dolarów, które dostała w spadku po ojcu. Jej ambicją było zostać pierwszą kobietą, która przejedzie na motocyklu całe Stany Zjednoczone. Pretekstem do wyjazdu była międzynarodowa wystawa Panama Pacific w San Francisco. Do wózka zapakowała swoją mamę Avis, która twierdziła, że nie boi się tak długiej trasy, bo jej córka jest uważnym kierowcą i dobrym mechanikiem. Po dwóch miesiącach dotarły do celu i okrzyknięte zostały pierwszymi transkontynentalnymi motocyklistami. Niezależnie od tego, która z Pań (Susan czy Effie) była pierwsza, obu należy się ogromny szacunek i podziw. 

Panie w strojach sportowych na dziwnym motocyklowym tandemie.

To jedyne zachowane zdjęcie Susan Lang z jej podróży motocyklowej z dziećmi.

Wyzwolone kobiety na motocyklach walczyły o zrównanie praw.

Tylko nie w męskim stroju!

 Z dotychczasowej opowieści może wynikać, że ulubioną marką motocykli amerykańskich sportsmenek był Harley-Davidson. To nieco niesprawiedliwy obraz. Augusta i Adeline van Buren (aktywne członkinie Ruchu Gotowości Narodowej) były drugą i trzecią kobietą, które przemierzały na motocyklach kontynentalne Stany Zjednoczone, chcąc udowodnić, że kobiety (w obliczu zbliżającej się nieuchronnie I wojny światowej) mogą służyć jako kurierzy (kurierki?) wojskowe, aby uwolnić mężczyzn do walk na froncie. Wielu twierdziło wtedy, że kobiety po prostu nie poradzą sobie z motocyklami, więc panie pokonały 5500 mil (Nowy Jork – Los Angeles) w ciągu 60 dni na znakomitych motocyklach Indian Power Plus zaczynających wtedy (1916 r.) służbę w armii. Dwa miesiące to jednak wyjątkowo długi czas na taką podróż. Czemu to tyle trwało? Wyprawa po drodze naznaczona była

licznymi aresztowaniami za noszenie męskiego ubrania. Panie uznały, że tak będzie wygodniej, ale w tamtych czasach oznaczało to poważne naruszenie obyczajności. Przynajmniej w tych nieco bardziej zacofanych stanach. A w USA władza lokalnych szeryfów jest niemal nieograniczona. Ta wyprawa, mimo że zakończona sukcesem, wywołała wiele kontrowersji, a siostry i tak nie dostały się do wojska jako kurierki. W pismach branżowych motocykle po tym wyczynie zyskały wiele pochlebnych opinii, a sam wyczyn dziewczyn był przy okazji regularnie deprecjonowany. Chociaż wiele gazet publikowało artykuły krytykujące siostry za opuszczenie należnych im ról gospodyń domowych, podróż i stworzony wokół niej szum medialny, przyciągnęły one uwagę całego kraju i pomogły wesprzeć bardzo aktywny wówczas w USA ruch na rzecz praw wyborczych kobiet. Ta walka trwała jeszcze parę ładnych lat, bo dopiero w dniu 18 sierpnia 1920 roku do Konstytucji Stanów Zjednoczonych wpisana została odpowiednia poprawka. Tyle w Stanach, a co z „pionierkami” w Europie? Poszukiwania materiałów trwają i być może w kolejnym odcinku „Historii według Lecha” uda się przedstawić wyniki śledztwa. Przecież nasze prababki ze Starego Kontynentu nie mogą być gorsze!

KOMENTARZE