Bo sam zacząłem czuć się terroryzowany. I to przez kogo? Przez własne państwo. Może jeszcze nie do końca terroryzowany, bo wszystko dzieje się na razie w sferze projektów i przecieków medialnych, ale zapowiedzi wyglądają bardzo groźnie. Otóż nasze władze zamierzają ostro wziąć się za kierowców łamiących przepisy ruchu drogowego. W dodatku niejako dwutorowo. Po pierwsze […]
Bo sam zacząłem czuć się terroryzowany. I to przez kogo? Przez własne państwo. Może jeszcze nie do końca terroryzowany, bo wszystko dzieje się na razie w sferze projektów i przecieków medialnych, ale zapowiedzi wyglądają bardzo groźnie. Otóż nasze władze zamierzają ostro wziąć się za kierowców łamiących przepisy ruchu drogowego. W dodatku niejako dwutorowo. Po pierwsze wysokość mandatów karnych ma ostro pójść w górę, a po drugie ilość automatycznych fotoradarów ma zwiększyć się z kilkuset do ponad 2 000.
Na wstępie muszę zaznaczyć, że nie mam nic przeciwko karaniu za występki i często tęsknię za instytucją ORMOwca, bo niekiedy uczestnicząc w ruchu drogowym, sam miałbym ochotę wyciągnąć znienacka czerwony lizak i wlepić piratowi drogowemu solidny mandat. Dla wyjaśnienia młodszym czytelnikom: ormowiec to był taki społeczny milicjant z dawnych czasów, po cywilnemu.
Wracając jednak do mandatów: w całym cywilizowanym świecie nie są one niskie, jednak trzeba pamiętać, że i zarobki w tamtych rejonach świata są nieco inne niż u nas. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie sytuacji, gdy kierowca karany jest mandatem wyższym, niż jego miesięczne dochody. A w świetle nowych przepisów, w zestawieniu ze średnią krajową pensją, takie sytuacje mogą zdarzać się dosyć często. Pojazd mechaniczny przestał być wyznacznikiem luksusu jeszcze za komuny, więc implikacja: masz motocykl (a tym bardziej samochód) – to cię stać na wszystko, nie jest zawsze prawdziwa. Wydaje mi się, że rozsądnym rozwiązaniem byłoby powiązanie poprzez jakiś współczynnik wysokości mandatów ze średnimi krajowymi zarobkami. Oczywiście, że właściciel nowego, wypasionego Mercedesa zapewne ma większy potencjał finansowy niż koleś jeżdżący starym Suzuki GS 550 i z pewnością stać go na wyższe mandaty, jednak wysokość kary powinna być odzwierciedleniem wielkości wykroczenia, a nie grubości portfela.
A teraz sprawa fotoradarów. Coś mi się widzi, że nawet przy dotychczasowej liczbie tych urządzeń (czy atrap) odpowiednie służby nie radzą sobie z analizą danych i nie są w stanie skutecznie ściągać wszystkich należności. A co będzie przy zwielokrotnionej liczbie spływających do centrum informacji? Totalna wtopa. W dodatku (mam nadzieję, że się przesłyszałem) istniały pomysły, aby fotoradarowe mandaty były egzekwowane automatycznie, bez możliwości odwołania się przez obwinionego do instancji wyższej. Coś mi to brzydko pachnie brakiem konstytucyjności zapisu. Ale może to i lepiej. Zaskarży się taką głupią ustawę do trybunału i zawsze trochę zyskamy na czasie.
Obie sprawy mają wspólny mianownik. Od pewnego czasu dużo słyszymy o przyjaznym państwie, o ułatwieniach dla obywateli, a tymczasem odnoszę wrażenie, że ci sami politycy, którzy tak pięknie mówią o upraszczaniu życia, terrorem finansowym chcą wprowadzać porządek na drogach. Przy okazji zgarniając niezłe sianko, z wpływających szerokim strumieniem należności za mandaty.
I wygląda to na zwykłą próbę leczenia skutków, nie zaś przyczyn. „Przyjazne państwo” powinno rzeczywiście być przyjazne, a nie wyduszać z nas ostatnie złotówki, uśmiechając się przy tym dwulicowo i twierdząc, że to wszystko czynione jest dla naszego dobra. Dla naszego dobra to powinna powstać sieć takich dróg, żeby zwykły obywatel mógł się czuć na nich „przyjaźnie”. Zastanawiałem się ostatnio, czemu nasi kierowcy (i ci w samochodach i ci na motocyklach) jak tylko zobaczą przed sobą kawałek pustej drogi, to cisną gaz do dechy, w d… mając wszelkie ograniczenia. I już wiem czemu. Bo takie fragmenty dróg zdarzają się u nas niezmiernie rzadko. Jeżeli stoimy godzinami w korkach, na każdej wylotówce z większego miasta, to usiłujemy potem nadrobić stracony czas. Ja też wolałbym jadąc np. z Warszawy do Krakowa, już na rogatkach zapiąć tempomat na 130 i wyłączyć go dopiero gdy zobaczę wieżyce kościoła Mariackiego. Tyle tylko, że jak na razie to muszę na tej drodze walczyć o życie z koleinami, tirami, ruchem wahadłowym i zwalniać co 15 km, z powodu ograniczeń prędkości związanych z wykopami albo porządkowaniem pobocza. Co ciekawsze, dotyczy to także płatnych autostrad, gdzie wydaje się, powinno obowiązywać prawo: płacę i wymagam. A tymczasem, nie wiedzieć czemu, czuję się jak wystawiony do wiatru bezsilny frajer. I ciągle płacę, ciężkie pieniądze płacę!
Więc jak tylko zobaczę fragment drogi odrobinę chociaż wyglądający z europejska, to cisnę, ile mogę, żeby nadrobić stracony czas. Ale w gruncie rzeczy, w głębi ducha, jestem obywatelem praworządnym i wcale mi się nie uśmiecha łamanie przepisów, ale co począć? Jadąc zgodnie z przepisami, do rzeczonego Krakowa, pilnując ograniczeń prędkości, jechałbym z 9 godzin, czyli prawdopodobnie wolniej niż przed II wojną światową. I to się nazywa „przyjazne państwo”? Nie wzywam tutaj bynajmniej do akcji nieposłuszeństwa obywatelskiego, tylko chciałbym, żeby Państwo Politycy zaczęli wreszcie wywiązywać się z przedwyborczych obietnic, a nie dobierali się w najprostszy sposób do i tak kurczącej się w dobie kryzysu kieszeni podatnika. Dodatkowo jeszcze demagogicznie argumentując swoje knowania względami bezpieczeństwa – po prostu wstyd! Proszę więc, cytując klasyka: Panie Premierze, Panie Ministrze Infrastruktury, Parlamencie, nie idźcie tą (notabene) drogą!
Bo bezpieczeństwo na drogach wzrośnie samo, gdy tylko zbudujecie to, co od tak dawna nam obiecujecie. I bardzo proszę za tak fatalny bilans wypadków na polskich drogach nie winić tylko kierowców i nie straszyć nas kolejnymi podwyżkami cen mandatów i zaporami z fotoradarów. Uderzcie się po prostu w pierś, spuście ze wstydem oczy i przyrzeknijcie poprawę, zamiast opowiadać dyrdymały o piratach i terrorystach drogowych. Bo jak na razie to coś mi się widzi, że to właśnie wy usiłujecie terroryzować użytkowników dróg i pirackimi metodami dobieracie się do naszych portfeli. Miało już być pięknie, a wychodzi jak zawsze…