A ponieważ wcale nie mam ochoty na takie „felietony w odcinkach”, za moje cierpienia spowodowane prawojezdnymi frustracjami, dostanie się tym i owym. Zacznijmy więc od polityków, bo od kogoś przecież trzeba zacząć, a potem już będzie z górki. Zdaję sobie sprawę i przykro mi z tego powodu, że tak ostentacyjnie idę na łatwiznę, bo dziś […]
A ponieważ wcale nie mam ochoty na takie „felietony w odcinkach”, za moje cierpienia spowodowane prawojezdnymi frustracjami, dostanie się tym i owym. Zacznijmy więc od polityków, bo od kogoś przecież trzeba zacząć, a potem już będzie z górki. Zdaję sobie sprawę i przykro mi z tego powodu, że tak ostentacyjnie idę na łatwiznę, bo dziś po politykach, jak po łysej kobyle, może jeździć każdy frajer. I wygląda na to, że im bardziej jeździ, tym skuteczniej wyrabia sobie lepsze nazwisko. Jednak właśnie od głównych winowajców muszę zacząć. Ale starając się zachować resztki dobrego wychowania, nie będę wymieniał ich z imienia i nazwiska, jednak, jeżeli tylko zniżą się kiedykolwiek do lektury naszego miesięcznika, sami będą wiedzieli, o kogo chodzi i mam nadzieję, że chociaż odrobinę będzie im wstyd. Do adremu. Niedawno w prasie i poczytnych portalach internetowych pojawiła się informacja, jak to nasi kochani politycy zaharowują się, dbając o bezpieczeństwo społeczeństwa i właśnie spłodzili projekt ustawy wprowadzającej nową kategorię prawa jazdy na quady. Co ciekawsze, to prawo jazdy nazywać się będzie AM, czyli dokładnie tak jak motorowerowe. Pojawienie się tego „njusa” wywołało u mnie uczucia co najmniej ambiwalentne. Z jednej strony można było się tego spodziewać, bowiem ja także z senackiej komisji dostałem tę wiadomość. A ponieważ nie jestem jedynym redaktorem zainteresowanym motoryzacją, sądzę więc, że rozesłana została także do całego świata. Z drugiej jednak strony nie spodziewałem się, że aż tyle mediów będzie powtarzało w sposób całkowicie bezkrytyczny ten stek głupot. Oprócz przecieków z komisji senackiej dociekliwi dziennikarze dopatrzyli się na internetowym blogu jednego z polityków, mniej więcej podobnie brzmiących anonsów. Nie ma sensu przytaczać dosłownych cytatów, jednak sens obu komunikatów był podobny: w związku z postępującym terrorem sianym przez posiadaczy (a raczej dosiadaczy) quadów na drogach i osiedlowych, skwerkach miast i wsi, parlamentarzyści postanowili wprowadzić do kodeksu nowy rodzaj prawa jazdy i dowodów rejestracyjnych dotyczących tej kategorii pojazdów. „No ludzie kochani!” – jak rzekłby nasz Były Prezydent – czyżby w naszej umiłowanej ojczyźnie już nawet parlament nie wiedział, nad czym tak ciężko haruje dniami i nocami? Z całym szacunkiem – ale po to miedzy innymi wstępowaliśmy (za ogólnonarodową zgodą, o ile pamiętam) do Zjednoczonej Europy, żeby (miedzy innymi) cywilizować i ujednolicać nasze prawo. Więc wymyślać nowe kategorie na prawo jazdy, to nasi szanowni parlamentarzyści sobie mogą. Do woli, ile chcą i mogą nawet dzielić się swoimi pomysłami z żurnalistami, tylko nigdy taka ustawa nie zostanie przyjęta z prostego powodu. Istnieją bowiem dyrektywy unijne, jakie kategorie mają obowiązywać w całej UE i my waśnie dostosowując krajowe prawodawstwo do tych wytycznych, wprowadzamy kategorię AM, dotyczącą motorowerów. MOTOROWERÓW – piszę specjalnie dużymi literami, w nadziei, że może któryś z polityków zajmujących się tą ustawą przeczyta mój skromny felieton i zorientuje się, nad czym od dawna debatuje. A małe quady z definicji mają być przypisane do tej kategorii – ot, wielka tajemnica ogromu pracy i pomysłowości posłów i senatorów. Cała reszta jest jedynie pochodną tego prostego faktu. Czy można jeździć po drogach niezarejestrowanym motorowerem, bez prawa jazdy (w przyszłości) czy ukończonych 18 lat lub bez karty motorowerowej (obecnie)? Czy można jeździć motorowerem po parkach, chodnikach, osiedlowych dróżkach? Czy można jeździć bez kasku i bez świateł? No to tak samo nie będzie można tego robić na małych quadach. I dotyczy to także dużych quadów, tylko prawo jazdy trzeba posiadać nieco innej kategorii. I czy rzeczywiście jest w tym coś nadzwyczajnego, czy bulwersującego, że niehomologowany pojazd, bez ważnego dowodu rejestracyjnego i ubezpieczenia nie ma prawa poruszać się po drogach publicznych? Chciałbym być dobrze zrozumiany – jestem całkowicie za wprowadzeniem takich rozwiązań i doprawdy dziwię się mocno wszelkiej maści stróżom prawa, od policji poczynając, poprzez straż miejską i leśną, którzy widząc kilkuletniego niedorostka ujeżdżającego quada na skwerku, czy po leśnych dróżkach, nie łapią go od razu za tyłek, nie odstawiają rodzicom z załącznikiem w postaci kilkusetzłotowego mandatu i nie konfiskują pojazdu do czasu wyjaśnienia. Ciekawe, na jakie sankcje naraziłbym się, robiąc to samo motocyklem? Bez prawa jazdy, dowodu rejestracyjnego, ubezpieczenia, kasku, oświetlenia, sam nie wiem czego jeszcze, szwendając się miejscach publicznych. Nie widzę więc powodu, żeby quady nie podlegały żadnym regulacjom prawnym, tylko na litość boską – niech nikt nie opowiada bajek, że pomysły na te regulacje ulęgły się głowach ciężko pracujących naszych parlamentarzystów. A w dodatku, że są to osobne regulacje dotyczące quadów. Bo to po prostu ośmiesza ludzi piszących takie komunikaty, a w dodatku rodzi podejrzenie, że w ogóle nie mają pojęcia, nad czym pracują.A teraz, dla równowagi, pojadę po drugiej grupie, która przyczyniła się do tej dezinformacji. Będą to dziennikarze, redaktorzy gazet i portali internetowych. Bez zastanowienia, bezkrytycznie i bez jakiejkolwiek logicznej analizy rozpowszechniają to, co wygenerują z siebie blogi i komunikaty prasowe, dodając od siebie chwytliwe tytuły i odpowiednio dramatycznie ubarwiając literackimi wątkami suche przekazy. Niby słusznie – bo w razie awantury zawsze można się powołać na źródło informacji, więc tzw. dupokrytka jest. Tyle tylko, że niekiedy warto jest zastanowić się chwilę nad otrzymanym komunikatem, sprawdzić jego rzetelność, zanim się go odpowiednio podleje sosem sensacji i puści w eter. Ja po przeczytaniu dostarczonego mi komunikatu prasowego, mając pewne wątpliwości, zadzwoniłem do kilku importerów, do Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego, przeczytałem projekt ustawy i mniej więcej zorientowałem się, o co chodzi. Cały ten proces zajął mi 15 minut. I twierdzę, że warto było poświęcić tyle czasu, aby uniknąć zwykłego ośmieszenia się, na które z pewnością bym się naraził, kolportując podobne komunikaty bez odpowiedniego komentarza. I na koniec, aby poprawić nieco humory sobie i Wam, zgodnie z tradycją, nastąpi to, co od kilkunastu lat o tej samej porze roku: Bożonarodzeniowo – noworoczne życzenia. Moi Drodzy! Życzę więc Wam, abyście w przyszłym sezonie mieli okazję czytać jak najmniej głupich, nierzetelnych i niesprawdzonych informacji. I oczywiście zawsze pełnego zbiornika paliwa. Niech Moc będzie z Wami!