Zauważyliśmy, że ostatnimi czasy motocykli trialowych w naszym kraju przybywa. „Winą” za to możemy obarczać między innymi Gabriela Marcinowa i Pawła Słomińskiego, których inicjatywa szkoleń trialowych z roku na rok się rozwija, a tego lata ewoluowała także w tygodniowy obóz.
Ten pierwszy to najlepszy polski trialowiec od czasów Tadka Błażusiaka. W swojej szkółce Gabriel Marcinów Trial School ma pod skrzydłami masę amatorów i obiecujących zawodników. Paweł natomiast wraz z rodziną prowadzi w Bieszczadach dom wypoczynkowy „Gęsi Zakręt”, a do tego jest niesamowicie zapalonym amatorem Trialu. Dlatego też, gdy Panowie się zgadali od razu zabrali się za organizację szkoleń, co chyba było najlepszą współpracą, jaka od lat przydarzyła się polskiemu trialowi. Paweł zaoferował tor zbudowany na tyłach swojej działki, a Gabryś zrobił z niego użytek.
Od dwóch lat, dwa-trzy razy w roku do Zadwórza zjeżdżają się zapaleńcy by trenować pod okiem Gabrysia, a do tego cieszą się z bieszczadzkiego klimatu. Z tego względu traktują to także jako rodzinny wypoczynek, zabierając ze sobą swoje drugie połówki czy pociechy, które raczej się nie nudzą. W okolicy nie brakuje przecież szlaków turystycznych, a nawet siedząc na miejscu dzieciaki i tak mają się gdzie pobawić, a osoby niezainteresowane jeżdżeniem – odpocząć od codzienności – co ważne, za zasięgiem trzeba latać, a internet jest kiepski, więc odpoczniecie też od powiadomień na smartphonie, maili czy telefonów. Urlop pełną gębą!
Nowa formuła, zabawa jak zawsze
Tego lata wypoczynek mógł być nieco dłuższy, bowiem pod koniec lipca w Gęsim odbył się pierwszy w Bieszczadach tygodniowy obóz trialowy. W Pozostałych regionach Polski też jest to zresztą dosyć rzadka impreza. Dotychczas tylko Gabryś zorganizował jedną edycję w rodzinnym Nowym Targu. Specjalnie na tę okazję Paweł od tygodni pracował nad nową konfiguracją toru. Umiejętności trialowców rosną, więc trzeba było przygotować kilka bardziej wymagających przeszkód. Z drugiej strony, przybywa też początkujących, dla których warto było przygotować jakieś łatwe przeszkody. Trudności nie brakowało, ale ostatecznie udało się wszystko upchnąć w jednym miejscu. Całe szczęście, bo na obóz przybyły osoby w różnym wieku i o różnych umiejętnościach – od juniorów po głowy rodziny, od osób debiutujących na trialu po startujących w zawodach. Pogoda była jak na zamówienie, co potęgowało entuzjazm uczniów, choć zapewne i w deszczu nikt nie próbowałby się wymigać. Gabryś wie jak zadbać o to, żeby organizm nie „ostygł” 🙂
Oprócz typowych treningów trialowych, zaserwował jeszcze treningi ogólnorozwojowe, natomiast Pani Ania po treningach dbała, żeby nikt głodny nie chodził. Klimat wieczornych rozmów to już akurat zasługa bieszczadzkiego powietrza i dobrego towarzystwa. Po tygodniu, każdy z nieco obolałymi mięśniami, kilkoma siniakami, bananem na twarzy i ogromem dobrych wspomnień niechętnie żegnał się z bieszczadzkim trialowaniem, ale zarzekał się, że nauka nie pójdzie w las. O tym najłatwiej będzie się przekonać na kolejnych szkoleniach w Gęsim, bo tam zawsze się wraca. Najbliższa impreza już 18-20 października, gdzie się wybieramy i oprócz spotkania znajomych twarzy, liczymy także na poznanie nowych osób.
Więcej informacji na:
facebook.com/bieszczady.gesizakręt