Górskie serpentyny, przełęcze na których „rządzą” motocykle – to był plan. Cóż, może i ty planujesz, ale życie miewa inne pomysły, wplatając w dobrze przygotowaną wyprawę niespodziewaną walkę z oponami.
Na skróty:
Piękna, słoneczna pogoda, zaplanowana trasa, dobrze przygotowany motocykl, pozytywne nastawienie. Cóż więcej potrzeba, żeby przeżyć udaną wycieczkę po Alpach i Dolomitach? Potrzeba odrobiny szczęścia.
Opony z niespodzianką
„Mechniczna Pomarańcza” (czyli mój V-Strom) na wyjazd w Alpy dostała nowiuteńkie, pachnące fabryką, markowe opony. Mój ulubiony dotąd model nadawał się też na szutry no i przede wszystkim świetnie trzymał na wodzie. Ba, lepiej niż na suchym! A Alpy? Jak to Alpy – z pogodą w wysokich górach nigdy nic nie wiadomo, a plan zakładał, że zrobimy po samych górach, winklami, ze trzy tysiące kilometrów plus „tam” i „z powrotem”. Dlatego nowe oponki były wskazane.
Tymczasem pierwszą ostrą glebę zaliczyłbym już w Czechach, kiedy w trakcie leciutkiej mżawki w długim łuku zupełnie niespodziewanie przy ośmiu dyszkach uciekł tył, ustawiając motocykl prawie bokiem do kierunku jazdy. „Sztormiak” z ledwością się wyprostował. Kompletnie mnie to zaskoczyło. Okazało się, że i owszem, oponki nowe i markowe, tylko przyozdobione dumnym napisem „Made in China”. Potem przekonałem się, że zostały wykonane z mieszanki twardej jak skała, nie zużywają się i oferują „niezapomniane wrażenia” na śliskiej nawierzchni.
W Dolomity
Za Salzburgiem wjechaliśmy w Alpy, omijając pokonane już rok temu Hochalpenstrasse i przełęcz Grossglockner. Celem były włoskie Dolomity. Niestety, twarde opony już na pierwszych, górskich winklach dały mi się we znaki. A jeżdżenie po Dolomitach to zupełnie coś innego niż po austriackich Alpach. Drogi są węższe, zakręty ostrzejsze, nawierzchnia miejscami nierówna, lecz jest jakoś bardziej motocyklowo. Może dlatego, że na trasie spotyka się nie grzecznych, austriackich bikerów, którzy jadą tak ładnie i spokojnie, że można się zdrzemnąć, podziwiając widoczki, tylko przede wszystkim grasujące tu Ducati i Moto Guzzi różnej maści oraz chłopaków na supermoto.
Pisząc „grasujące” mam na myśli to, że włoska, górska turystyka motocyklowa polega na nieustającej gonitwie i przerzucaniu się z gazu na hamulec i z powrotem, gdzie każdy zakręt brany jest na maksa, jakby od tego zależało zwycięstwo w jakimś Grand Prix. Nie lubię się czołgać w niemieckim stylu, więc po Italii jeździ mi się dobrze. Tutaj nikt nie jest poprawny politycznie, liczy się radość z jazdy. W końcu po to kupiliśmy motocykle, a nie auta, żeby dobrze się bawić.
I tak z przełęczy na przełęcz, czyli z passo na passo, bujając się między niebem a ziemią, rzadko zjeżdżając poniżej 2 tys. m n.p.m., lecieliśmy naszymi V-Stromami przez Dolomity, próbując trochę pospierać się z nawałnicą ryczących Ducatów i KTM-ów.
Mijając po drodze Cortinę d’Ampezzo czy Predazzo ze swoimi skoczniami narciarskimi, w iście bajkowej pogodzie pognaliśmy nasyceni serpentynami Dolomitów w kierunku słynnego jeziora Garda.
Włoskie jeziora
Jazda po Włoszech poza autostradami (a założenie było takie, że autostrady są passe) to kompletny cyrk. Ruch na lokalnych drogach jest tak duży, że tempo jazdy rzadko przekracza 80 km/h. Jest pełno ograniczeń prędkości, karabinierzy polują, a miasteczka nie mają obwodnic, więc korek za korkiem. W tych warunkach bardzo mi się podoba współpraca między kierowcami. Nikomu nie przeszkadza to, że motocykle idą po prostu centralnie, środkiem drogi. Ani samochodziarzom, ani karabinierom. U nas oczywiście zaraz byłaby agresja na drodze, a motocykliści zostaliby nazwani mordercami drogowymi, pokazywanymi w negatywnym świetle w różnych mediach. A w Italii? Luuuuuzik. I jakoś się nie zabijają, a jeżdżą tak szybko, że nawet po mieście listonosza na skuterze 125 ccm trudno dogonić, bo „leci” na pełnym gazie. Trąbią – owszem, ale wypadków nie ma.
Garda to ogromne jezioro z bardzo fajną drogą, prowadzącą zachodnią stroną. Wschodniej nie polecam, bo jest dużo turystycznych kurortów i… Jeden wielki korek. To coś niesamowitego: jechać i widzieć setki fruwających kejtów na tle panoramy otaczających gór.
A potem – smyk w bok, w kolejne serpentyny. W ten sposób bardzo bocznymi, wąskimi drogami dojechałem do jeziora Idro, potem Iseo, by w końcu wycelować w Como, gdzie jak wiadomo – w Mandello del Lario – jest fabryka i muzeum Moto Guzzi. A tu – bęc! – niedziela, zamknięte i tyle. Humoru mi to na szczęście nie popsuło, bo jezioro Como to istny cud nad cudami: woda ciepła, słońce świeci… I wtedy pogoda załamała się.
Dalej się nie dało
Cóż, kolejne dni jazdy z passo na passo, w deszczu, na „betonowych” oponach uświadomiły mi, że jednak kocham życie bardziej, niż zaliczanie kolejnych uślizgów. Na tym ogumieniu po prostu nie dało się jeździć po serpentynach. A jeżeli odwrót, to przez Szwajcarię, bo tam góry piękne, drogi dobre, a ruch niewielki.
I tu gorąco polecam drogę E 43, która prowadzi przez park narodowy Beverin w kierunku na Chur. Niby krajówka, ale oferuje niezapomniane widoki, podjazdy, zjazdy i w pewnym momencie wspinaczkę tak ciasnymi nawrotami, że V-Strom z ledwością się mieścił w zakręcie. A jak to bywa latem, po załamaniu pogody – deszcz i „aż” +5oC.
Monachium zafundowało wszystkim remoncik na autostradzie w kierunku Berlina i korek o długości 50 km. Mimo tego na swój sposób był to fajny odcinek, bo pokonałem go razem z pewnym Niemcem na GS-ie, który ewidentnie miał przodków – ułanów. To, co myśmy w tym korku wywijali, jest publicznie kompletnie nie do opowiedzenia. I tak, pokonując ostatnie 1250 kilometrów w 11 godzin, raz w deszczu raz w słońcu, doczłapałem do domu. A opony? Jak nowe!
Najwyższe punkty
Trasa / przełęcz / punkt kraj wysokość
1. Rossfeld-Höhenringstraße Austria 1540 m n.p.m.
2. Staller Sattel Austria/Włochy 2055 m n.p.m.
3. Cortinna do Ampezzo Włochy 1224 m n.p.m.
4. Col de la Bonette / Cime de la Bonette Francja 2715 / 2802 m n.p.m.
5. Col d’Izorad Francja 2360 m n.p.m.
6. Col du Galibier Francja 2556 m n.p.m.
7. Col de l’Iseran Francja 2770 m n.p.m.
8. Col du Grand St. Bernard (Colle del Gran San Bernardo) Włochy/Szwajcaria 2469 m n.p.m.
9. Furkapass Szwajcaria 2431 m n.p.m.
10. St.Gotthard Pass (Passo San Gottardo) Szwajcaria 2108 m n.p.m.
11. Splügenpass (Passo dello Spluga) Szwajcaria/Włochy 2113 m n.p.m.
12. Timmelsjoch Włochy/Austria 2509 m n.p.m.
13. Ötztaler Gletscherstraße Austria 2830 m n.p.m.