Złota polska jesień była w tym roku po prostu nieprawdopodobnie urokliwa, skłoniło to Lecha do porwania z siedziby Suzuki Motor Poland „maszyny plażowej”, a więc VanVan200. Nasz Naczelny z nikim specjalnie nie chciał się nią dzielić, cóż taki bywa los…
Na skróty:
Do tej maszyny nasz redaktor czuje wybitny sentyment, bowiem VanVan w wersji 125 ccm to pierwszy (i jeden z bardzo nielicznych w całej karierze) poważnie skasowany przez niego motocykl. Podczas wyprawy na zimowy zlot do Giżycka w roku 1999 (?). Naczelny ustrzelony został na pustej prostej drodze przez szarżującego z zaoranego pola Fiata 126p. Oba pojazdy były co prawda niewielkich gabarytów, jednak „maluch” to wciąż nie ta sama kategoria wagowa, w której chodzi to Suzuki. Wnioski z tej eskapady jednak nasuwa się inny!
Nawet mały motocykl nadaje się do dalszej turystyki, tylko trzeba mieć nieco więcej czasu.
Bez ekscesów, za to w pięknych „okolicznościach przyrody”
Tym razem sesja zdjęciowa w przepięknych okolicznościach przyrody obyła się bez ekscesów, a Lech ma dobry punkt odniesienia dla porównania tego motocykla w obu wersjach pojemnościowych, więc już w najbliższym numerze podzieli się z Wami swoimi doświadczeniami odnośnie tego odrobinę ekstrawaganckiego motocykla.
Nie myślcie jednak, że VanVan już powrócił na łono SMP. Dopóki importer nie wywiera presji na zwrot, nasz dzielny tester cały czas pomyka maszyną, z dnia na dzień jednak zakładając na siebie coraz grubsze ciuchy.