Zdarzają się sytuacje, w których wypadek wydaje się niemożliwy. Poczucie bezpieczeństwa może być jednak złudne, kiedy zapomni się, że dystans potrzebny do zatrzymania jest proporcjonalny do kwadratu prędkości.
Są znakomite warunki do jazdy, ryzyko kontroli prędkości niewielkie, więc aż się prosi, żeby pojechać „troszkę szybciej”. W końcu to nic takiego, a o ile większa przyjemność z jazdy. Mijamy kolejne zabudowania i nagle… z bramy jednej z posesji wyłania się przód samochodu. Doświadczenie każe nam zwolnić i szukać kontaktu wzrokowego z kierowcą. Spojrzał na nas, czyli widzi. Lecz on odwraca głowę w druga stronę i rusza!
Co robić? Ostre hamowanie? Próba ominięcia? Nie ma czasu zatrąbić, więc marne szanse, że ten z „puszki” się zatrzyma. Hamujemy ostro i odbijamy w bok. Zbyt gwałtownie. Suniemy obok motocykla po asfalcie. Samochód z nieświadomym sytuacji kierowcą oddala się.
Nawet, jeżeli widział nasz upadek, i tak będzie święcie przekonany, że jest niewinny. W końcu nie doszło do kontaktu pojazdów. Fakt, nie zderzyliśmy się, ale to nie zmienia faktu, że jest sprawcą zdarzenia. Zgodnie z art. 17. ustawy Prawo o ruchu drogowym: „Kierujący pojazdem, włączając się do ruchu, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność oraz ustąpić pierwszeństwa innemu pojazdowi lub uczestnikowi ruchu”. Słaba to pociecha, nawet jeżeli sprawca nie odjechał i nie zasłania się opowieściami, że jechaliśmy z nadmierną prędkością.
Co można zrobić, aby uniknąć takiej sytuacji? Może pojechać z taką prędkością, by mieć pewność, że się w porę zatrzymamy. Często zapominamy, że droga hamowania rośnie z kwadratem prędkości. Do tego dochodzi dystans pokonany w czasie, w którym podejmujemy reakcję i który potrzebny jest na zadziałanie układu hamulcowego. Tam, gdzie staniemy hamując z 50 km/h, gdy wytracanie prędkości zaczniemy od 70 km/h, będziemy nadal mieć właśnie 50 km/h.
Świat Motocykli