Na drugim odcinku Dakaru zawodnicy ORLEN Team jechali pewnie, spokojnie i szybko. Kuba Przygoński jest tuż za pierwszą dziesiątką. Z kolei Adam Tomiczek odrobił kilka miejsc w stosunku do pierwszego dnia rajdu.
Kuba Przygoński zajął dobre, jedenaste miejsce na drugim odcinku Dakaru. To jednocześnie dobra pozycja do ataku na pierwszą dziesiątkę – a to cel Kuby na tegoroczny rajd.
– Wydawało się, że to będzie prosty etap. Miał być bardzo szybki i był, ale musieliśmy walczyć z kałużami i błotem. Zalewało samochód, nic nie było widać. Chłodnica była zalepiona błotem, więc samochód zaczynał się grzać. Mimo to jechaliśmy dobrze, szybko. Jesteśmy zadowoleni, oby tak dalej – powiedział Kuba Przygoński.
Adam Tomiczek pierwszego dnia Dakaru był 41., ale na drugim etapie przyśpieszył i przez cały odcinek stopniowo piął się w górę. Ostatecznie zakończył etap na 33. miejscu.
– Jechało mi się całkiem dobrze. Popełniłem jeden błąd, ale potem złapałem dobry rytm – powiedział Adam Tomiczek.
W drugim etapie nie wystartował już Kuba Piątek, którego pierwszego dnia Dakaru z dalszej rywalizacji wyeliminowała pechowa kontuzja.
– Strasznie to przeżywam. Tym bardziej, że to stało się na pierwszym odcinku. Na biwaku miałem styczność z zawodnikami. Widziałem, jak wjeżdżają na biwak umorusani, zmęczeni. Ile bym dał, żeby też być taki umorusany i zmęczony! – powiedział Kuba Piątek.
W tych trudnych chwilach Kuba ma wsparcie kolegów z ORLEN Team, między innymi Jacka Czachora, który jako kapitan zespołu wspiera młodszych kolegów na tegorocznym Dakarze.
– Na sto procent Kuba jechał spokojnie. To nie była wielka wywrotka, byłoby to widać po motocyklu. Tak nieszczęśliwie upadł, że kciuk mu się wykręcił. Pech, współczuję Kubie – powiedział Jacek Czachor.
– Błędy i pech są wkalkulowane w ten sport. Nigdy nie wiadomo, co się zdarzy – dodał Adam Tomiczek.
Trzeciego dnia Dakaru zawodnicy będą mieli do przejechania podobną odległość, jak we wtorek: 780 km z San Miguel de Tucuman do San Salvador de Jujuy. Odcinek specjalny będzie o ok. 100 km dłuższy od wtorkowego (łącznie 364 km). Jednak najważniejszy dla zawodników jest nie dystans trzeciego etapu, a drastyczna zmiana wysokości.
– Z biwaku już widać Andy. Jutro wjedziemy w góry, na 5000 m n.p.m. Pokonamy tę wysokość w ciągu dwóch godzin. To będzie wyzwanie! – powiedział Kuba Przygoński.