To on śpiewał kiedyś „Do zakochania jeden krok”. Dzisiaj pisze dla nas, jak zadbać o swój motorower. Nie ma w tym nic dziwnego, bo Andrzej Dąbrowski to znany piosenkarz i perkusista jazzowy, ale także kierowca rajdowy i dziennikarz motoryzacyjny.
Cierpliwość i stosowanie się do starej szkoły docierania silników popłacają. Już trzeci sezon jeżdżę Rometem CRS 50, pomykając nim od czasu do czasu po polnych dróżkach okolic Ciechanowa.
Mam takie okresy w życiu, że muszę mieć coś nowego, czym można się poruszać szybciej od roweru i co ma silnik spalinowy. Trzy lata temu, gdy przyszedł taki moment, zdecydowałem się na polsko-chińską produkcję – Rometa CRS 50. „Nówka” o całkiem sportowym wyglądzie za około 4000 zł – to pasowało do moich sportowo-emerytalnych marzeń. Na Dakar już nie pojadę, ale po leśnych szutrówkach Mazowsza, pędząc z prędkością 40 km/h, czuję to, co w pierwszym zdaniu instrukcji obsługi tego motoroweru opisano jako „ekscytujące, porównywalne z wolnością uczucie”.
Zanim uruchomiłem Rometa, na portalu YouTube oglądałem młodych chłopców, jak „docierają” motorowery. Poczytałem „fachowe” komentarze dotyczące „badziewia z Chin”, które rozpada się po kilkuset kilometrach. Po czym sięgnąłem do mojego wieloletniego doświadczenia. Przeczytałem dokładnie instrukcję obsługi. Kupiłem dwa litry oleju Motul 5100 15W-50 i nie przekraczając dozwolonych instrukcją 6500 obrotów na minutę, rozpocząłem pierwsze jazdy.
Po przejechanych 350 km wymieniłem olej. Trzeba mieć dużo samozaparcia, by nie przekraczać w tym czasie 35 km/h. Moja pierwsza „długa” podróż na docieranie to 80 km do Sochocina. Jechałem chyba trzy godziny, z przerwami na studzenie silnika. Kolejna wymiana oleju przy tysiącu kilometrów. Dziś już wiem, że cierpliwość popłaca. Romet CRS 50 ma już ponad 3000 kilometrów i zapala od jednego „kopnięcia”.
Niedawno po raz pierwszy wypróbowałem jego prędkość maksymalną. Motorower nie ma żadnych przeróbek i udoskonaleń. Kiedy obrotomierz wchodził na czerwone pole i przekraczał 8000 obr./min, na prędkościomierzu miałem 63 km/h! A więc prawidłowe docieranie się sprawdziło. Na co dzień po okolicy jeżdżę dla relaksu z prędkością 45 km/h. Duży zbiornik (11 litrów) pozwala z rzadka zaglądać na stacje paliw. Przeciętne zużycie na 100 kilometrów oscyluje wokół 2,5 litra. Tylne zawieszenie z centralną sprężyną ma możliwość regulacji twardości. Ani ono, ani przedni widelec nie sprawiają kłopotu, a potężny hamulec przedniego koła działa superskutecznie.
Czy na nic nie mogę się poskarżyć? Jednak nie. Przez pierwsze 1500 kilometrów, przy redukcji z trójki na dwójkę, po kilku sekundach, bieg często wyskakiwał. Lecz ta niedogodność w miarę upływu czasu sama ustąpiła i jak dotąd, wszystko działa sprawnie. Owszem, malutki jest akumulator. Ma tylko 7 Ah. Przez rok trzymał dobrze. Na zimę zabierałem go do domu. Kiedy był w pełni naładowany, elektryczny rozrusznik działał znakomicie. Dopiero teraz, po miesiącu niejeżdżenia, musiałem uruchomić go (nb. bez problemu) kickstarterem.
Jak było do przewidzenia, a przed czym ostrzegał mnie przyjaciel, Jacek, zaczyna mi już brakować mocy. Nie mnie osobiście, tylko w silniczku. Cztery koniki w piaszczystym terenie – to okazuje się za mało. Niewielki, stromy podjazd udaje się pokonać tylko jedynką i na wysokich obrotach. Romet CRS 50 niestety dużo waży: 118 kg to moim zdaniem, jak na motorower, o 25 kg za dużo. Sam mam 85 kg, więc i tak trzeba podziwiać, jak te cztery kucyki radzą sobie z tą masą.
Młody człowiek z Mika Serwisu w Ciechanowie, który bardzo solidnie robi przeglądy mojego Rometa, ma kilka chińskich, sprawnych skuterów po przebiegach ponad 20 tys. km. Moim Rometem przejechałem względnie niewielki dystans, lecz wierzę, że przy 15 tys. km nadal nie będę miał kłopotów. Myślę, że złe opinie o chińskich jednośladach są mocno przesadzone. Oczywiście, nie jest to jakość japońska, ale cena takoż nie. Jednak jest to produkcja oparta na japońskich konstrukcjach. Jeżeli użytkownik będzie się stosował do zaleceń instrukcji, jeździł na dobrym oleju, dokonywał terminowych przeglądów i nie „zarżnie” pojazdu przez pierwsze 1000 kilometrów, to czy to będzie Romet, czy inny chiński skuterek, pozwoli poczuć nieco wolności.
Andrzej Dąbrowski – wybitny perkusista jazzowy (grał z największymi muzykami jazzowymi, w tym ze Stanem Getzem), piosenkarz, wykonawca takich szlagierów jak „Do zakochania jeden krok” czy „Zielono mi”. Kierowca rajdowy i wyścigowy, wicemistrz Polski w rajdach, wyścigach górskich i rallycrossie (amatorsko jeździ do dziś!). Dziennikarz muzyczny (prowadził „Trzy kwadranse jazzu” w Trójce), motoryzacyjny (wieloletni autor tygodnika Motor) i fotograf.