Adam „Nergal” Darski idzie zawsze pod prąd. Łamie konwenanse
i nie pozwala się zaszufladkować. Wciąż zaskakuje, podbija świat i… jeździ na motocyklach.
Piotr Baryła: Trasy koncertowe, wywiady, życie na walizkach… Nie jesteś tym wszystkim zmęczony?
Adam „Nergal” Darski: Bywam bardzo zmęczony. Ale jeżeli robisz w życiu coś, co cię kręci i ekscytuje, to wtedy jest tak jak z seksem. Też się człowiek musi namęczyć, czasem napocić, a później na drugi dzień wstaje i chce to wszystko powtórzyć.
P.B.: Sporo czasu minęło od wydania Twoich pierwszych płyt. Co czujesz, gdy słuchasz dziś swoich utworów sprzed lat?
A.D.: Tworzę muzykę od 24 lat i ona jest soundtrackiem mojego życia. Jestem dumny i szczęśliwy, że tak długo można funkcjonować pod jedną nazwą. I nie ma się czego wstydzić. To jest jak z oglądaniem zdjęć z dzieciństwa. Najczęściej się śmiejesz, że byłeś gruby albo obsrałeś pieluchę. To po prostu zabawne. Gdy dzisiaj słucham swoich pierwszych płyt, to się uśmiecham – raczej z pobłażaniem.
P.B.: Koledzy z redakcji mówią, że jednego nigdy Ci nie wybaczą: dlaczego, kiedy byłeś z Dodą, do sieci nie trafiły żadne sekstaśmy?
A.D.: A kto powiedział, że my uprawialiśmy seks? (śmiech)
P.B.: Nie jesteś szablonowym facetem. Bywasz kontrowersyjny, często łamiesz konwenanse. Wielu ludziom to przeszkadza…
A.D.: Znam się dobrze na byciu sobą i pielęgnuję tę umiejętność. A że często idzie to pod prąd tłumom, jakimś konwenansom albo pod włos tabu, to już nie mój problem. Kieruję się prostymi wytycznymi. Nikomu nie robię krzywdy, a przynajmniej nie celowo. W moim mniemaniu robię bardzo dużo dobrego, a że czasami ktoś ma problem ze zrozumieniem pewnych treści albo strawieniem czegoś, co jest ze mną związane… Nic nie poradzę.
P.B.: Nam, Polakom, łatwo zajść za skórę. Dlaczego tak szybko dajemy się sprowokować i rozdrażnić?
A.D.: To wynika z naszej natury, która nie wzięła się znikąd. Nie mieliśmy lekko. To, co na przykład Szwedzi wybudowali sobie 300 lat temu, wciąż stoi nietknięte. Mieli więc czas, żeby zajmować się sobą, rozwijać, przerabiać różne tematy. My mamy tak naprawdę 20 lat demokracji i dopiero teraz zaczynamy budować siebie, swoją tożsamość i pielęgnować to, co jest w nas. Wcześniej nie było czasu, bo musieliśmy albo się z kimś o coś tłuc, albo się przed kimś bronić. Pozostały pewne traumy. To ten balast, który robi nam straszny garb mentalny. Warto pracować, by to z siebie zrzucać, ten wór kamieni, który zupełnie niepotrzebnie nosimy na plecach. On spowalnia nasze ruchy i powoduje, że jesteśmy nieruchawi, niezgrabni. Jestem za tym, żeby być elastycznym, szybkim i mieć refleks.
P.B.: Sporo przeszedłeś. Pokonałeś białaczkę. Co dziś mówisz ludziom, których dopadły podobne problemy?
A.D.: Myślę, że warto korzystać z życia w świadomy sposób. Żyć tu i teraz. Ale jeżeli pojawia się jakakolwiek choroba, nawet zwyczajna grypa, to jest sygnał od organizmu, że powinieneś zwolnić i odpocząć. Żyjemy w czasach, w których musimy ciągle zapieprzać. Atakują nas reklamy leków, które mówią, że nie mamy czasu chorować. Masz wziąć lek i następnego dnia być z powrotem w pracy. Ja się z tym nie zgadzam. Chociaż sam często żyję w pędzie, wiem, że moje zdrowie jest na pierwszym miejscu.
P.B.: A co wiesz o motocyklach?
A.D.: Mają dwa koła i robią mnóstwo hałasu. Uwielbiam ten hałas. Mam taką „zajawkę”, ale nie jestem jakimś kompletnym maniakiem. Motocykle i w ogóle motoryzacja fascynują mnie od strony estetycznej. Jeśli chodzi o sprawy techniczne, to jestem kompletnym dyletantem. Nudzi mnie to. Dla mnie znaczenie ma wygląd motocykla oraz jak się na nim czuję i jakie budzi we mnie emocje. Jeśli przedmiot jest piękny, nieważne, czy to motocykl, czy instrument – po prostu klękam. Zatrzymuję się i podziwiam. Karmię się widokiem.
P.B.: Jakim sprzętem jeździsz?
A.D.: Pierwszym motocyklem, który kupiłem, był Harley-Davidson Sportster. Sprowadziłem go ze Stanów. Zgrabny miejski sprzęt. W pewnym momencie poczułem, że brakuje mi mocy. Do motocykli mam oczywiście olbrzymi szacunek. Za każdym razem, kiedy siadam za kierownicą, przypominam sobie, że to ma tylko dwa koła, że jestem praktycznie nagi i muszę uważać. Nie zobaczysz mnie nigdy na jakiejś sportowej „szlifierce”. Nie kręcą mnie i w ogóle nie zwracam na nie uwagi. Natomiast zawsze ją przykuwają piękne café racery, choppery…
P.B.: Jaki motocykl zastąpił Sportstera?
A.D.: Chłopaki z Game Over Cycles zrobili mi prezent na 37. urodziny. Ponad 1500 ccm pojemności, bebechy Harleya, a cała reszta zbudowana od podstaw. Nazwałem go „The Satanist”, jak tytuł naszej ostatniej płyty.
P.B.: Jest jeszcze słynny Behemoth Bike…
A.D.: Behomoth Bike to dzieło sztuki, motocykl pokazowy, który robi piorunujące wrażenie. Gdziekolwiek się pojawia, zgarnia topowe nagrody i zostawia niezapomniane wrażenia. Taka była nasza idea. Chcieliśmy zrobić motocykl koherentny z wizerunkiem zespołu. Wszystkie elementy, które się tam pojawiają, są ściśle związane z symboliką Behemotha.
P.B.: Wróćmy do Twojego motocykla „do jazdy”. Chyba nie masz wiele czasu, żeby się nim nacieszyć?
A.D.: W tym roku będzie lepiej. Planuję kilka ciekawych wyjazdów w moje rejony. Tylko niestety jestem zwierzęciem ciepłolubnym! Zakładanie tych wszystkich ocieplaczy kłóci się z pewną filozofią, ideą wolności. Nie lubię nosić na sobie mnóstwa ciuchów. Gdy siadam na motocykl, chcę się czuć swobodnie, być wolny. A kiedy założę te siedem warstw, odechciewa mi się jazdy. Najlepiej mi jest w samej koszulce. Ewentualnie skóra i nic więcej.
P.B.: Kiedy zrobiłeś prawo jazdy na motocykl?
A.D.: Całkiem niedawno. Gdy wyszedłem ze szpitala (po walce z białaczką – przyp. red.), zauważyłem w swoich reakcjach taką ułomność, że zacząłem oglądać się za motocyklami częściej niż za kobietami. W ogóle po wyjściu ze szpitala sporo rzeczy zaczęło mnie kręcić. Obudziłem się do życia…
P.B.: Spotkaliśmy się w barber shopie, którego jesteś współwłaścicielem. Skąd zainteresowanie tą dziedziną?
A.D.: Subkulturą barberską zainteresowałem się za sprawą Gosi, naszej wspólniczki i autorki tego projektu. Aktorzy czy muzycy często otwierają restauracje i to stało się już pospolite. A ja chciałem zrobić coś innego niż wszyscy, być częścią czegoś, co zainspiruje mnie i innych ludzi. Gosia rzuciła wtedy: „Otwórz barber shop!”.
P.B.: Czy w świecie modelowania brody też obowiązują trendy i mody?
A.D.: Ja jestem fanem dobrego samopoczucia, a nie trendów. One przychodzą i odchodzą. Warto robić ze swoim ciałem i zarostem to, na co ma się ochotę. Miliard razy słyszałem pytanie, czy nie ma zgrzytu pomiędzy męskością a dbaniem o siebie. Myślę, że absolutnie nie. Przecież nie kwestionujemy męskości tylko dlatego, że myjemy zęby.
P.B.: Chciałem jeszcze spytać o cele i plany na przyszłość…
A.D.: Cytując punkowych klasyków, powiem: „no future!” (śmiech).
P.B.: Dzięki za rozmowę!
A.D.: Ale czekaj, jeszcze nie skończyłem… (wybuch śmiechu). No dobrze. Bo ja jestem gadułą… Ale możemy tak skończyć. Dzięki!