Segment wyczynowych sportów przechodzi ostatnio zauważalną transformację. Niektóre modele znikają, o dominację walczą marki europejskie, a część motocykli będzie przeznaczona tylko do użytku wyczynowego. Tej transformacji podda się także Yamaha R1, którą znamy.
Na skróty:
Niegdyś to Japończycy rozdawali karty w segmencie superbike. Jednak po premierze BMW S1000RR, a potem Ducati Panigale V4, azjatyckie sporty straciły nieco na popularności. Inną sprawą jest fakt, że te maszyny stały się tak ekstremalne, a wybór emocjonujących sprzętów stał się tak duży, że już coraz mniej tych motocykli widać na ulicach. Nie zapominajmy też, że kolejne normy emisji spalin, to dla producenta ogromne koszty, by motocykl był w stanie poruszać się po ulicach.
Oczywiście te koszty są ostatecznie przerzucane na klienta, który za superbike’a musi obecnie wyłożyć lekką ręką ok. 100 tys. zł. To nie wpływa pozytywnie na sprzedaż, a przynajmniej z takiego założenia wyszła Yamaha. Najpierw objęło to model R6, który co prawda jest nadal dostępny w salonach, ale od 2021 roku wyłącznie bez homologacji jako model przeznaczony do jazdy po zamkniętych obiektach. Podobnie niebawem stanie się z jej większą siostrą, czyli R1 i R1M.
Spokojnie, mamy jeszcze trzy sezony
Norma EURO 5+ obowiązująca od tego roku może i nie jest tak drastycznym przełomem, jakim była EURO 5, ale jednak wymaga dostosowania silników do jej wymagań. Yamaha postanowiła, że nie ma zamiaru dopasowywać R1 do nowych regulacji, nie tylko europejskich, i tym samym nie ma zamiaru oferować swojego superbike’a w wersji drogowej.
Na panikę jest jednak nieco za wcześnie, bo choć decyzja została oficjalnie podjęta, to nie znaczy, że motocykle natychmiast znikają z rynku. Po pierwsze przez cały 2024 rok R1 w obecnej formie jest w pełni legalna i bez problemu będzie można ją kupić. Po drugie, jeszcze w 2025 i 2026 roku, już wyprodukowane egzemplarze, będą mogły być sprzedawane. Po 2026 roku dostępne będą już wyłącznie modele przeznaczone do użytku na zamkniętych obiektach, choć zapewne wyposażenie będą mieć identyczne jak homologowane odmiany.
Niby człowiek wiedział, ale jednak się łudził
Nie da się ukryć, że te informacje są dość mocnym ciosem dla fanów charakternych sprzętów. Zwłaszcza, że nie ma już na naszym rynku Suzuki GSX-R 1000R. Co ważne, zmiana polityki wobec R1 nastąpi na wielu rynkach i wbrew pozorom, bardziej podyktowane jest to kwestią finansową niż niemożnością spełnienia norm.
Pocieszyła mnie jednak rozmowa z przedstawicielem Yamaha Motor Europe, którego zapytałem o tę sytuację. Powiedział mi wprost, że Yamaha absolutnie nie rezygnuje z produkcji i rozwoju R1 oraz pakietów GYTR do niej, a obecna generacja raczej nie będzie pożegnaniem z nazwą R1. Oczywiście, że szkoda, że kariera R1 jako ulicznego gangusa niebawem się skończy lub przynajmniej przerwie. Z drugiej strony konkurencja wygodniejszych, wszechstronniejszych i równie szalonych nakedów na pewno miała w tym udział. No i nie warto zapominać, że Yamaha nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa w kwestii R1!