Końcówka sezonu to w świecie MotoGP gorący okres, ze względu na okienka transferowe. Krążą plotki, chodzą domysły, pozostają niedopowiedzenia. W skrócie, dzieje się. W tym sezonie, akcja jednak jest szczególnie wartka.
Kiedy w zeszłym tygodniu Jorge Lorenzo ogłosił zakończenie kariery, w mediach sportowych i w domach wielu fanów, klawiatury zaczynały się grzać od dyskusji, kto zajmie wolne miejsce po Lorku. Główne typy były dwa – Cal Crutchlow i Johann Zarco, a w tle majaczył jeszcze Takaaki Nakagami, ale nie było trudno zgadnąć, że marne szanse na obecność któregokolwiek w Repsolu. Ostatecznie jednak Zarco, mówi o przejściu do Moto2, choć Avintia Ducati usilnie próbuje go zwerbować w swoje szeregi, natomiast Crutchlow i Nakaagami pozostają w LCR Honda. W Repsol Hondzie usiądzie bowiem tegoroczny mistrz klasy Moto2 – Alex Marquez. Zgadza się, jest to rodzony brat gwiazdy fabrycznej Hondy, Marca Marqueza.
Dla Alexa to chyba wymarzona opcja – debiut i od razu w najlepszym fabrycznym zespole w stawce, u boku swojego brata. Trzeba jednak przyznać, że patrząc po wynikach, to Marc jest tym bardziej utalentowanym bratem, ale nie możemy pomijać faktu, że Alex w tym sezonie, choć nie zdobył druzgoczącej przewagi nad Bradem Binderem, to zasłużył na tytuł Mistrzowski i z pewnością nauczył się lepiej panować nad emocjami w trakcie wyścigu. Pozostaje zatem kwestia tego, czy będzie w stanie dogadać się z fabryczną Hondą. Na chwilę obecną Alex jest po pierwszych testach w Walencji, gdzie jeździł RC213V zespołu LCR Honda i debiut nie wypadł najlepiej – wywrotka i ostatecznie najgorsze czasy w stawce. Na oceny jednak za wcześnie, przecież to pierwszy raz. Poza tym, Alex zapewne odczuwa na sobie presję wynikającą z bycia bratem tak utytułowanego zawodnika, a co za tym idzie, wielu porównań do Marca. Ten sam brat, może go jednak mocno wspierać i dzielić się doświadczeniem – w końcu podobno to bardzo zżyte rodzeństwo. Miejmy nadzieję, że start w jednym zespole tego nie popsuje, a Alex odnajdzie się w realiach MotoGP