Nie będę ukrywać, że wpadłem jak śliwka w kompot. Miałem jechać do Mandello del Lario zwiedzić fabrykę oraz muzeum Moto Guzzi, a trafiłem na imprezę o jakiej nawet nie śniłem.
Na skróty:
Open House swoim rozmachem nie dorównuje największym zlotom motocyklowym w Europie i bardzo dobrze! Znudzony jestem imprezami, na które przyjeżdżają ludzie tylko po to żeby być. Chciałem napisać, że użytkownicy Moto Guzzi są inni, ale słowo użytkownik jest nie na miejscu. Bardziej adekwatne wydaje się słowo: wyznawcy. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że jeździsz na Gutku, który ani nie jest najszybszy, ani najlepszy, ani najtańszy. Te motocykle nie muszą być „naj” one po prostu są. Są inne i to jest właśnie w nich najwspanialsze.
Muzeum Moto Guzzi
Zaskakujące jest to, że przed chwilą napisałem, że nie są najszybsze. Moja wizyta w muzeum Guzzi podczas Open House 2019 tego nie potwierdza. W latach 30, czy 40-tych w Mandello powstawały sprzęty, które dzisiaj przyprawiają o dreszcze. Wiesz, kompresory, trzy cylindry w rzędzie – istne potwory. Tego nie da się opisać. Jeżeli będziesz w okolicy Mandello, zwyczajnie musisz się tam pojawić. A nawet jeśli nie planujesz, to wiedz, że warto się tam wybrać specjalnie i spędzić cały dzień na oglądaniu tych motocykli.
Rewolucja
Na imprezę Open House co roku przyjeżdżają miłośnicy marki z całego świata! Klasycznie, impreza trwała trzy dni (6-8 września), a najjaśniejszą gwiazdą zlotu zdecydowanie było Moto Guzzi V85TT – nie ma co się dziwić, ten model to swoista rewolucja w katalogu Guzzi. Aż ciężko było sobie odmówić wzięcia osiemdziesiątki piątki na testy i wybrania się na wycieczkę w pięknej scenerii jeziora Como.