Jeżeli 8 i 9 września zabraknie cię w Kopalni PGE na 5. edycji Red Bull 111 Megawatt, koniecznie oglądaj relację live – gwarantujemy, że w przyszłym roku będziesz już na miejscu!
Przed nami największa offroadowa, a być może także i motorsportowa impreza w Polsce. Już 8 i 9 września Kopalnia PGE i Kleszczów ponownie staną się światową stolicą „brudnego sportu” i tym razem również przystankiem WESS. 5. edycja Red Bull 111 Megawatt zapowiada się grubo – blisko 1000 zawodników na starcie, 2 dni zmagań, piekielnie wymagająca i zdradliwa trasa w największej kopalni odkrywkowej w Europie, najlepsi zawodnicy na naszym globie i mega atrakcje dodatkowe.
To wszystko i jeszcze więcej czeka nas już w najbliższy weekend samym sercu Polski. Jeżeli nie możecie być na miejscu, koniecznie odpalcie transmisję na żywo z Red Bull 111 Megawatt. Relacja z finałowego wyścigu startuje w niedzielę o 13:05 pod tym linkiem (https://www.redbull.com/int-en/tv/live/AP-1VG4NXRR52111/red-bull-111-megawatt).
Kwalifikacje będziecie mogli oglądać na
Przeczytajcie, co przed zawodami na swoim podwórku miał do powiedzenia Tadek Błażusiak:
Cześć Tadek! Dobrze, że jesteś znowu w Polsce – ludzie nie zaczepiają na ulicach?
Taddy Błażusiak: Tak, dobrze jest być znowu w ojczyźnie. Co do ludzi – to nie wiem, nie miałem okazji sprawdzić (śmiech).
[youtube https://www.youtube.com/watch?v=-U7-MQTDjfs?allowfullscreen=true&autoplay=0&border=0&wmode=opaque&controls=1&showinfo=0]
Jesteś tu nie bez powodu – w końcu przed nami 5. edycja Red Bull 111 Megawatt. Czym dla ciebie są zawody sygnowane twoim numerem?
Impreza powstała w głowach kilku osób już jakiś czas temu, udało się ją zrealizować 5 lat temu i od tamtej pory rośniemy w siłę. Zawsze chętnie tu wracam i gdy przygotowuję się do tych zawodów, nie mogę doczekać się startu. W tym roku Red Bull 111 Megawatt jest częścią World Enduro Super Series – to tylko pokazuje, jak ogromna i popularna jest to impreza. WESS od samego początku chciał nas w swoim kalendarzu, więc tym bardziej jestem dumny z tego, co udało nam się stworzyć.
W zeszłym roku byłeś na emeryturze i zabrakło cię na starcie. Stęskniłeś się za rywalizacją w Kopalni PGE?
Jednym z elementów mojego powrotu do ścigania było właśnie powstanie cyklu World Enduro Super Series, o którym zawsze marzyłem. Piekielnie cieszę się, że znowu wystartuję w Red Bull 111 Megawatt, bo jazda przed polską publicznością to zawsze dodatkowa motywacja.
Co najbardziej cię zaskoczyło, kiedy oglądałeś zawody w Kleszczowie z boku?
Raczej nie dałem się zaskoczyć, bo wiem, jak ogromne jest to przedsięwzięcie. Fajnie było jednak poobserwować te zawody z trochę innej perspektywy. Zobaczyć reakcje kibiców i ich interakcje z zawodnikami. Cieszę się, że z każdym rokiem ta impreza rośnie w siłę, jest coraz więcej kibiców, a organizatorzy uczą się z kolejnymi edycjami. Red Bull 111 Megawatt coraz wyżej podnosi poprzeczkę. Za nami już 5 lat i oby co najmniej 5 kolejnych…
Podczas pierwszej edycji wystartowałeś na czterosuwowej trzysta pięćdziesiątce, w kolejnych latach dosiadałeś już dwusuwowej trzysetki (jak większość zawodników) – aż tak się zmieniły te zawody?
W pierwszej edycji pojechałem na 350-tce, bo wtedy byłem w środku sezonu endurocrossowego w Stanach i nawet nie miałem przygotowanej 300-tki, żeby nią wystartować. To był główny powód. W kolejnych latach zawsze już miałem gotowego dużego dwusuwa do ścigania, więc jeżeli była potrzeba, to po prostu go brałem. Myślę, że trzysetka jest to motocykl, który bardzo pasuje do tych zawodów, chociaż z tego, co wiem, w tym roku kilku topowych zawodników wystartuje na czterosuwach. Kto to będzie? Zobaczycie na miejscu.
Dlaczego ty stawiasz na 300-tkę?
Jest to zdecydowanie łatwiejszy motocykl do jazdy – pod takim względem, że łatwiej o przyczepność, łatwiej o korektę w przypadku jakiegoś błędu. Jest również lżejszy i ciężej go po prostu popsuć. Poza tym czuję się na nim dobrze w takim terenie.
Można powiedzieć, że Red Bull 111 Megawatt idealnie oddaje ducha WESS. Nie wydaje ci się, że organizatorzy mogli się wzorować na tych zawodach?
W całej serii WESS chodzi o to by wyłonić najlepszego zawodnika z trzech różnych dyscyplin. Naszym założeniem było zrobić zawody, w których wszyscy będą się fajnie bawić i będą mogli się pościgać. Połączyliśmy cross country, endurocross i hard enduro – tak żeby było ciężko, ale przy okazji ciekawie i widowiskowo dla kibiców. Pomysł, który zrealizowaliśmy 5 lat temu widać był jak najbardziej trafiony skoro w tym roku powstała cała seria łącząca różne dyscypliny offroadowe. Nie wydaje mi się jednak, żeby organizatorzy wzorowali się na polskich zawodach, chociaż mogły podsunąć komuś pomysł. Wpadli na coś podobnego i jak widać trafili w „10”, bo seria świetnie się przyjęła.
Dlaczego Red Bull 111 Megawatt jest tak wyjątkowy?
Cała atmosfera jest niesamowita – setki zawodników oraz tysiące kibiców i to jeszcze w tak niezwykłym miejscu, jak największa kopalnia odkrywkowa w Europie – już to robi ogromne wrażenie na każdym.
Połączenie trzech różnych dyscyplin w jeden szybki wyścig to ostre połączenie. Co jest najtrudniejsze, aby dobrze pojechać w Kopalni PGE?
Pierwsze okrążenie to piekielnie mocne tempo, które trzeba utrzymać, żeby nie wypaść z gry. Na drugim zaczynają się duble, więc trzeba tracić jak najmniej czasu na wyprzedzanie i dalej trzymać wysokie tempo. Na ostatnim okrążeniu trzeba zacisnąć zęby i wytrzymać ostrą jazdę już do samej mety. Z boku może tego nie widać, ale na Red Bull 111 Megawatt przez całe dwie i pół godziny ciśnie się na maksa. Jest to stosunkowo krótki wyścig, więc trzeba iść na całość. Nie trudno wtedy o małe błędy, które mogą bardzo dużo kosztować. To właśnie one najczęściej decydują o wygranej lub przegranej.
Pierwsza edycja padła twoim łupem – potem Jonny Walker ustrzelił hat tricka. Masz strategię, jak odebrać mu koronę i wrócić na najwyższy stopień podium?
Nie mam na niego strategii i nie patrzę tylko na Walkera. Chcę pojechać dobre zawody i zająć jak najlepsze miejsce. Jestem dobrze przygotowany, tak samo jak motocykl. Jestem też zmotywowany, więc przed swoją publicznością będę chciał dać z siebie wszystko. Zobaczymy, na ile wystarczy, ale myślę, że walka będzie zacięta.
Polski przystanek otwiera w WESS drugą połowę, dużo szybszych zawodów, podczas których specjaliści od ostrej jazdy po piasku powinni mocno punktować i odrabiać straty. Czujesz, że należysz do tego grona?
Myślę, że ta druga część sezonu będzie bardziej odpowiadała mi niż pierwsza. Mimo, że wywodzę się z triala i hard enduro, to ostatnich 7-8 lat jednak spędziłem trenując głównie super enduro. Większość zawodów były to szybkie wyścigi, dlatego myślę, że drugiej połowie sezonu będzie bliżej do tego, w czym czuję się dobrze. Mimo, że na wszystkich dotychczasowych zawodach czułem się mocny, to kontuzje, błędy z mojej strony i teamu oraz pech przyczyniły się do tego, że sytuacja wygląda, jak wygląda. Mam nadzieję, że teraz już wszystko będzie szło dobrze. Teraz przydałoby się już nawet nie szczęście, co po prostu wyczerpanie pecha. Resztą zajmę się już sam.
To na koniec odbiegając już od tematu powiedz – jak ci idzie „tacierzyństwo”? Zabierasz swojego (chyba) najmłodszego kibica ze sobą?
Bardzo dobrze! Bardzo się cieszę, bo mały ciągle rośnie i jest coraz weselej. Ma już 2 miesiące i 9 dni, więc rośnie w siłę. Uwielbiam spędzać czas z Maksem i fajnie obserwować, jak się rozwija. Oczywiście, że będzie trzymał za mnie kciuki. W końcu to nie tylko najmniejszy, ale zdecydowanie najważniejszy kibic.
żródło wywiadu: