fbpx

O tym, kim jest Monika Jaworska świadczy choćby historia Jej pseudonimu. Gdy miała 14 lat, tata kupił jej Suzuki AP50. W pół roku później w salonie Ridera zobaczyła najnowszy, sportowy model – AY50 Katanę. Dogadała się ze sprzedawcą, by z małą dopłatą zamienić dotychczasowy skuter na nowy. Do dziś Monika chwali Katanę za niesamowite hamulce i świetne prowadzenie.

Monika Harwas: Twój debiut był niesamowitym sukcesem: rok 2004 – pierwszy start w zawodach, pierwsza w życiu jazda na torze w i od razu podium – trzecie miejsce w Pucharze Hondy CBR 125. Czy taki początek kariery to obciążenie dla zawodnika czy zachęta?
Monika „Katana” Jaworska: Zdecydowanie zachęta! Po takim początku myślisz, że naprawdę nie odstajesz dużo od rywali, nabierasz wiary w siebie i swoje umiejętności. Taka sytuacja zachęca tylko, aby być jeszcze lepszym i piąć się, bo już wiesz, że jesteś dobry w tym, co robisz.

M.H.: Masz liczne tytuły mistrzowskie w Polsce i na świecie. Ścigasz się w różnych dyscyplinach zarówno z mężczyznami jak i z kobietami. Myślisz, że płeć ma znaczenie w świecie sportów motocyklowych?
M.J.: Trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć. Z jednej strony nie, bo kobiety często dorównują umiejętnościami mężczyznom, a nieraz są od nich lepsze. Z drugiej strony tak, bo kiedy stajesz do wyścigu z facetami, niejednokrotnie patrzą na Ciebie krzywo, myśląc: „Kobieta?! Pff… Co ona tutaj robi?!” i śmieją się pod nosem. Potem nie traktują Cię jak godnego przeciwnika, odpuszczając walkę. Łatwo to wykorzystać i zaskoczyć takich rywali.

Monika 'Katana' Jaworska

M.H.: „Monika »czuje« motocykl” – takie zdanie usłyszałam, przygotowując się do rozmowy z Tobą. Co to według Ciebie oznacza?
M.J.: Zauważyło to wiele osób, z którymi współpracowałam podczas zawodów. Ponieważ od urodzenia jestem osobą całkowicie niesłyszącą, wyostrzył mi się odbiór innych bodźców. Nie jestem w stanie usłyszeć, jak pracuje silnik mojego motocykla. Muszę przyłożyć do niego dłoń i w tedy wyczuwam, czy pracuje jednostajnie, czy może coś przerywa.
Pewnego razu mechanik przygotował mi motocykl do wyścigu. Był z siebie bardzo dumny i zapewniał, że maszyna jest zrobiona idealnie! Pojechałam na trening… I wróciłam ze skwaszoną miną. Przekonywałam go, że coś jest nie tak. Coś przeszkadzało mi w zakrętach, motocykl nie prowadził się tak płynnie, jak powinien. Wywiązała się żywa dyskusja. Mechanik dawał sobie obciąć rękę za swoją pracę, ale zaczął sprawdzać od nowa i okazało się, że miałam rację: znalazł za mocno dokręcone łożysko główki ramy i delikatnie skrzywioną felgę…

M.H.: Mistrzyni Włoch Trofeo Femminile Stock 600 w 2011 roku, drugi wicemistrz Polski w klasie Supersport 600, wicemistrzyni Europy w klasie kobiet… Co się czuje w takich momentach na podium?
M.J.: Każde wejście na podium to euforia i duma, ale podczas wyścigów te uczucia mnożą się jeszcze razy sto! Jadąc na zawody do Włoch, nie miałam wielkich oczekiwań. Wiedziałam, że są tam dziesiątki kobiet z całej Europy i na pewno poziom będzie bardzo wysoki. Poza tym byłam na takich zawodach po raz pierwszy, nie miałam doświadczenia, a do tego miałam startować na nowym motocyklu. Po zakończeniu wyścigu – niedowierzanie i zaskoczenie mieszało się z jeszcze większą radością.

Monika 'Katana' Jaworska

M.H.: Nie ograniczasz się do jednej dyscypliny. Próbowałaś swoich sił w superstockach, superbike’ach, motocrossie, gymkhanie, pitbike’ach… Jest jakaś dziedzina sportu motocyklowego, w której chciałabyś się sprawdzić?
M.J.: Zapomniałaś o KAYO, w którym się zakochałam od pierwszej jazdy. To taki miniścigacz. Najbardziej odpowiada mi na nim sportowa pozycja i możliwość mocnego złożenia w zakrętach.
Jazda na wszystkich motocyklach sprawia mi wielką przyjemność i frajdę, daje poczucie wolności. Aczkolwiek każda dziedzina jest na swój sposób inna, każda przynosi inne doznania. Jeśli chodzi o motoryzację, już niekoniecznie na dwóch kołach, bardzo chciałabym spróbować sił na snowbike’ach. To motocykle typu enduro, ale na gąsienicach do jazdy po śniegu. Mam nadzieję, że w przyszłym roku wybiorę się na takie zimowe szaleństwo.

M.H.: Twoje szkolenia na pitbike’ach mają wyjątkowo szeroką ofertę. Znajdą tu coś dla siebie zarówno kobiety, mężczyźni, młodzież jak i dzieci… Odnalazłaś się w nauczaniu bezpiecznej jazdy?
M.J.: Szkołę „Katanka – doskonalenie technik jazdy” prowadzę już od kilku lat. Jeśli chodzi o szkolenia na pitach, jest to raczej świeży temat. Zaczęło się od tego, że chciałam stworzyć szkółkę dla dzieci i z dużą pomocą mojego wieloletniego znajomego, Adama, za co jestem mu bardzo wdzięczna, udało się! Szkółka Katanka Young Team powstała w listopadzie 2017 roku. Pitbike’i okazały się idealnymi motocyklami do nauki młodych riderów.
Po jakimś czasie także dorośli zaczęli pytać o takie szkolenia. Postanowiłyśmy z moją wspólniczką wyjść im naprzeciw. Jazda na pitach wydaje się superzabawą, ale też potrafi wiele nauczyć. Jednak naszą domeną pozostają szkolenia na dużych motocyklach i to tam kładziemy nacisk na bezpieczną jazdę.
Mamy wiele ćwiczeń, które zapoznają uczestników z ich motocyklami, uczą płynnie prowadzić maszyny i wyrabiać dobrą pozycję. Jednak większa część zajęć praktycznych uczy naszych klientów, jak radzić sobie w nieprzyjemnych sytuacjach, jak poprowadzić motocykl i najlepiej zareagować. Ćwiczenia mają dużą powtarzalność. Zależy nam na tym, aby w czasie takiego jedno- czy dwudniowego szkolenia dobre nawyki weszły w krew uczestnikom i by później reagowali automatycznie.
Czy ja się w tym odnalazłam? Oczywiście! Przekazywanie wiedzy daje mi ogromną satysfakcję. Dużo jeżdżę motocyklem po polskich drogach i widzę, że takie kursy są bardzo potrzebne.

M.H.: Parę lat temu mówiłaś, że Twoje marzenia to start w Dakarze lub na wyspie Man. Czy coś się w tym względzie zmieniło?
M.J.: Te marzenia są gdzieś z tyłu głowy, ale wolę się skupiać na tych mniejszych, bardziej realnych i je spełniać. Jeśli chodzi o Dakar, to wiadomo, z jakimi kosztami się wiąże. Natomiast w sprawie Wyspy Man jest trochę inaczej… Start tam nadal jest moim marzeniem, ale bliscy mi na to nie pozwolą. Podkreślają, że wyścig wiąże się ze zbyt dużym ryzykiem. To nie to samo co tor.

Monika 'Katana' Jaworska

M.H.: Jakie masz plany na najbliższe sezony?
M.J.: Ze względów finansowych niestety na razie nie mogę pozwolić sobie na powrót na tor. Dwa sezony temu byłam już blisko przeskoku do klasy 1000 ccm. Trafiłam do zespołu LRP Poland, miałam przygotowane BMW. Zaczęliśmy treningi w Hiszpanii. Lecz po powrocie zderzyłam się z okropną rzeczywistością: skradziono mi samochód. Musiałam znaleźć fundusze na nowy… Potraktowałam to jako znak. Może to zbyt przesądne, ale coś dawało mi do zrozumienia, że wycofanie się jest odpowiednią decyzją.
Tutaj wrócę do poprzedniego pytania o Wyspę Man. Mocno zainteresowałam się skromniejszą wersją tego wyścigu. Chodzi o zawody w Czechach, w miejscowości Horice. Co prawda moi bliscy mają podobne argumenty jak w przypadku TT, ale przekonałam ich, że w Czechach jest dużo bezpieczniej, bo nie rozwija się takich prędkości jak na Wyspie Man. Może jeszcze w tym roku zobaczycie pierwszą kobietę, Polkę, w tym wyścigu. Oprócz tego zamierzam pokazać się na kilku rundach zawodów pitbike’ów i motocrossu w Polsce.

M.H.: Jesteś wzorem dla wielu kobiet i mężczyzn. Wiele osób podziwia Twój styl jazdy i osobowość. Jakiej rady udzieliłabyś tym, którzy zaczynają swoją przygodę z motocyklizmem?
M.J.: Jestem samoukiem. Do techniki i wiedzy, którą zdobyłam, musiałam dojść metodą prób i błędów. Niejednokrotnie bolesnych. Nim osiągnęłam zadowalające efekty, minęło ładnych kilka lat. Kiedy zaczynałam, nie było szkół techniki jazdy, dużego wyboru trenerów… Dlatego każdemu, kto jest na początku swojej przygody z motocyklem, polecam kursy doszkalające. Warto zaufać komuś z doświadczeniem i nie tracić czasu, nieraz zdrowia i pieniędzy na naprawy sprzętu, bo to wszystko może być efektem błędów popełnianych w czasie dochodzenia do prawidłowej techniki na własną rękę. Często też nabieramy złe nawyki, które potem trudno wyplenić. Dlatego podziwiam osoby, które zgłaszają się do mnie na szkolenie zaraz po otrzymaniu prawa jazdy kat. A czy wręcz w trakcie robienia uprawnień. Nieważne, czy ktoś będzie startował w wyścigach czy jeździł weekendami za miasto.
Jeśli chodzi o zawodników, zawsze mówię im, że mają skupić się na tym, co potrafią najlepiej, ale też nie spoczywać na laurach, bo prędzej czy później znajdzie się ktoś lepszy od nich. Trzeba ciągle poprawiać technikę. W ściganiu się bardzo ważna jest również kondycja ciała i umysłu. Nie można myśleć, że jesteś gorszy od kogoś albo żyć w przekonaniu, że nie dasz rady. Trzeba być egoistą, nie patrzeć na innych. Zarówno sukcesy jak i porażki traktować jak kopniaka do dalszego doskonalenia siebie.

M.H.: Jakie miejsce w Twoim życiu zajmuje „Świat Motocykli”?
M.J.: Towarzyszy mi od pierwszego wydania! Nie policzę numerów, stojących na półkach, nie wyrzuciłam ani jednego. Dziesiątki, pewnie już setki. Jestem wielką fanką „Świata Motocykli”. Myślę, że nie przepuściłam żadnego.

KOMENTARZE