fbpx

Potężne powodzie błyskawiczne, jakie nawiedziły południowo-wschodnią Hiszpanię we wtorek 29 października, wyrządziły poważne szkody zwłaszcza w regionie Walencji. To stawia pod znakiem zapytania organizację finału sezonu 2024 MotoGP, który ma się odbyć na obiekcie imienia Ricardo Tormo już za dwa tygodnie.

Na początku bieżącego tygodnia południowo-wschodnią Hiszpanię nawiedziły ulewne deszczu, w niektórych rejonach przynosząc w 24 godzinę tyle wody, ile zwykle spada tam w ciągu roku! Nie dziwi, że doszło do powodzi błyskawicznych, a tysiące ludzi straciły dorobek życia. W momencie publikacji tego artykułu potwierdzono, że w wyniku katastrofy życie straciło co najmniej 60 osób. 

Im więcej informacji dociera do opinii publicznej z Hiszpanii, tym coraz bardziej wydaje się, że organizacja w Walencji finału sezonu 2024 MotoGP stoi pod ogromnym znakiem zapytania. W wyniku powodzi poważnie zniszczone zostały nie tylko drogi dojazdowe do toru Circuit Ricardo Tormo, ale przede wszystkim dwie okoliczne miejscowości – Chiva oraz Cheste. Podobno sam obiekt – nitka toru oraz infrastruktura – pozostały nienaruszone, ale uszkodzeniu uległy okoliczne parkingi, a także znajdujący się tuż obok obiektu tor minimoto. 

Wśród kibiców już pojawiają się głosy, czy w obliczu tragedii uda się rozegrać finał sezonu MotoGP, zaplanowany już za dwa tygodnie, na weekend 15-17 listopada. Problemem może być nie tyle sam stan toru i jego infrastruktury, co zniszczenia w całym regionie Walencji. Podczas Grand Prix do Walencji i okolicznych miejscowości zjedzie nawet ponad sto tysięcy osób, wśród których będą zarówno członkowie zespołów i organizatorzy, jak i kibice. Co prawda zostawiliby oni w regionie całkiem sporo pieniędzy, ale w zasadzie sparaliżowaliby proces szacowania strat i naprawiania szkód.

Wielu zastanawia się, czy odwołanie GP Walencji nie będzie po prostu jedynym racjonalnym posunięciem. Pytanie, czy organizatorzy zdecydowaliby się w ostatniej chwili przenieść finał sezonu na inny tor, czy po prostu rywalizacja w 2024 roku zostanie zakończona przedwcześnie – już w najbliższy weekend na malezyjskim torze Sepang. W GP Malezji po mistrzostwo świata MotoGP może sięgnąć już Jorge Martin, który ma 17 punktów przewagi nad drugim w klasyfikacji generalnej Pecco Bagnaią. Hiszpan musiałby jednak zwiększyć zapas nad Włochem do co najmniej 38 punktów, by już z Sepang wyjechać w jako mistrz świata. Może się jednak okazać, że po prostu wystarczy, że nie roztrwoni swojej przewagi, by – w przypadku odwołania GP Walencji – i tak świętować mistrzostwo.  

Walka o mistrzostwo MotoGP 2024 rozstrzygnie się między Jorge Martinem a Pecco Bagnaią. Czy w obliczu katastrofy w Walencji, stanie się to już w Malezji?

Najbardziej sensownymi alternatywami lokalizacyjnymi jeśli chodzi o rozegranie finału sezonu MotoGP wydają się być tory w stosunkowo bliskiej odległości od Walencji, ale w regionach niedotkniętym katastrofą. Na weekend 15-17 listopada w Jerez de la Frontera zaplanowane są zmagania Lamborghini Super Trofeo World Finals, z kolei prawdopodobnie „wolny” będzie obiekt Algarve International Circuit w portugalskim Portimao…

W podobnej sytuacji były w maju 2023 roku Włochy i Formuła 1, kiedy to z powodu powodzi w północnej części kraju zdecydowano się odwołać GP Emilii-Romanii na torze Imola. Odwołanie zmagań tłumaczono nie tylko zniszczoną infrastrukturą wokół toru i drogami dojazdowymi, ale także tym, że nawet w przypadku organizacji Grand Prix, do zabezpieczenia zmagań potrzebna byłaby pomoc służb – medyków, strażaków i policji. W obliczu katastrofy dziesiątek, setek tysięcy osób, byłoby nietaktem organizowanie wyścigów F1, podczas gdy służby będą niezbędne w zupełnie innych miejscach, aby pomagać w radzeniu sobie ze skutkami katastrofy.

Bez względu na to, jaką decyzję podejmą organizatorzy, warto pamiętać, że „jeżdżenie w kółko na motocyklach” nie jest najważniejsze na świecie. 


Zdjęcia: Ducati, MotoGP

KOMENTARZE