Podobno większość zakupów robimy oczami, a nie rozumem. Tak też było w przypadku moim i kurtki Rukka Raymore. Najpierw zobaczyłem, zachwyciłem się, a dopiero potem doczytałem, z czym mam do czynienia.
Na skróty:
Od jakiegoś czasu uwielbiam ciuchy bawełniane, mimo wszystkich ich niedoskonałości. Przemakają, przepuszczają wiatr, w dodatku w razie paciaka praktycznie nic z nich nie zostaje. Jednak mają coś z ducha dawnego motocyklizmu: wygląda się w nich zawsze elegancko, a w dodatku w letnie dni doskonale chłodzą. Nie na darmo szmaciany Belstaf, najbardziej klasyczna z klasycznych kurtek tego typu, produkowany w niezmienionej formie od lat 40 ubiegłego wieku, kosztuje jakieś nieprawdopodobne pieniądze.
Małe oszustwo
Gdy zobaczyłem Raymore’a, pomyślałem – wreszcie. Rukka wzięła się za robienie bawełnianych ciuchów. Szybko się jednak okazało, że to bawełna tylko…. sztuczna. Kurtka wykonana jest bowiem z materiału Codura Cotton 500. Jednak to właśnie Raymor przekonał mnie, że motocyklowe ciuchy szyte z tworzyw syntetycznych też mogą być fajne, w dodatku wyglądają nie najgorzej.
Jest to kurtka typowo letnia. Producent nie przewidział dla niej ani podpinki ocieplającej, ani oddychającej membrany. Nadaje się jedynie do latania na krótkich dystansach, gdy możemy z dużym prawdopodobieństwem przewidzieć pogodę. Albo po prostu trzeba wozić ze sobą coś przeciwdeszczowego.
Jak będzie tym razem?
Raymore jest do bólu praktyczna i perfekcyjnie zaprojektowana. Wyposażono ją w dwie kieszenie wewnętrzne i cztery zewnętrzne. Mnie to absolutnie wystarcza. Doceniam też te firmy, które wszywają w zewnętrzne kieszenie suwaki tak, aby zamykały się do dołu, a nie do góry – nigdy same nie otworzą się w trakcie jazdy. Dla podkreślenia mojej walcoidalnej figury, po bokach umieszczone są elastyczne panele Codura Stretch, a szerokość u dołu i na rękawach regulujemy zapięciami na zatrzaski. Jest więc wygodnie i chyba nawet estetycznie, co przy mojej sylwetce nie zawsze udaje się osiągnąć.
W kurtce dosyć intensywnie przejeździłem cały ubiegły sezon, a to niestety dla Rukki jest zbyt krótki czas, aby pojawiły się jakiekolwiek defekty czy niedociągnięcia. Na szczęście nie miałem też okazji sprawdzić wytrzymałości kurtki w bezpośrednim starciu z podłożem. Po roku Raymore wygląda ciągle jak nowa i nie nosi absolutnie żadnych śladów zużycia. Poczekam jeszcze cierpliwie, bo może coś jednak się zepsuje, a producent daje gwarancję na swoje wyroby aż 5 lat. Poprzedni testowany przez mnie turystyczny zestaw dopiero po 11 latach naprawdę solidnego ujeżdżania zaczął minimalnie przepuszczać wilgoć na zgięciach łokci – chyba przetarła się membrana. Jednym słowem – ufam tej firmie i mimo że jej wyroby do najtańszych nie należą, jestem przekonany, że jeżeli myślimy o długodystansowym użytkowaniu, inwestycja będzie opłacalna.