Triumph Daytona 675, rocznik 2006, sprowadzony na mienie przesiedleńcze z Kalifornii, przebieg znikomy, absolutnie bezwypadkowy… Choć miałem z nim kilka przygód, to nie daje mi powodów do marudzenia i niechętnie bym się go pozbył.
Na skróty:
Pierwsze wrażenia to poczucie, jakby się jechało na bardzo szybkim rowerze. Motocykl jest bardzo wąski i lekki. Dosiadając Yamahy R6 z tego samego rocznika miałem wrażenie, że jestem na jakiejś sofie…
Zaczęło się klasycznie…
W pierwszych tygodniach użytkowania padł regulator napięcia. Podobno te elementy miały wadę. Wymiana na regulator z Suzuki DL 1000 V-Strom podobno załatwia sprawę. Coś w tym jest, bo u mnie działa już 10.000 km bez problemu.
Następna poważna awaria – w module sterującym spalił się układ odpowiedzialny za zasilanie pompy paliwa. Pompa została podłączona „na krótko” i w ten sposób dojechałem z Polski do Holandii – trasa 1290 km w ok.12-13 h, bez problemu. Na miejscu oddałem mojego „jednorożca” do serwisu Triumpha (MotoPortDenBosch): koszt naprawy, czyli wymiany modułu i dorobienia kilku nowych ścieżek w instalacji (spalone okazały się kable) – 500 euro po rabacie za moją odwagę, że w takim stanie przyjechałem z Polski…
Kto do dopuścił do homologacji?
Z pozytywnych rzeczy, motocykl doskonale „klei się” w zakrętach. Niestety, hamulce, pomimo zastosowania przez producenta przewodów w oplocie stalowym, wydają się lekko drewniane. Ja po torze nie latam, więc na co dzień jest OK.
Oświetlenie seryjne pozostawia wiele do życzenia. Nie wiem, kto dopuścił to do homologacji, skoro lampa przednia oświetla nam lewą stronę, czyli angielskie pobocze. Założenie zestawu ksenonowego nieco ratuje sytuację. Możliwe, że to przypadłość mojego egzemplarza.
Spalanie na trasie to do 7 litrów na 100 km, więcej spala na torze. Bak starcza na ok. 200 km. Wskaźnika paliwa brak, jest tylko kontrolka rezerwy.
Ten silnik!
Wygody na trasie nie ma i nie ma takiej opcji, żeby się pojawiła. Nawet dodanie akcesoryjnej, wyższej szyby nie pomaga. Kolejna bolączka tego modelu to akumulator, jest tak mały, że przeciętny skuter ma większy. Serio. Jeżeli zimą zapomnimy go wyjąć i podładować, to na wiosnę możemy w ciemno zamawiać nowy. Podobno w modelu po lifcie zajęto się tym problemem. Co do schowków pod siedzeniami… Nie pomieszczą niczego. No może malutki śrubokręt i klucz imbusowy.
Pomimo tych paru bolączek i niewygodnej pozycji w czasie podróży, Triumpha albo się kocha, albo się jeździ nudnymi „japończykami”… Ten dźwięk, silnik który nas kusi, żeby go kręcić do końca – tego nie spotkałem w żadnym innym motocyklu. Ma się wrażenie, że cały moment obrotowy jest dostępny przy każdych obrotach. Co do prędkości maksymalnej, to mnie udało się rozpędzić do końca skrzyni biegów. Wtedy na liczniku pokazał się wynik 277 km/h. Komputer ma funkcję zapamiętywania najwyższej prędkości, spalanie chwilowe, średnie, stoper uruchamiany guzikiem rozrusznika (mało kto o tym wie, dlatego, żeby odpalić, trzeba wcisnąć sprzęgło, potem używamy guzika do mierzenia okrążeń).
Kilka lat temu odbyłem podróż życia z Holandii przez Belgię, Luksemburg, Francję, Włochy, Monako, Szwajcarię, Niemcy, do Holandii. Cała trasa rozbita na 4 dni, zrobione ok 2800 km. Spytacie, czy wybrałbym się raz jeszcze w podobną trasę na Daytonie? Nie! Chyba, że podzieliłbym ją na mniejsze odcinki dzienne.
Rekomenduje: Andrzej Franczok
Opinie z naszego FB:
Marcin: Niesamowicie przyjemnie się prowadzi! Chyba najlżejszy w swojej klasie, przez co i megazwinny. Mocny z góry i z dołu, lubi się wkręcać na wysokie obroty. W niektórych egzemplarzach zdarzają się problemy z ładowaniem (alternator/regulator), czego i sam doświadczyłem, ale ogólnie rzecz biorąc świetne moto.
Karol: Moje marzenie, świetne moto…
Maciej: Okrutnie szybki. Bije wszystkie sześćsetki. Niesamowicie idą te trzy gary. Niepsujący się. Jedyną bolączka jest zawór EXUP.