fbpx

Może nie mamy w Polsce tak dużo górzystych terenów, nadających się do szlifowania umiejętności jeździeckich, jak choćby u naszych południowych sąsiadów, ale porośnięte nieprzebytymi lasami Gorce są przepiękne krajobrazowo i bogate w rozmaite zabytki.

Na skróty:

1

Z bazy („Watra” – gosp. agroturystyczne), którą sobie „uwiliśmy” u stóp gór w Koninkach, wyruszamy w stronę Mszany Dolnej, a potem przez przełęcz Przysłop i wzdłuż Kamienicy docieramy do, sławnego swoją śliwowicą, Łącka, które leży już nad Dunajcem. Cały czas jedziemy pomiędzy Masywem Beskidu Wyspowego i zaczynającym się tutaj Beskidem Sądeckim. Trzymając się coraz bardziej potulniejącej w dolinie górskiej rzeki, osiągamy Stary Sącz, leżący w widłach Dunajca i Popradu.

Poniżej: Rynek w Łącku, słynącym ze śliwowicy.



Fot. Marek Harasimiuk


Fot. Marek Harasimiuk

2

Powyżej: Ołtarz papieski na błoniach pod Starym Sączem.

Zostawiwszy motocykle na brukowanym „kocimi łbami” rynku, warto pochodzić po tym starym miasteczku, które powstało na szlaku z Królestwa Węgier do Małopolski. Księżna Kinga (późniejsza święta) z królewskiego, węgierskiego rodu, wniosła księciu Bolesławowi (dorobił się miana Wstydliwego) w posagu żupy solne (Bochnia i Wieliczka). To dzięki jej staraniom staliśmy się niezależni surowcowo w ten minerał, odgrywający wówczas przeogromną rolę ekonomiczną. Relikwie św. Kingi spoczywają w tutejszym, stojącym nieopodal rynku kościele i zespole klasztornym sióstr klarysek (św. Kinga była założycielką klasztoru w XIII w.).

Wyruszamy na południe, w stronę Słowacji. Przy wyjeździe ze Starego Sącza warto zatrzymać się jeszcze przy ołtarzu, gdzie odprawiał mszę św. Jan Paweł II w 1999 r.

3

Powyżej: Zamek w Starej Lubowli – kiedyś w polskim władaniu jako zastaw za srebro pożyczone Zygmuntowi Luksemburskiemu.

Teraz, szosą wijącą się wzdłuż nurtu Popradu, zostawiając po lewej ręce pomost widokowy w Woli Kroguleckiej (odjazd do niego w Barcicach), a potem ruiny zamku w Rytrze, za Piwniczną niepostrzeżenie znajdziemy się na terytorium Słowacji. Ach, ten układ z Schengen, który przyprawia jednych (turystów) o mnóstwo radości a dla innych (antyterrorystów) jest powodem zgryzot.

Wjechaliśmy do Spisza i jego najbardziej związanego z Polską miasta – Starej Lubowli. Spisz od czasów króla Jagiełły był polski. Cesarz Zygmunt Luksemburski pożyczył od Jagiełły 8 ton srebra (na cele wojenne), a warte ono było wówczas dużo więcej, niż obecnie. Ceny srebra, nie tak dostępnego jak dziś, były zdecydowanie wyższe. Jako zastaw Polska otrzymała ziemie spiskie. Finalnie do tej pory nikt Polakom tych pieniędzy nie oddał, a ziemie nam zagrabiono…

4

Powyżej: Czerwony Klasztor – na słowackim brzegu Popradu.

Zamek w Starej Lubowli był w polskim władaniu aż do drugiej połowy XVIII w. W czasie „potopu” szwedzkiego przechowywano tu regalia i skarb koronny Jana Kazimierza. Przechowywał je Sebastian Lubomirski (świetnie opisany w „Potopie”), wówczas stronnik króla i wróg Szwedów, który potem wsławił się rokoszem przeciw Janowi Kazimierzowi.

Zamek jest naprawdę godny zwiedzenia. Oczywiście wszelkie opisy i interpretacja zdarzeń historycznych są przedstawiane ze słowackiego punktu widzenia. Z podobną praktyką spotkamy się zwiedzając zabytki na zachodniej Ukrainie.

Zachłysnąwszy się wspaniałymi widokami Spisza z murów fortecy, ruszamy w dalszą drogę. Kierunek – Polska, a właściwie zamek (węgierski) w Niedzicy, na resztkach Polskiego Spiszu. Z drogi wijącej się wzdłuż Dunajca będziemy widzieć spływające nim tratwy. Miniemy również zabudowania w Czerwonym Klasztorze.

5

Powyżej: Z zamkiem w Niedzicy jest związana legenda, że to tu trafiła przez rodzinne koligacje część skarbu Inków, uciekających przed prześladowaniami Hiszpanów po podbiciu ich państwa. Faktem jest, że po wojnie znaleziono tu tajemnicze zapisy inkaskim pismem węzełkowym, które wkrótce potem zaginęły w tajemniczych okolicznościach.

Po przekroczeniu (niezauważalnej) granicy, warto się skierować do knajpy nieopodal samego zamku. Nazywa się „Zadyma”, ale w środku jest cicho i spokojnie, a motocykle stoją na zamkniętym parkingu dla knajpianych gości. Ceny – nie nadmierne, jadło – smakowite.

Po solidnym posiłku nie chciało nam się zwiedzać wnętrz tego pamiętającego XIV w. zamku strażniczego, stojącego po węgierskiej stronie Dunajca. Zamek nigdy nie był zniszczony przez wojny i dlatego, jeśli mamy czas, warto do niego zajrzeć. Polska strażnica nad Dunajcem, na drugim brzegu, w Czorsztynie, jest w dużo gorszym stanie, choć sporo zrobiono, aby uczynić ją ciekawą dla zwiedzających.

Poniżej: Zamek w Czorsztynie.



Fot. Marek Harasimiuk


Fot. Marek Harasimiuk

6

Powyżej: Unikatowy, gotycki, drewniany kościółek z XV w. w Dębnie (na liście światowego dziedzictwa UNESCO).

Z Czorsztyna wyruszamy w stronę Nowego Targu. Pierwszym obiektem, leżącym po lewej stronie drogi, jest XV w. drewniany kościół w Dębnie. Po kilku kilometrach, w Łopusznej, warto w prawo odbić z głównej drogi, aby obejrzeć pobielony dwór Tetmajerów. Ma bogatą historię, związaną z ciekawymi ludźmi. Jest tu muzeum etnograficzne.

Poniżej: Dwór Tetmajerów w Łopusznej.



Fot. Marek Harasimiuk


Fot. Marek Harasimiuk

7

Powyżej: Sanktuarium w Ludźmierzu.

Nad Łopuszną wznosi się potężny masyw Gorców z mającym ponad 1300 m n.p.m. Turbaczem. Dokładnie po jego północnej stronie jest nasza baza w Koninkach. Jednak by się tam dostać, czeka nas jeszcze ładny kawałek drogi.

Do Ludźmierza, gdzie się teraz kierujemy, najprościej jechać przez Nowy Targ. Ale tu czeka nas tłok na ulicach, więc w Ostrowsku kierujemy się na południe w stronę Bukowiny Tatrzańskiej. W Gronkowie skręcamy na Szaflary, a przeciąwszy szosę Nowy Targ – Zakopane, boczną droga osiągamy Ludźmierz. Za mostem na Rogoźniku kierujemy się na centrum miejscowości i za chwilę parkujemy przed zespołem sakralnym w Ludźmierzu.

8

Śladem pokręconych dziejów

Powyżej: Sanktuarium w Ludźmierzu.

Do pocysterskiego sanktuarium Maryjnego z cudownym obrazem Matki Boskiej Ludźmierskiej ściągają pielgrzymi nie tylko z Podhala. Wyjechawszy z Ludźmierza, w Klikuszowej wpadamy na „zakopiankę”. Dociągamy nią do Chabówki i tutaj kierujemy się na Rabkę Zdrój. Co prawda niedawno proponowałem wizytę w kolejowym skansenie, ale „dobrego, nigdy nie za wiele” i jeśli nie jest późno, warto tam znowu zajrzeć. Oczywiście i w Rabce jest co obejrzeć (m.in. park zdrojowy, muzeum Orkana w dawnym kościele) ale warto jeszcze przy piwku pogadać o tym, co się przeżyło.

Poniżej: Skansen kolejowy w Chabówce.



Fot. Marek Harasimiuk


Fot. Marek Harasimiuk

KOMENTARZE