Swój klub nazwali „Skorpion”. Jego założycielami byli bracia Michał i Jerzy Stankiewiczowie. W owych czasach była to motocyklowa elita. Stać się Skorpioniarzem nie było łatwo: trzeba było mieć charakter i odpowiednio szybki motocykl. Można nazwać ich prekursorami „ścigantów”, czyli trochę szalonych miłośników bardzo szybkich motocykli. Michał Stankiewicz urodził się 2 czerwca 1941 roku, a jego młodszy brat Jerzy – […]
Swój klub nazwali „Skorpion”. Jego założycielami byli bracia Michał i Jerzy Stankiewiczowie. W owych czasach była to motocyklowa elita. Stać się Skorpioniarzem nie było łatwo: trzeba było mieć charakter i odpowiednio szybki motocykl. Można nazwać ich prekursorami „ścigantów”, czyli trochę szalonych miłośników bardzo szybkich motocykli.
Michał Stankiewicz urodził się 2 czerwca 1941 roku, a jego młodszy brat Jerzy – 17 marca 1948 roku. Obu od wczesnej młodości pasjonowały motocykle. W 1967 roku bracia wraz z grupą zaprzyjaźnionych młodych ludzi, zafascynowanych bardzo szybkimi motocyklami, założyli klub „Skorpion”. Początkowo swoje pasje starali się realizować na maszynach kilku marek angielskich i BMW. Od połowy lat 70. stopniowo, ale konsekwentnie przesiadali się na motocykle japońskie.
W kraju o wyczynach Skorpioniarzy krążyły niesamowite opowieści. Jak było naprawdę? Jerzy Stankiewicz opowiedział mi, gdy spotkaliśmy się 11 czerwca 2011 roku w Warszawie.
„Byliśmy wtedy bardzo młodzi i nie za bardzo mieliśmy pojęcie o sprawach organizacyjnych” – wspominał. „Szukaliśmy wzorców, ale takich, które by pasowały do naszych idei, osobowości, temperamentów i przekonań. Owszem, było wtedy w Polsce trochę organizacji motocyklowych, ale to były kluby WFM, SHL, WSK, Junaka, Jawy, CZ, MZ – popierane przez komunistyczne organizacje młodzieżowe i rządowe. My byliśmy inni. Nie pasowaliśmy do tamtych ramek i tamte ramki nie pasowały do nas.
Los zetknął nas z Wojtkiem Echilczukiem i jego klubem Harley-Davidson Warszawa (HDC ’68). Przyłączyliśmy się do nich jako sekcja »Skorpion«. Od nich nauczyliśmy się organizacji klubu i zjazdów motocyklowych. Nasz pierwszy zlot – »Skorpion Rally« – zorganizowaliśmy podczas ich zjazdu w Wolsztynie w 1974 roku. Potem naszą sztandarową imprezę prowadziliśmy sami m.in. w Budach Grabskich i Jachrance aż do połowy lat 90.”
Nazwę i znak klubowy wymyślił w latach 60. Bogusław Polch, znany plastyk, rysujący komiksy. Chodziło o to, aby w sposób alegoryczny nazwa klubu odzwierciedlała jego charakter.
Cechy skorpiona pasowały idealnie – zadziorność, ostrość, szybkość, niezniszczalność.
Wizerunek motocyklisty drastycznie zmienił się w ciągu ostatnich 50 lat. Jak było wtedy? Jakie grupy społeczne reprezentowali członkowie „Skorpiona”? „Bananową młodzież” (bogatą, z dobrych domów) czy sól ziemi – motocyklistów z krwi i kości, którzy wszelkie siły i środki przeznaczali na swoją pasję? „Powiedziałbym pół na pół” – oceniał we wspomnieniach Jerzy Stankiewicz. „Byli zamożni »prywaciarze«, ale byli też przeciętni młodzi ludzie, którzy tylko swojej determinacji i zaradności zawdzięczali zdobycie wymarzonej maszyny. Ja na swój pierwszy nowy motocykl japoński (Hondę CB 750) zarobiłem podczas pracy sezonowej w Szwecji.”
Przez garaż braci Stankiewiczów i ich kolegów z klubu Skorpion przewinęło się wiele motocykli, m.in.: Royal Enfield, Standard, AJS, Triumph, Norton, BSA, Matchless, BMW, Jawa 500, Honda, Yamaha, Kawasaki, Moto Guzzi. Pojawił się też epizodycznie legendarny HRD Vincentem model Black Lightning…
„Pewnego razu Bogdan Nowacki oznajmił nam, że kupił Vincenta. Nie za bardzo wiedzieliśmy, co to jest, więc trzeba było sprawdzić. Rasowy wygląd, palony z pychu, obuty w stare opony Pirelli – wielka niewiadoma” – opowiadał Jerzy Stankiewicz. „Wziąłem ten motocykl, żeby sprawdzić, na co go stać. Pojechaliśmy z kilkoma kolegami na Wisłostradę. Przyspieszenie było oszałamiające. Podczas jazdy (bez kasku), przy około 145 km/h motocykl złapał shimmy. To mnie zaskoczyło. Nie za bardzo wiedziałem, co robić. Wszystko działo się bardzo szybko. Odruchowo zacząłem hamowanie. Udało się…
Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Motocykl miał jeszcze sporo pary ponad to, co wykręciłem, a prosta – jeszcze zaledwie kilkaset metrów. Shimmy spowodowało, że gwałtownie hamowałem. Gdyby nie to, nie wiem, jak bym się złożył w najbliższy zakręt. Po tej próbie Boguś doszedł do wniosku, że motocykl do jazdy szosowej się nie nadaje i sprzedał go.”
Jerzy Stankiewicz zamknął motocyklowy rozdział w swoim życiu: „(…) z motocyklami pożegnałem się w latach 90. Po 36 latach intensywnej, szybkiej jazdy sprzedałem motocykl, czując, że jestem już spełniony. Nie mam jednak pustki w życiu, jedną pasję zamieniłem na drugą. Teraz pływam na windsurfingu.”
Dziś Michał Stankiewicz prowadzi na warszawskiej Woli warsztat dorabiający uszczelki do silników pojazdów mechanicznych. Klub „Skorpion” prowadzą następcy braci.
Stankiewiczowie trwale zapisali się w historii polskiego motocyklizmu jako prekursorzy bardzo szybkiej jazdy na motocyklach, nawet ponad 150 km/h w czasach, w których były to u nas prędkości niewyobrażalne.