My, bez operowych perypetii sytuacyjnych, będziemy się przemieszczać po terenach między Krakowem a Tatrami. Z Wieliczki, o której głównej atrakcji, czyli żupie (kopalni) solnej tym razem nie będziemy się rozpisywać, wyruszamy w naszą trasę. Kierujemy się na południe pięknie wijącą się przez wzgórza drogą nr 964 do Dobczyc. W Dobczycach jest królewski zamek z początku XIV w. (bardzo starannie odrestaurowane ruiny), […]
My, bez operowych perypetii sytuacyjnych, będziemy się przemieszczać po terenach między Krakowem a Tatrami. Z Wieliczki, o której głównej atrakcji, czyli żupie (kopalni) solnej tym razem nie będziemy się rozpisywać, wyruszamy w naszą trasę. Kierujemy się na południe pięknie wijącą się przez wzgórza drogą nr 964 do Dobczyc. W Dobczycach jest królewski zamek z początku XIV w. (bardzo starannie odrestaurowane ruiny), który aktualnie „strzeże” zapory nad Zalewem Dobczyckim na Rabie. Do górnego miasta w Dobczycach podjeżdżamy od centrum, kierując się drogowskazami. Zostawiwszy motocykle przed bramą miejską, idziemy zwiedzać ślicznie położony zamek. Nasyciwszy oczy widokiem otaczających miasto wzgórz i szeroko rozlanej toni czystej wody (zbiornik pełni rolę rezerwuaru dla Krakowa i jest strefą ochronną), jedziemy w stronę Myślenic. Przecinamy je i kierujemy się przez Sułkowice na Lanckoronę.
Na rynku warto chwilę się zatrzymać, aby przyjrzeć się kształtnym, otaczającym go parterowym, domkom. Z rynku, uliczkami zaczynającymi się koło kościoła i wijącymi się, podjedziemy na dziedziniec pod samym zamkiem a właściwie jego ruinami. Budowla powstała czasach Kazimierza Wielkiego czyli w połowie XIV w. Zamek lanckoroński był świadkiem trzech potyczek (lata 1769-71) pomiędzy konfederatami barskimi a wojskami rosyjskimi. Zwłaszcza trzecia bitwa wykazała całe niezdyscyplinowanie i tchórzostwo powstańczych mas szlacheckich, które zostały rozgromione przez dużo mniej liczny, ale wyćwiczony i zdecydowanie dowodzony korpus wojskowy kierowany przez Aleksandra Suworowa, późniejszego generalissimusa carskiego i kata Pragi w czasie Insurekcji Kościuszkowskiej. Niestety las porastający wzgórze zamkowe zasłania widok z ruin na okolicę, więc wsiadamy na nasze pojazdy i z nich będziemy dalej podziwiać krajobrazy.
Od Lanckorony do Kalwarii Zebrzydowskiej jest „żabi skok”. Oczywiście w Kalwarii najciekawszy jest zespół klasztorny ojców Bernardynów z cudownym obrazem Matki Boskiej Kalwaryjskiej oraz szeregiem wielokilometrowych dróżek z rozstawionymi przy nich stacjami męki Pańskiej. Kalwarię Zebrzydowską ufundował na początku XVII w. Mikołaj Zebrzydowski, magnat osławiony nieudanym „rokoszem Zebrzydowskiego” przeciw królowi Zygmuntowi III (poniósł klęskę w bitwie pod Guzowem w 1607 r.). Ponieważ na obejście ścieżek pasyjnych trzeba ok. 3 godzin, więc obejrzawszy kapiące od bogactwa barokowe wnętrze kościoła, wyruszamy w dalszą drogę.
Kierunek – Sucha Beskidzka. Jest tu wspaniały zamek renesansowy i sławna karczma „Rzym”. Pełni podziwu nad architektonicznymi kształtami, wyruszamy w stronę coraz bardziej wypiętrzających się gór, a konkretnie w stronę Zawoi, leżącej pod Babią Górą. Od Stryszawy przebijamy się przez masyw Beskidu Żywieckiego i lądujemy w niekończącej się wsi, jaką jest Zawoja. Jeśli jest dzień targowy, to można tutaj kupić pyszne oscypki. Przed naszymi oczami raz po raz pokazuje się potężny masyw Babiej Góry, nawet w lecie miejscami w żlebach pokryty śniegiem. Kierując się na Jabłonkę, Nowy Targ zaczynamy się z kotliny, w której leży Zawoja, wspinać na zalesioną przełęcz Krowiarki. Świeżość górskiego i leśnego powietrza staje się aż nieznośna dla naszych mieszczańskich powonień.
Za przełęczą rozpościera się przed nami nieogarniona przestrzeń Kotliny Nowotarskiej a po prawej ręce zamglona „piła” Tatr. Ponieważ po drodze jest wiele knajp, a świeże powietrze zrobiło swoje, więc można sobie np. za Piekielnikiem a przed Czarnym Dunajcem coś dobrego zjeść. Zerkając raz po raz na mijane na horyzoncie przepiękne Tatry, dojeżdżamy do Czarnego Dunajca i tutaj nasza droga (nr 957) ucieka na północ (w nr 958) w kierunku Raby Wyżniej.
Zasmakowawszy góralszczyzny (choć tylko widokowo), zaczynamy wracać do Krakowiaków. Obok Rabki Zdroju, dziecięcego uzdrowiska i muzeum Władysława Orkana, jest spory węzeł kolejowy czyli Chabówka. Koniecznie trzeba zajrzeć do tutejszego skansenu kolejowego. Są tu najrozmaitsze parowozy, zarówno pasażerskie jak i towarowe, tabor wożący ludzi i towary czy służący do utrzymania i rozbudowy linii kolejowych. Ba, kiedyś (jeszcze to pamiętam), była tutaj tzw. Luxtorpeda czyli takie przedwojenne Pendolino. Jak malutki czuł się człowiek który zdołał wytworzyć i okiełznać takie olbrzymy. A jak to wszystko huczało, dymiło, gwizdało i sapało w czasie jazdy.
W Chabówce kończy się nasze zwiedzanie obiektów architektonicznych i technicznych. Dalej przez Mszanę Dolną oraz wysterczające się pagóry Beskidu Wyspowego osiągamy Dobczyce, a potem, przy grillu u Madame Lucyldy w Rożnowej koło Wieliczki, przeżuwając pieczyste (i nasze wrażenia z tej ciekawej trasy), zaczynamy się zastanawiać, „gdzie by tu teraz…”
Trasa ok. 230 km: Wieliczka > 17 km > Dobczyce > 31 km > Lanckorona > 7 km > Kalwaria Zebrzydowska > 22 km > Sucha Beskidzka > Zawoja > Jabłonka > Piekielnik > 63 km > Czarny Dunajec > 25 km > Chabówka > 18 km > Mszana Dolna > 30 km > Dobczyce > 17 km > Wieliczka